Rozdział 26

586 46 4
                                    

Gdy dzwonek obwieścił koniec przerwy, Steve wraz z Sharon weszli do klasy i, o zgrozo wymyślona przez koszmary Tonego, usiedli razem.

Tony, leżący na dnie plecaka blondyna z miną urażonego dzieciaka, przysłuchiwał się rozmowie Steve'a, który choć próbował, nie umiał powstrzymać śmiechu przed żartami dziewczyny, co nie bardzo podobało się Starkowi.

Czuł się źle ze świadomością, że chciałby mieć go tylko dla siebie bo w końcu Steve to też człowiek ale z tyłu głowy słyszał alarm informujący go o zagrożeniu w postaci słów: "Wybacz, Tony. Ale wolę Sharon"

Podwinął nogi pod brodę i spojrzał na szkicownik swojego chłopaka. Pamiętał jak dał mu ten zeszyt, sam projektował okładkę. Niebiesko-biało-czerwona tarcza pokryta małą ilością brokatu lśniła na środku skórzanej okładce. Pod rysunkiem znajdowały się inicjały chłopaka- S.G.R. napisane śmiesznymi zawijasami i ktoś kto by dopiero zauważył ten wzór, nie wpadłby na to, że to były litery.

Nagle Tony usłyszał dziwny dźwięk wydobywający się z jego brzucha, a potem poczuł silny ból.

-Steve...- pisnął Tony, starając się nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi.

Steve słysząc pełen bólu głos chłopaka chwycił torbę i podniósł się z miejsca.

-Przepraszam, mogę iść do łazienki?- spytał nauczyciela, tłumaczącego coś czego i tak nie rozumiał.

-Dobrze, możesz iść.- chłopak kiwnął głową w podzięce i wyszedł z klasy. Torba robiła się o dziwo coraz cięższa.

Z szybkością, przy której pioruny Thora mogłyby mieć kompleksy, wparował do łazienki i wchodząc do kabiny, otworzył torbę. Tony wyleciał z niej wraz z książkami.

-Steve...- jęknął łapiąc się za brzuch. Blondyn usiadł na podłodze i wziął Tonego na ręce. Położył na udach i otarł mu łzy. Tony był coraz cięższy i po minucie był wielkości rocznego dziecka.

-Działania tego lasera chyba były tylko tymczasowe.- ból opuścił ciało Tonego, który mógł już spokojnie oddychać.

-Zobaczymy, o ile nie urośniesz do rozmiarów Godzilli.

-Prawdopodobieństwo, że masz rację jest bardzo duże.- Steve się podniósł a w jego ślady poszedł Tony. Sięgał mu do pasa. Minęło aż 5 minut, kiedy Tony odzyskał swój wzrost. I nie był by sobą, gdyby pierwszą rzeczą jaką zrobił nie byłoby pocałowanie Rogersa.

-Tony...- jęknął cicho Steve, gdy ich usta się dotknęły. Namiętny, delikatny całus szybko przemienił się w natarczywy i niemal brutalny pocałunek. Rogers wsunął palce we włosy bruneta, gdy jego ręce wsunęły się pod jego koszulkę.

-Mam pytanie- zaczął Steve, gdy oderwali się od siebie. Tony mruknął pod nosem i zajął się całowaniem jego szyi.- Wiesz, że jesteś nagi i nadal jesteśmy w szkole?

Nauczyciel w klasie zaczął się niepokoić, a Clint coś podejrzewać.

THE END

~$$$~
Niechybnie dotarliśmy do końca tej opowieści. Ale za to zapraszam do mojej innej pracy pt. "Nie jesteśmy podobni". Dziękuje.

Wszyscy już wstawieni,
choć dopiero jedenasta,
szampan już się pieni,
Avengers jedzą słodkie ciasta.
Więc koniec.
Chciałam napisać coś ładnego ale Hulk zjadł mi wenę.

Dlaczego?- StonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz