Rozdział 11

552 49 0
                                    

Steve wstał rano i po krótkiej przebierzce z Samem oraz zjedzonym śniadaniu, ruszył do Avengers Tower. SMS otrzymany od Tonego zaniepokoił go.

"Przyjdź do wieży jak najszybciej"

Od kiedy jego relacje z Antonym się pogorszyły, minęły trzy dni. Czuł się dziwnie po otrzymaniu wiadomości, jednak chciał wszystko z nim wyjaśnić. Wiedział, że powinien iść do szkoły, tak jak reszta ekipy ale wiedział też, że rozmowa z Tonym nie mogła poczekać.

Po wejściu do wieży, Jarvis nie odezwał się ani słowem, a avengers byli w szkole, więc sam musiał przeszukać wieżę by odkryć, gdzie podział się Tony. Gdy salon i pokój okazały się złym wyborem, Steve ruszył do windy by udać się do jego pracowni. Droga dłużyła mu się niemiłosiernie. Gdy tylko drzwi się otworzyły, wyszedł z ruchomego pomieszczonka i ruszył w kierunku stojącego nieopodal Antonego. Chłopak podszedł do niego i jednym ruchem przygwoździł do drzwi zamkniętej windy. Steve próbował coś krzyczeć ale utrudniały mu to usta Antonego, poruszające się na jego. Antony zakuł jego ręce w magnesowe kajdany. Steve czuł się taki bezbronny.

Za to Antony czuł się wspaniale. Przecież kilka dni temu, obiecał sobie, że zdobędzie Steve'a, choćby siłą. I dotrzymał swojej obietnicy.

Długo walczył o serce Kapitana Hydry ale tamten nigdy, ale to nigdy, go nie odepchnął.

Steve mimo wszystko cały czas walczył ale co można zrobić gdy ma się unieruchomione wszystkie kończyny. Czuł jakby śniadanie, które jadł rano, miało mu się zwrócić. Albo te motyle, które zawsze czuł w jego towarzystwie, zdechły gdy poczuł jego rękę pod koszulką. Jego dłoń pewnie nadal wsuwała by się pod nią, gdyby na środku pracowni nie pojawił się nagle jakiś tunel przestrzenny.

~$$$~
Wiem, wiem. Marny ten rozdział ale napisałam go o oparciu o to zdanie z motylami więc... co się dziwić.

Dlaczego?- StonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz