Rozdział 22

426 42 1
                                    

-Myślisz, że mi wybaczy?- spytał patrząc na Natashę. Dziewczyna przejechała palcem po jego czuprynie i zaśmiała się z delikatności jego włosów. Bywały tematy, przez które Natasha potrafiła nie odzywać się do kogoś miesiącami lub "przypadkiem" wylać wrzątek na spodnie. Takim przykładem było gdy Tony kilka tygodni temu zaczął wypytywać Clinta o Budapeszt. Nigdy już nie zapuścił się tak daleko by dowiedzieć się o jej przeszłości czegoś więcej. Ale wbrew pozorom była radosną i często uśmiechającą się dziewczyną.

-Jestem pewna. Musisz mu po prostu dać czas. Wiesz jaki jest.- powiedziała.- A tak w ogóle. Jesteś strasznie słodki w takiej postaci.- chwyciła go za ogon i przystawiła do twarzy tak jak to zrobił wcześniej Steve.

-Przestań!- krzyknął. Jednak tym razem nie uderzył nikogo. Ich wymiana złośliwości trwała jeszcze dobre kilka godzin. Oczywiście Natasha łatwo ripostowała chłopaka słowami: "Nie ja jestem małą myszką", co działało na niego jak Hulk na Lokiego. Tony starał się uwolnić ale mysz, nawet najinteligentniejsza i pół-ludzka, nie byłaby w stanie uwolnić się z sideł rosjanki.

-Przestań natychmiast!!!- wykrzyczał Tony a dziewczyna upuściła go na poduszkę.

-Zapomniałam powiedzieć. Ty i Steve macie przechlapane u dyrektorki.

-Za co?

-Za nadmierne opuszczanie lekcji.- podniosła się i ruszyła do wyjścia.- W ogóle, myślę, że powinieneś spróbować zadzwonić do Steve'a. Chyba już ochłonął.

Uśmiechnęła się i weszła do windy.

Tony usiadłna krawędzi sofy i spojrzał na telewizor na ścianie. Spora (ale znając Steve'a nieużywana) plazma. Doskonale pamiętał jak ją kupował (co prawda przez Pepper ale on wybierał). Nikt by nie pomyślał, że piętro Kapitana urządził sam Tony Stark, który nie tyka się takich rzeczy. Chciał mieć pewność, że Steve zaklimatyzuje się w nowym (drugim bo pierwszy był na Brooklynie) domu.

Starał się połączyć nowoczesność ze stylem lat trzydziestych. I tak oto powstało piętro piętnaste, które Steve przyjął z rozdziabionymi ustami i nieświadomością kim był dekorator.

Wszystko poszło nawet nieźle. Nie biorąc pod uwagę faktu, że Tony ledwo kojarzył lata trzydzieste i w większości wszystko zrobił Jarvis.

Po wyjściu z windy, z prawej był salon, dalej kuchnia, na równoległej ścianie (ozdobionej różnymi i przede wszystkim originalnymi i drogimi obrazami) były drzwi do sypialni a na końcu korytarza łazienka. Tony ledwo wygrał wewnętrzny pojedynek czy dodać jeszcze kilka pomieszczeń ale wygrał pomysł, że tyle wystarczy.

Do sypialni Tony przyłożył szczególną uwagę. Chciał by Steve czuł się swobodnie, jakby nie przespał siedemdziesięciu lat w lodzie.

Były tam trzy półki z książkami, duże i wygodne łóżko i drewniana szafa na ubrania. Nie mogło zabraknąć najzwyklejszego radia, z którego czasami puszczał mu dla żartów głośną muzykę lub stare programy sportowe. Nie mógł się również powstrzymać przed fototapetą przedstawiającą kominek z palącym się drwem na jednej ścianie. Pozostałe trzy ściany wyglądały jak zbudowane z czerwonych cegieł, a z sufitu zwisał staromodny żyrandol.

Jednym słowem, Tony był z siebie dumny.

-Panie Stark. Pan Rogers wrócił do wieży i zmierza do pańskiej pracowni. Poinformować go o pańskim miejscu pobytu?

-Tak- rzucił krótko, zestresowany tym, że będzie musiał go przeprosić. I to nie tak, że nie chciał. On po prostu nie umiał przepraszać. Zwłaszcza gdy mu zależało.

Usłyszał dźwięk otwieranej windy i wzdrygnął się. Do salonu wszedł Steve.

Rozcięty policzek nie rzucał się w oczy, mniej więcej za tydzień nie będzie śladu po ranie. Brudne ubrania zostały zastąpione czystymi, a na rękach nie było już śladu brudu i oleju.

Tonemu zabrakła słów w gardle. Steve wyglądał groźniej z jego perspektywy. Jednak ten zamiast nakrzyczeć na niego, zdeptać jak robaka czy po prostu zignorować, podszedł do niego i uklęknął przed nim.

-Tony, ja...- podrapał się nerwowo po karku i spojrzał na niego ze smutkiem- przepraszam. To nie twoja wina...

-Nie, Steve. To jest moja wina. Powinienem wszystko przemyśleć. Wiedziałem, że jeżeli zrobię coś źle, to ty nie upomnisz mnie...

-Chyba oboje popełniliśmy gafę- zaśmiał się pod nosem i złapał Starka za ogon. Na początku się wiercił i tak jak za pierwszym razem- próbował go uderzyć.

-Ej!- krzyknął, jednak po chwili się zaśmiał. Rogers położył go na swoim ramieniu i usiadł na sofie.

-Co teraz robimy z twoim wzrostem, uszami i ogonem?- spytał

-Nie wiem ale jest mi tu wygodnie- Tony rozłożył się na jego ramieniu i wtulił w jego szyję. Po kilku minutach Steve usłyszał jego równy oddech. Wziął go w dłoń i położył obok siebie, przykrywając go rękawem swojej kurtki.

~$$$~
To chyba najdłuższy rozdział w tym opowiadaniu. Żadnych komentarzy od strony bohaterów bo od wczoraj leczą kaca. Wszyscy balowali do rana.

Dlaczego?- StonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz