Rozdział 17

6.3K 178 1
                                    

Damien podaje mi granatową marynarkę. Zerkam na rozmiar. Mój. Jednakże brunet przytrzymując palcami metkę, pomaga mi założyć materiał.
- Wyglądasz w niej dobrze Avi. Bierzesz.
- No nie wiem. Nie jest mi potrzebna, a kosztuje zapewne sporo.
- Potrzebna. Musisz dobrze prezentować się na spotkaniach - wyjaśnia i patrzy na mnie nie ustępliwym wzrokiem - Czy pani próbuje ze mną dyskutować, pani O'Connor? - szepcze do mojego ucha.
Zapewne jesteśmy teraz obiektem uwagi ekspedientek.
- A jeśli to właśnie próbuje robić? - pytam równie cicho co on - Ukarze mnie pan? - ledwo powstrzymuje śmiech przez to jak poważnie to traktuje.
- A myślisz, że ulegnę twojemu łagodnemu spojrzeniu i obejdzie się bez kary? Jesteś w błędzie kochanie. Lot może być długi i bardzo porywczy - kładzie ręce na moje biodra - Moja piękna Aviana. Nie wystawiaj mnie na próbę.
- Zdecydowanie nie jej potrzebuje - mówię już normalnych głosem. - Mam ich całą masę.
- Dobrze - odsuwa się i mierzy mnie wzrokiem. - W takim razie wybierz coś w zamian, ale ja muszę to zaakceptować - odwraca się i podchodzi do białej kanapy, na której zajmuje miejsce, a uprzejma sprzedawczyni podaje mu wodę. Zaraz całkiem ta blondynka rozepnie sobie bluzkę.
Wywracam tylko oczami i znikam pomiędzy półkami. Jednak nie jest taki stanowczy. Sama nie wiem czy to dobrze czy źle, ale chyba czuję się trochę zawiedziona. W oko wpada mi pomarańczowa koszula z żabotem. Uśmiecham się i idę ją przymierzyć. Przebrana pokazuje się Damowi.
- Co myślisz?
- Może - przekrzywia głowę - Możesz ją wziąć, ale to nie jest to. Coś co zdejmę z ciebie gdy tylko mi się pokażesz na oczy - posyła mi drapieżne spojrzenie i pije wodę.
- Tamta marynarka taka była? - patrze na niego głupio.
- Nie - uśmiecha się ukazując szereg białych zębów - Ale to ja ustalam zasady.
- Świetnie. Koszula mi wystarczy - Muskam jego policzek i wymijam go idąc do kasy.
Czuję na sobie jego wzrok i wiem, że już jest za mną. Obejmując mnie podaje, kartę kasjerce.
- Obiecujący lot - mówi do mojego ucha.
Uśmiecham się pod nosem czego nie jest w stanie zobaczyć. I dobrze.
Już nie mogę się doczekać. Tatusiu.  Lubie go prowokować, bo wiem że oboje na tym skorzystamy. Zmieniłam się. Mój charakter uległ zmianie. I o dziwo bardzo mi się ona podoba. Damien bierze mnie za rękę i wychodzimy. Mój telefon zaczyna dzwonić. No tak. Natan.
Zagryzam wargę i odbieram odchodząc kilka kroków od Damiena.
- Cześć skarbie - mówię rozpoczynając połączenie.
- Cześć - słyszę dosyć spokojny ton. Która u nich jest godzina? Nie pamiętam. - O której macie lot?
- Ymm.. za dwie godziny? Nie jestem pewna. A co? Już nie możesz się doczekać? - o matko! Kolacja. Zapomniałam na śmierć.
Ale co się dziwić. Miałam wiele innych spraw na głowie.
- Tak. Coś w tym stylu. Wiesz, kochanie ze jak przyjedziesz to będzie bardzo późno? - przypomina mi.
- Tak, tak, chyba będzie - Muszę się opamiętać. Biorę głęboki oddech i rozglądam się. Stoję przed centrum handlowym. Nikogo obok mnie nie ma. Damien rozmawia z Leonem przy aucie.
- Przełożymy to. Uważaj na siebie, wróć cała - mówi.
- Ty nas odbierzesz?
- Tak... eee ja - odpowiada niepewnie - Idę pod prysznic. Pa maleńka - kończy i rozłącza się.
Chowam telefon do torebki. Dziwny był. Coś nie tak. Marszczę brwi i idę w stronę auta. 
Może dopiero się obudził? Wtedy bywa taki nieprzytomny. To możliwe. Niepotrzebnie się martwię. 
- Tak, na pewno tak jest - mruczę do siebie i wsiadam gdy brunet otwiera przede mną drzwi.
Zapinam pas, a kiedy do mnie dołączają ruszamy. Damien rozmawia z jakimś pracownikiem.
Patrzę przez okno zupełnie się wyłączając. Nie chcę myśleć o niczym. Freddie Mercury umila mi podróż.
- Aviana? - pyta Dam, rozłączając się.
- Tak? - patrze na niego wyrwana z zamyślenia.
- Chciałabyś pójść na studia? Mógłbym ci je opłacić, w ramach pracy. Oczywiście nie musisz. Ale chciałbym coś o tobie wiedzieć. Masz plany? - dotyka mojego policzka.
- Interesuje cię to?
- Oczywiście - patrzy na mnie zdziwiony. - Ty mnie interesujesz. Jak się czujesz, co się dzieje, jakie są Twoje ambicje.
- Widziałeś kiedyś wyniki moich egzaminów? Nie, bo skąd... - odpowiadam sobie sama.
- Widziałem - uśmiecha się krzywo i całuje mój policzek, a potem bierze za rękę palcem przesuwając po knykciach. - Mogę ci pomóc. Wystarczy, że powiesz "chcę".
Moje dobre wyniki musiały zrobić na nim wrażenie co mnie cieszy. 
- Ta praca mi odpowiada - mówię nie do końca zgodnie z prawdą.
- Tak? Siedzisz za biurkiem i odbierasz telefony, a przecież stać cię na więcej. W Nowym Jorku są dobre uczelnie. Płatne, ale dobre. Czego tak naprawdę chcesz, Avio? - przygląda mi się uważnie. Dobre pytanie.
- Nie chce teraz o tym rozmawiać. Studia medyczne są bardzo drogie i proszę nie rób nic bez mojej zgody.
- Wobec studiów - mówi i opiera się o fotel, zamykając oczy.
Do lotniska żadne z nas już się nie odzywa. Musiałam nawet zasnąć bo gdy otwieram oczy jesteśmy już w samolocie.
Hope, która obsługiwała nas w tamtą stronę, właśnie stawia na stoliku obiad dla mnie.
- Dziękuję - mówię i prostuje się.
Blondynka uśmiecha się do mnie życzliwie i speszona znika w pomieszczeniu obok. Damien ją opierdolił? Biorę widelec i zaczynam jeść. Na fotelu przede mną leżą srebrne kajdanki oraz pasek od spodni. Mrużę oczy przypatrując się temu. Chyba wolę nie myśleć do czego mu to. Skupiam się na jedzeniu. Analizuje każdy kęs. To co jem to sałatka z kurczakiem. Naprawdę bardzo dobra. Smakuje mi i zapełnia żołądek. Byłam głodna. Ciekawe gdzie Damien. Rozglądam się, ale go nie dostrzegam. Kończę mój obiad i wypijam szklankę wody. 
Wraca do mnie w czarnej podkoszulce i jeansach. Co za odmiana. Podaje mi rękę.Niepewnie podaje mu swoją Wstając. Czuję trochę obawy, ale to nie strach. Domyślam się, że teraz dostanę karę. Patrzę na te dwie rzeczy. Damien prowadzi mnie do ściany, gdzie jest poręcz. Pcha mnie tak, że klękam. Marszczę brwi i poprawiam się tak by było mi wygodniej. Mam na sobie grafirową spódnicę, którą z łatwością podwinie. Z rajstopami też nie będzie problemu. Bez słowa kładzie moje ręce na poręczy, a metal kajdanek, przyszpila je.
Nie odzywam się ani słowem. Cierpliwie czekam czując budujące się napięcie.
- Za co dostaniesz? - pyta, a ja słyszę jego ciche kroki za sobą.
- Za dyskutowanie - mówię niepewnie.
- Tak - kuca obok mnie, zginając pasek na pół. - Jeśli nie wytrzymasz dłużej musisz powiedzieć. Wymyślmy coś. Jakiego słowa użyjesz, gdy nie będziesz w stanie dalej znieść tego co zaraz zrobimy? - pyta.
- Stop?
- Banalne. Jesteś kreatywniejsza - prycha i wywraca oczami.
- Przecież nie zrobisz mi krzywdy.
- Nie, ale możesz w końcu nie wytrzymać. Nie będę wiedział, kiedy przekroczysz granicę, więc musisz mi powiedzieć. W sumie dostaniesz dziesięć razy. Jeśli w trakcie tego coś się będzie działo, mówisz i przerywamy. Będziesz mówiła, że już nie możesz, ale będziesz tego chciała. Więc to musi być słowo, którego użyjesz w ostateczności.
- Kokos? To słowo którego nie powinnam zapomnieć. Nie wiem jakich słów się używa.
Uśmiecha się tylko i wstaje. Po chwili moje rajstopy blokują mi kostki, a spódnica jest podwinięta. Majtki również zostają zsunięte. Raz. Skórzany pasek uderza w mój tylek.
- Aaa! - z moich ust wyrywa się krzyk.
Mam nadzieję, że nikt tu nie wejdzie. Dwa. To wcale nie są delikatne uderzenia. Damien nie traktuje mnie łagodnie. Czuję jak mnie pobudza, ale ten ból wszystko tłumi.
Zamykam oczy. To trochę inaczej niż ręką. Przestaje. To już? Nie było dziesięć. Czuję jak coś we mnie wsuwa. Kulki? O nie. Piąty raz uderza, a ja piszczę. Zabawka porusza się w moim wnętrzu i ociera o wrażliwe miejsca.
- Poczekaj! Chwilę - wiercę się będąc kompletnie zagubiona.
- Mam przestać? - pyta, przejeżdżając dłonią po moim pośladku. - Czy kontynuować? Ale warunek jest taki, że nie możesz dojść.
- To takie dziwnie.
- Ponieważ nowe.
- Daj mi chwilę - proszę łapiąc głębokie oddechy.
Nie odpowiada. Głaszcze mnie po włosach. To takie intensywne. Boli, ciężko to znieść, a jednak ciągle chcę prosić o jeszcze więcej. Jeszcze dwa. Zostało tylko dwa, a ja czuję jak moje uda są, całe mokre. Doszłam i to było nieziemskie.

Światełko NadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz