Rozdział 2

969 68 10
                                    

-Steve, nie rozdrapuj tej rany.- szepnął geniusz spuszczając wzrok w niego na swoje nogi.

Stark bardzo chciał by Steve wrócił do szkoły i zapomniał o tym że kiedykolwiek spotkał swego dawnego przyjaciela. Wiedział że to samolubne i egoistyczne z jego strony i że krzywdzi tym blondyna ale nie chciał by ten znów cierpiał. Ale to w końcu Kapitan Ameryka, wzór dla każdego człowieka. On nie jest w stanie zostawić swojego przyjaciela w potrzebie mimo że ten go nawet nie pamięta.

Wiedział że Kapitan był w stanie oddać życie za każdego człowieka. Wiedział że dla Kapitana każdy człowiek jest ważny ale Tony chciał być tym jedynym.
Tym jedynym za którego był by w stanie oddać życie.
Tym jedynym którego jest w stanie bronić.
Tym najważniejszym.

-Muszę. To mój przyjaciel.- powiedział i znów spojrzał w brudny od zacieków sufit i mimo użycia słowa "przyjaciel" Tony poczuł jak jego serce trafia szlak.

-Ja już pójdę. Za chwilę przyjdzie Sam.- powiedział i wyszedł nie czekając nawet na pożegnanie ze strony Rogersa.

Na schodach minął się z Wilsonem i nie uraczył go nawet minimalnym uśmiechem. Wyszedł ze szpitala i podszedł do swojego srebrnego Audi. Włożył ręce do kieszeni w poszukiwaniu kluczy. Po dłuższym ich szukaniu wszedł do pojazdu i zamykając drzwi za sobą uderzył rękami o kierownicę w głośnym krzykiem.

Tony był zły, chociaż nie, on był wściekły. Steve wolał człowieka który go prawie zabił. Mimo że on nie wie nic o uczuciach geniusza to jest on najważniejszy dla niego. Od kiedy Pepper od niego odeszła bo uznała że nie będzie przy nim szczęśliwa myślał że już z nikim nie będzie chciał być ale wszystko się zmieniło kiedy na jego drodze stanął blondyn o niebieskich tęczówkach, nastolatek wyciągnięty z kilku-dekadowego snu.

Odpalił silnik i włączył się do ruchu na zatłoczonej ulicy. Po długim staniu w korkach dotarł do wieży. Zaparkował samochód w podziemnym korytarzy i wszedł do windy.

Stark zamknąwszy się w swoim pokoju pierwsze co był w stanie zrobić to się upić. Jak pomyślał tak zrobił i już po 20 minutach leżał pijany i rozwalony na łóżku ledwo przytomny. Pusta butelka po jego ulubionej wisky leżała gdzieś na podłodze a barek świecił pustkami. Jednak Tony to nadal Tony i nawet w pełni pijany był w stanie zauważyć jeszcze pełną butelkę polskiej wódki w ciemnym kącie szafki. Chwiejnym krokiem podszedł do barku i wyciągnął z niej ową butelkę z przezroczystą substancją. Odkręcił ją i niewiele myśląc przyłożył do niej usta i pociągnął jeden solidny łyk. Skrzywił się na palącą jego gardło ciecz ale był zbyt zdołowany by przestać pić. Był w połowie gdy butelka wypadła mu z rąk i uderzając z impetem w podłogę roztrzaskała się na tysiące kawałeczków. Wódka rozlała się tworząc na płytkach sporą plamę. Tony mało przejęty ruszył w stronę swojego łóżka ale że był pozbawiony butów lub choćby skarpet szkło powbijało mu się w bose stopy. Ze stłumionym krzykiem padł na łóżko i nie przejmując się szkłem zasnął.

Dlaczego?- StonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz