Rozdział 1

1.5K 82 3
                                    

-Bucky?
-Kim do cholery jest Bucky?

Steven otworzył oczy i podniósł się do siadu czego od razu pożałował. Rozrywający ból w brzuchu da mu popalić przez kilka następnych dni. Podobnie jak lewe udo, prawe ramie i twarz w którą nie jednokrotnie oberwał metalową ręką.

-Leż.- usłyszał stanowczy głos Czarnej Wdowy. Jej zielone oczy były pełne współczucia mimo że twarz nie wyrażała żadnych emocji. Posłusznie wykonał jej polecenie i oparł głowę o miękkie poduszki.

-Ile spałem?- spojrzał w stronę okna które było zasłonięte białą (już poszarzałą) żaluzją.

-Ponad tydzień. Dzięki serum rany po części już się zregenerowała ale by móc wstać z łóżka musisz trochę poczekać.- blondyn tylko mruknął coś pod nosem i wtopił się jeszcze bardziej w białe poduszki. Myślami nadal był przy swoim przyjacielu, który wstał z martwych.

-Jak się czujesz?- spytała po dłuższej chwili ciszy siadając obok łóżka na fotelu i zakładając nogę na nogę. Westchnął i przeniósł wzrok z brudnego sufitu na jej bladą twarz którą zasłaniały pojedyńcze pasemka długich, ognistych włosów.

-Fizycznie czy psychicznie?- spytał siląc się na choćby mały uśmiech. Nie czarujmy się, zamiast uśmiechu wyszedł mu grymas bólu.

-I to i to.- jej wzrok przeniósł się na lekarzy chodzących po korytarzu w tą i spowrotem. Znikali a potem pojawiali się nowi.

-Fizycznie, nawet nieźle. Wszystko mnie boli ale w porządku. Psychicznie... trochę gorzej. Mój najlepszy przyjaciel, który, jak myślałem- zginął, tak naprawdę przeżył, został poddany praniu mózgu i dwa razy próbował mnie zabić. Eh... sporo tego.-spojrzał na stolik obok łóżka i zmarszczył lekko brwi. Na stoliku znajdowały się 3 bukiety kwiatów. Jeden bukiet były z tulipanów, drugi z lilii a trzeci był już lekko podeschnięty składający się z lilii i czerwonych róż.

-Stark przynosił te kwiaty.- rzekła widząc jak przygląda się bukietom. Nastolatek spojrzał na nią i czekał aż powie że to żart ale nic takiego nie nastąpiło.

-Nareszcie się obudziłeś.- usłyszał wesoły głos wcześniej wymienionego. Brunet stał w progu oparty o framugę drzwi z kolejnym bukietem kwiatów w ręce.

-Tak. Na to wygląda.- odpowiedział na co ten podszedł do niego wolnym krokiem i mocno wtulił się w jego tors. Bukiet upadł na ziemię a czerwone róże straciły kilka płatków które pięknie komponowały się z białymi kafelkami podłogi.

-Zostaw go, jest ranny.- rudowłosa odsunęła miliardera od rannego chłopaka i podniosła bukiet kładąc go obok reszty.

-A gdzie Sam?- spytał blondyn patrząc na rozwesolonego Starka stojącego obok niego i śledzącego wzrokiem kreskę na kardiomonitorze.

-Za jakieś 5 minut powinien przyjść na zmianę.- powiedziała nastolatka i wstając z fotela wyszła, wcześniej machając blondynowi na co ten się lekko uśmiechnął.

Stark usiadł na wcześniejszym miejscu rudej dziewczyny i zaczął przypatrywać się twarzy chłopaka leżącego na łóżku pod białym materiałem.

-Posiedzisz tu kilka dni i wracasz do szkoły? Czy robisz sobie wolne, jeżeli dyrek ci pozwoli?- spytał brunet wpatrując się w jego piekielnie błękitne oczy szukając odpowiedzi na o wiele więcej wiercących dziurę w jego duszy pytań.

-Będę tu tak długo jak trzeba a potem... eh... potem... mam zamiar go szukać.

~$$$~
Więc tak... to jest Stony i... i to tyle.

Dlaczego?- StonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz