Rozdział 7

618 55 2
                                    

Antony wyszedł z windy na piętrze Steve'a i ruszył w kierunku salonu. Wcześniej w pracowni Tonego udało mu się szybko stworzyć soczewki, dzięki którym nikt nie nabrał by podejrzeń. Nikogo nie było w pomieszczeniu więc wolnym krokiem ruszył w kierunku sypialni blondyna. Otworzywszy drzwi wszedł do środka. Do pomieszczenia wpadał blask księżyca i rozświetlał jedną ze ścian. Pomieszczenie nie było duże, pokój Steve'a był jednym z mniejszych. Były tam dwie spore szafy, łóżko i biurko. Jednak odpowiednie zajęcie powierzchni pozwalało na szafkę nocną i sporo wolnej przestrzeni. Antony podszedł do łóżka i nie widząc w nim chłopaka, pozwolił sobie położyć się na nim.

Na szafce nocnej, obok lampki, znajdował się nieduży szkicownik. Antony chwycił za zeszyt i przejechawszy palcem po skórzanej okładce otworzył. Na białych niegdyś kartkach, teraz znajdowały się szare rysunki miejsc i osób. Ołówek miał okazję naszkicować Avengers Tower, jedną z uliczek Brooklynu albo most Brooklyński. Znajdowały się tam też rysunki Natashy, Clinta, Thora i Tonego w pracowni, którego rysunek był lekko niezdarny jakby malowany z ukrycia.

Odłożył zeszyt, gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. W progu stanął Steve. Woda z jego włosów skapywała na nagi tors i moczyła dresowe spodnie. Na brzuchu znajdowała się rana postrzałowa, którą powinien zakrywać bandarz.

-Co tu robisz?- spytał i podszedł do szafki nocnej by wyciągnąć bandarz i opatrunek. Antony zdąrzył zrobić to szybciej. W prawej ręce trzymał bandarze a w lewej ręcznik.

-Siadaj- uśmiechnął się lekko a potem patrzył jak Steve wykonuje polecenie. Ręcznik wylądował na głowie blondyna. Antony zawsze lubił bawić się włosami Rogersa. Robił to tak samo często jak zmieniał mu opatrunki, których po walkach z agentami Tarczy, miał na sobie od zasrania, za przeproszeniem. Więc tak, miał w tym wprawę.

***
Tony naprawdę czuł się niekomfortowo. Gdy leżał obok nagiego od pasa w górę Steve'a, nie czuł tej euforii. Żałował, że nie udało mu się dostać do labolatorium tamtego Starka. I to nie tak, że nie próbował. Próbował i to nie raz. Jak nie siłą persfazji to siłą mięśni ale co może Iron-man bez zbroi przeciwko Kapitanowi Hydrze. Tak, tak nazywał się Steve z tego wymiaru. Mimo, że był a innym wymiarze, to siła Steve'a wcale nie zmalazła. Tony mógł by nawet śmiało żec, że nawet się zwiększyła.

Gdy leżał obok Stevena, którego ręka zaciskała się na jego biodrze, czuł jakby był osaczony z wszystkich stron. Z jednej strony Steven, który nie chciał go puścić do labolatorium, a z drugiej strony sztuczna inteligencja, która nie chciała go do labolatorium wpuścić. Tak, poznał Jarvisa z tego wymiaru chociaż tutaj nazywał się Dymitrij. Tony nie wiedział tkwiło w głowie Antonego, że dał mu takie imię ale wiedział, że to nie były chińskie ciasteczka z wróżbą. Chociaż Mandaryn kiedyś powiedział, że te ciastka pochodzą z Ameryki. Tony miał jednego wroga a myślał o drugim. Czy to podchodziło pod zdradę?

-Czemu nie śpisz?- usłyszał głos Rogersa. Poczuł lekki pocałunek na karku i dreszcze. Tylko nie wiedział czy przyjemności czy obrzydzenia.

-Nie mogę spać- szepnął i wtulił się w poduszkę. Czy tak postępuje Iron-man?- A ty?

~Powinienem walczyć a zaraz zacznę płakać- szepnął w myślach

-Przecież wiesz, że cierpię na bezsenność- to będzie dłuuuuga noc. Tony bał się co Superior Iron-man mógł by zrobić jego Steve'owi. Już jutro będzie musiał zacząć pracę nad przejściem do domu. Niestety, bez Jarvisa i planów może mu to zająć nawet kilka miesięcy.

~Nie mam tyle czasu.

~$$$~
Kilka dni temu napisałam długi na 600 słów rozdział, a teraz patrze i jebudu. Musiałam pisać od nowa.

Dlaczego?- StonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz