Rozdział 6

2.9K 146 18
                                    


„Lepiej umrzeć, niż zdradzić swoich przyjaciół."

***

„Propozycję?" – pomyślała Hermiona. – „Co on może chcieć ode mnie..."

- Chcę, żebyś zdobywała dla mnie informacje co zaplanował Dumbledore na ostatnią bitwę.

- Ale skąd miałabym wziąć takie informacje. Nie należę do Zakonu Feniksa i Dumbledore nie wpuszcza mnie na narady.

- Ciebie nie, ale Pottera tak... – uśmiechnął się ironicznie.

- Mam wyciągać informacje od niego? To jest mój przyjaciel!Nie będę go wykorzystywać! – dziewczyna była coraz bardziej zła. Zapomniała o strachu, który powinna odczuwać w obecności Czarnego Pana.

- Czyli mam rozumieć, że się nie zgadzasz?

- Oczywiście, że nie!

- Świetnie. – odparł zdenerwowany Lord. – Przyjdę ponownie jutro, może jednak zdecydujesz się stanąć po mojej stronie. Będę przychodził tu codziennie przez tydzień i pytał o decyzję. Jeśli po tygodniu nie podejmiesz rozsądnej decyzji, zabiję cię... – złowrogi uśmiech zawitał na usta Czarnego Pana. Dziewczyna teraz przeraziła się naprawdę. Kiedy Voldemort wyszedł zaczęła rozważać jego propozycję. „Nie, nigdy nie zdradzę moich przyjaciół. Za bardzo ich kocham..." – myślała. W tym czasie do pokoju wszedł nie kto inny jak Severus Snape. „Moja ostatnia deska ratunku" – pomyślała.

- Profesorze, niech mnie pan stąd zabierze, błagam. On chce żebym zdradziła Harry'ego! Ja nie mogę tego zrobić, niech mi pan pomoże,proszę... – stopniowo jej głos cichł. Nie zauważyła, że po policzkach płyną jej łzy. Tak bardzo się bała...

- Zamknij się, Granger. Dobrze wiesz, że nie mogę ci pomóc.Nie chcę... – na ustach profesora pojawił się zimny uśmiech. – Wstawaj, zabieram cię do celi.

- Jakiej celi?

- Chyba nie myślałaś, że będziesz tu spała. Szlamy śpią w lochach... – dodał głosem, który zmroził dziewczynie krew w żyłach. Zbladła gwałtownie.

- Nie, proszę, ja nie chcę...

- Mało mnie to obchodzi. – odpowiedział Snape. Zirytowany złapał dziewczynę za ramię i brutalnie popchnął ku drzwiom. Upadła. Nie pomógł jej wstać. Nie chciał jej dotykać. To szlama. Hermiona wstała powoli i skierowała się do drzwi. Gdy weszli do sąsiedniego pokoju, dziewczyna zobaczyła około 30 osób ubranych w czarne peleryny. Rozmawiali ze sobą w kilku osobowych grupach. Czarny Pan siedział na rzeźbionym tronie i spokojnie przyglądał się swoim poplecznikom. Severus poprowadził Herminę do mężczyzny stojącego przydużym kominku i zwrócił się do niego:

- Kolejna ofiara dla ciebie, Yaxley. Tym razem dziewczyna. –uśmiechnął się znacząco.

- Świetnie, przynajmniej nie będę się nudził... – roześmiał się. Miał gruby, nieprzyjemny głos. Hermiona popatrzyła na Yaxleya błagalnym wzrokiem. Bała się, że mężczyzna zrobi jej krzywdę. Mogła przystać na propozycję Voldemorta i teraz mieć spokój, a może nawet wrócić do zamku, ale dla niej ważniejsi byli przyjaciele. Była gotowa poświęcić się dla dobra sprawy. Rozglądnęła się po pokoju, szukając pomocy. Jej wzrok padł najpierw na Dracona Malfoy'a, stojącego z Blaisem Zabinim. Kiedy chłopak dostrzegł jej wzrok, uniósł kieliszek, który miał w ręce, jakby chciał powiedzieć: „Twoje zdrowie, Granger...". Draco i Blaise uśmiechnęli się do niej kpiąco. Dalej spostrzegła samotnie stojącą kobietę. Jej oczy były takie smutne. Gdy napotkała Hermiona napotkała jej wzrok, nie zobaczyła w nim odrazy czy gniewu. W dużych, zielonych oczach było współczucie. I żal. Te oczy przypomniały jej przyjaciela. „Harry też ma taki kolor oczu..." – pomyślała. Spojrzała jeszcze tylko na Czarnego Pana.On też na nią patrzył. Nie uśmiechał się. Nie patrzył z obrzydzeniem, złością. Patrzył,jakby się nad czymś głęboko zastanawiał. Rozmyślania dziewczyny przerwał ból w prawej ręce. Zobaczyła, że trzyma ją Yaxley.

- Puść, to boli... – wyszeptała. Było ją stać tylko na szept. Była w pokoju pełnym śmierciożerców, kompletnie sama. Nie mogła liczyć na żadną pomoc. Yaxley zaśmiał się:

- Chodź złotko, zabieram cię do twojej komnaty...

Oczy Twe tak pragnęły czułościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz