Rozdział 28

1.7K 98 6
                                    


„W takiej jak ta chwili chce się żyć! Wszystko jest nieważne, byle być..."

***

Egzaminy poszły Hermionie jak zawsze świetnie, ale minęły zbyt szybko. Godzina zero nieuchronnie się zbliżała. Pocałunek dementora mieli otrzymać już jutro.Zostało im jeszcze tylko około 20 godzin. Hermiona usiadła w fotelu przed kominkiem i wpatrywała się w okno. Widziała błonia, chatkę Hagrida, Zakazany Las, jezioro, wierzbę bijącą... Miejsca, którymi wiązało się wiele wspomnień,dobrych i złych. Kochała Hogwart i jego okolice. Czuła się tutaj jak w domu.Miała wspaniałych przyjaciół, z którymi przeżyła dużo szczęśliwych chwil. Teraz nie miała nic. Hogwart przestał być przyjazny, przyjaciele się odwrócili. Po raz pierwszy pomyślała, że ma szczęście, że rodzice już nie żyją. Co by powiedzieli, gdyby z ich córki wyssano duszę? Na pewno byliby załamani.

Już nikt w Hogwarcie nie zwracał uwagi na Hermionę. Odpuścili jej. Dziewczynie to odpowiadało.Wreszcie nie musiała siedzieć cały czas w dormitorium. Jak najwięcej czasu starała się spędzać między ludźmi. Nie musiała z nimi rozmawiać, wystarczy, że byli. Teraz pragnęła tylko jednej rzeczy.Chciała zobaczyć jeszcze Toma. Może nawet z nim porozmawiać. Bała się, że nie będzie jej to dane. Przywołała jego obraz w pamięci. Wysoki, uśmiechnięty,niezwykle przystojny. Uśmiechnęła się do swoich myśli. Przymknęła oczy starając się zapamiętać jego twarz. Po policzku dziewczyny spłynęła jedna łza, którą szybko wytarła. Do późna siedziała w pokoju wspólnym, nie mogła zasnąć. Chciała uciec, ale nie wiedziała jak. I tak by ją znaleźli. Ale może gdyby uciekła do Toma... Szkoda, że nie wiedziała, gdzie on jest, być może byłaby z nim bezpieczna. Czas zdawał się płynąć 2 razy szybciej. Zanim się obejrzała,zaczęło świtać. O ósmej zeszła do Wielkiej Sali na śniadanie. Zastanawiała się kiedy i gdzie się to stanie. Była przerażona. Uczniowie patrzyli na nią ze współczuciem. Ludzie szybko się zmieniają. Jeszcze niedawno zachowywali się w stosunku do niej tak wrogo. Po śniadaniu Dumbledore wstał.

- Chciałbym prosić,aby dzisiaj żaden z uczniów nie wychodził z zamku. Na błoniach znajdują się dementorzy, nie chcę, by zrobili komuś niepotrzebnie krzywdę. Na ten jeden dzień zostańcie w zamku. Natomiast młodzi śmierciożercy zostaną przyprowadzeni na błonia przez nadzorujących ich nauczycieli tuż po skończonym śniadaniu.

Hermiona zbladła. To stanie się teraz. Tak szybko. Zauważyła, że Gryfoni spojrzeli na nią z niepokojem i współczuciem. Niektórzy mieli łzy w oczach. Wydawało się, że tylko Ron nie jest zainteresowany. Hermiona spojrzała na Dracona. Chłopak uśmiechnął się do niej smutno. Zaczął żegnać się z kolegami. Podobnie inni skazani. Tylko ona była sama. Z nią nikt się nie pożegnał.

- Harry... -powiedziała cicho. Chłopak spojrzał na nią – Przepraszam...

- To ja powinienem cię przeprosić – w oczach chłopaka były łzy. – To przeze mnie się to stało.

- Co ty mówisz, Harry.To nie jest twoja wina. Sama muszę ponieść konsekwencję. Będę tęsknić, Harry... -dokończyła Hermiona cichym głosem i rozpłakała się.

- Ja też, Miona... – potwarzy Harry'ego też płynęły łzy. Podszedł do Hermiony i delikatnie ją przytulił. W tej samej chwili podszedł do nich profesor Slughorn.

- Panno Granger, czas na nas. Miejmy to jak najszybciej za sobą. – powiedział i ruszył przed siebie szybkim krokiem. – Naprawdę bardzo żałuję tego, co się stało. Szkoda poświęcać tak wybitny umysł. Mogłaby pani wiele osiągnąć, panno Granger. Tylko stanęła pani po niewłaściwej stronie. – pokiwał smutno głową Slughorn. – Bardzo miło było z panią pracować, panno Granger.

Hermiona nie odzywała się. Gardło miała ściśnięte. Przed zamkiem czekali już wszyscy. Dziewczynę ogarnął chłód. Wyczuła obecność dementorów. Podeszła kilka kroków bliżej i stanęła obok Dracona.

- Miło było cię spotkać, Draco... – szepnęła do chłopaka.

- Ciebie też,Hermiono. Wiem, że wcześniej nie było między nami dobrze, więc chciałem cię zato wszystko przeprosić.

- Nie szkodzi, już dawno o tym zapomniałam. Ważne, że teraz wszystko jest dobrze. A raczej było.

Z chatki Hagrida wyszedł minister magii razem z kilkoma dementorami.

- Panna Granger,proszę do mnie – odezwał się Scrimgeour. Hermiona spojrzała na Dracona, który delikatnie uścisnął jej dłoń i podeszła na drżących nogach do przodu. Poczuła przejmujący chłód i uczucie pustki.

- Expecto patronum! –na błoniach rozległ się głos wybawiciela. De mentorzy rozproszyli się w popłochu uciekając przed ogromnym wężem. Skazańcy zyskali trochę czasu. Na dźwięk głosu, który wypowiedział zaklęcie, Hermiona zamarła. Jej prośby zostały spełnione. Przez Hogwarckie błonia w stronę zebranych dumnie kroczył Lord Voldemort z kilkoma najwierniejszymi śmierciożercami. Minister magii stał jak porażony. Dumbledore był spokojny, ale na jego twarzy widać było oznaki napięcia.

- Niestety, muszę udaremnić próbę odebrania dusz moim sprzymierzeńcom. Niezmiernie mi przykro,Dumbledore... – Riddle ukłonił się niedbale.

- Voldemort... -wykrztusił Scrimgeour blady na twarzy.

- Z całym szacunkiem,panie ministrze, Lord Voldemort. Używajmy pełnej nazwy – Czarny Pan najwyraźniej dobrze się bawił. Hermiona czuła się bezpieczna. Teraz już nic im nie groziło. Wszystko się ułoży.

- Tom Riddle...Potrafisz wyczarować patronusa? Nigdy ci się to nie udawało... – Dumbledore sprawiał wrażenie zaskoczonego.

- Może dlatego, że wcześniej nie miałem szczęśliwych wspomnień? – na twarzy Czarnego Pana pojawił się łobuzerski uśmiech. – Teraz już nie ma nic, czego bym nie potrafił.

- O nie, Tom. Jest taka rzecz i oboje wiemy, że nigdy nie uda ci się tego dokonać. Nie potrafisz kochać, Tom. A to jest największa siła.

- Ach, miłość... Masz rację, Dumbledore. Nigdy nikogo nie kochałem. I nigdy nie będę kochał. Miłość jest dla słabych ludzi. Potężni ludzie mają władzę, pieniądze. Słabeusze mają miłość. I co im z tego przychodzi? Tylko śmierć, nic więcej, Dumbledore. Ty o tym wiesz najlepiej. A teraz wybacz. Muszę już wracać. Niebawem się spotkamy, Dumbledore. Ostatnia bitwa jest coraz bliżej.

Wszyscy śmierciożercy po kolei deportowali się. Dumbledore nie zatrzymywał ich. To i tak nic by nie dało. Miał inny plan. Potajemnie cieszył się, że młodzi śmierciożercy przeżyli.Chciał wykorzystać ich do swoich celów i wygrać ostatnią bitwę. Za wszelką cenę.

Oczy Twe tak pragnęły czułościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz