Rozdział 73

1.6K 84 8
                                    


„Spotkajmy się znów po drugiej stronie. Nie mogę znieść myśli, że to już koniec..."

***

Stał przed Riddle Manor. Tak, był pewien, że to jego dom chociaż otoczenie było inne. Jasnozielony, równo przystrzyżony trawnik,błękitne jeziorko, wierzba malowniczo rozkładająca swe gałęzie, by osłonić ławeczkę przed wścibskimi spojrzeniami. Lazurowe niebo nad nim. Ścieżki ułożone ze śnieżnobiałych, kwadratowych, równych kamieni. Otwarte na oścież drzwi.

- Jesteś wreszcie, Tom.

Odwrócił się. Uwielbiał ten głos. Mógłby słuchać go całymi dniami. Teraz wydawał mu się jeszcze piękniejszy.

- Anne?

- Oczywiście, głuptasie. – roześmiała się melodyjnie. -Chodź, wszyscy na ciebie czekają.

- Wszyscy? Jacy wszyscy?

- Zobaczysz. Wyjdź na taras.

- W moim domu nie ma tarasu, Anne.

- Jest, Tommy – po raz kolejny się roześmiała. – Wychodzi się na niego przez salon.

Podążył za dziewczyną. Dyskretnie zlustrował wzrokiem jej ciało, ale nie zobaczył ani śladu kuli, która ją zabiła. Skóra Anne była opalona, co ładnie kontrastowało z białą sukienką, w którą była ubrana. Długie włosy powiewały na wietrze. Była jeszcze piękniejsza niż za życia. Weszli do domu. Z pozoru nic się nie zmieniło. Meble stały tam, gdzie zawsze. Zapach pozostał bez zmian. Było tylko jaśniej. Przeszedł przez salon, by znaleźć się na tarasie skąd dobiegały go radosne odgłosy rozmów wielu ludzi. Anne podbiegła tanecznym krokiem do rudej kobiety i wysokiego, czarnowłosego, rozczochranego mężczyzny w okularach. Złapała go za rękę z szerokim uśmiechem. Tom stanął jak wryty. Lily i James Potter. Kawałek dalej zobaczył Dracona, który pomachał do niego. Rozmawiał z Nevillem Longbottomem. Rozpoznawał coraz więcej twarzy.Syriusz Black podbiegł do Jamesa i poczochrał jego i tak już nieułożone włosy.Co więcej, wszystkie te twarze były przyjazne. Nikt nie traktował go jak mordercy. Brakowało tylko najważniejszej osoby.

- Długo kazałeś na siebie czekać, kochanie... – odwrócił się.Stała tam jak gdyby nigdy nic. Jego Hermiona. Taka piękna. Była ubrana w białą, luźną sukienkę do kolan. Podeszła do niego i zarzuciła mu ręce na szyję. Na chwilę pogrążyli się w pocałunku. Poprowadziła go do ogrodu. Każdy się do niego uśmiechał. Wszyscy byli ubrani na biało. Nawet on, który zawsze nosił się na czarno. Mocno chwycił jej dłoń i splótł razem palce.

- Gdzie ja jestem?

- Tu, gdzie twoje miejsce – roześmiała się melodyjnie.

- Z nami. Wśród swoich, synu. – do obecnych dołączyły kolejne 4 osoby. Dwie kobiety i dwóch mężczyzn. Jednego z nich rozpoznał bez trudu. Był do niego bardzo podobny. Tom Riddle Senior obejmował niską kobietę,która prawdopodobnie była jego matką. Hermiona puściła jego dłoń i podeszła do drugiej pary. Jej rodzice.

- Witaj, synku – odezwała się nieśmiało Meropa. Wszyscy uśmiechnęli się do niego. Nie powstrzymywał się już. Szeroki uśmiech pojawił się na jego pięknej twarzy.

- Teraz nic nas nie rozłączy, skarbie – roześmiała się Hermiona podchodząc do niego i przytulając się.

- Tak. Już na zawsze będziemy razem...

Odeszli na bok, by nacieszyć się sobą, porozmawiać. Mieli dla siebie całą wieczność, idealną przyszłość. Najcudowniejsza uczuć zawiłość: zmienia się pierwsza w ostatnią miłość.

Oczy Twe tak pragnęły czułościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz