Rozdział 8

585 60 8
                                    

-Ałć- szepnął Steve gdy Antony przejechał palcem po jego ranie na ramieniu po nożu. Nie była jakoś zastraszająco wielka ale starannie zszyta.

-Nie przeżywaj- powiedział po czym nałożył opatrunek. Steve czuł jakby tracił przestrzeń osobistą. Antony zdecydowanie przekraczał barierę, która pozwala Steve'owi czuć się swobodnie.

-Okey, skończone. A teraz zdejmij spodnie- powiedział ze stoickim spokojem i usiadł w wygodniejszej pozycji.

-Słucham?!- krzyknął odsuwając się od chłopaka gdy ten chwycił za gumkę od jego dresów.

-Ranę na udzie też trzeba opatrzeć- powiedział i przyciągnął go do siebie.

-Nie, naprawdę. Sam dam radę- uśmiechnął się i starał się odsunąć lecz Antony uprzedził go i zmieniając swoją pozycję, usiadł na biodrach blondyna. Antony nie mógł powstrzymać się od ogromnego uśmiechu, gdy czuł szybko bijące serce Rogersa. Pochylił się lekko nad jego twarzą i złożył na nich mały i krótki pocałunek.

Ciało Stevena zesztywniało. Sam nie wiedział dlaczego nie mógł się poruszyć. Usta Starka poruszały się na jego a on tylko leżał sparaliżowany jego dotykiem. Jednak gdy Antony przybliżył rękę do podbrzusza chłopaka, ten odzyskał czucie w ciele i szybkim ruchem ściągnął Starka z siebie. Antony upadł na podłogę obijając sobie tyły.

-Co ty robisz?!- krzyknął i wstał gwałtownie czując ból w okolicach brzucha. Antony, szepcząc pod nosem przekleństwa, wstał i bez słowa wyszedł z pokoju blondyna, czując na swoich plecach wzrok chłopaka.

Trzasnął dębowymi drzwiami i patrząc na równoległą ścianę, szepnął do siebie:

-Skoro nie chcesz mnie po dobroci, to zdobędę cię siłą, Rogers.

***
Od kiedy Tony trafił do wymiaru Superior Iron-mana minęły 3 dni. Do pracowni udało mu się wejść dopiero po solidnych błaganiach. Co prawda Steven patrzył na niego z przerażeniem, bo w końcu "Tony Stark nigdy nie prosi i nie przeprasza", więc zszedł mu z drogi.

Jednak największy probleme nie stanowił Steve a hasło do pracowni. Nie podziałało klasyczne "1234" ani najczęstszy rok urodzin. Do głowy Tonego wpadł inny pomysł.

-1991- szepnął pod nosem stukając w klawiaturę przy drzwiach i ku jego częściowemu przerażeniu, drzwi otworzyły się z lekkim zgrzytem zawiasów.

W pracowni panował niewyobrażalny porządek, zupełne przeciwieństwo jego pracowni. Przy ścianach było kilka szaf wypełnionych dokumentami a na środku dwa spore biurka z kilkoma sprzętami. Na jednej szklanej ścianie znajdowały się trzy czarno-białe portrety, dwóch mężczyzn i jednej kobiety. Rozpoznał w nich swojego ojca, Steve'a i Peggy, wszystkich z czasów wojny.

-Dziwne, on ma portret ojca na ścianie w pracowni, do której hasłem jest rok jego śmierci. Może tutaj Howard nie był takim złym ojcem- szepnął do siebie i ruszył w kierunku biurka, na którym było najwięcej sprzętu.

Dlaczego?- StonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz