Rozdział 36

1.8K 81 8
                                    


„Choroby są po to, by nam przypominać, że nasz kontrakt z życiem może być w każdej chwili unieważniony."

***

Śmierć nie jest taka straszna jak się wydaje. Przecież, gdy już się to stanie musi być tylko lepiej, nie? Lub całkiem źle. To zależy od tego, jaki byłeś. Za życia decydujesz czy wybierzesz piekło czy niebo. Szkoda tylko, że nie wiesz, kiedy umrzesz. Możesz podejrzewać. Albo prowokować śmierć.Ale czy to ma jakiś sens? Lepiej przeżyć wszystko, co jest dla nas zaplanowane i nie mieć poczucia, że coś nas ominęło. Śmierć i tak nas odwiedzi. Przyjdzie po każdego z osobna. Czuj się wyróżniony. Chyba jednak nie o takie wyróżnienie chodzi. „Nie dam się uśpić śmierci słowom, pójdę do grobu z podniesioną głową".Nie można oszukać śmierci. Jeśli zabijesz się wcześniej, to znaczy, że to było dla ciebie przewidziane. Tylko ci się wydaje, że panujesz nad swoim życiem. W rzeczywistości jesteś tylko marionetką. Taką z uczuciami. Jeśli twoim przeznaczeniem jest zginąć w wypadku, nie unikniesz tego. Możesz przestać wychodzić z domu. Ale śmierci nie oszukasz. Zawsze jakiś rozpędzony samochód może wjechać w twój dom. Prosto do salonu, w którym właśnie siedzisz. I co?Zginiesz. Tylko chwila śmierci jest niepewna. Może być odrobinę bolesna. Albo bardzo. Zależy jak umierasz. Ale może być spokojna, we śnie. Niewykluczone, że będzie stresująca. Jak każda nowa sytuacja. Ale później już będziesz miał święty spokój. No, albo wieczne męki. Ale lepiej zostańmy przy świętym spokoju.Błogie uczucie. Nie każdy może go zaznać. Hermionie nie był on dany. Została brutalnie wyrwana ze snu do życia. Nie pamiętała, co było „tam". Wiedziała tylko,że chciałaby tam wrócić. Ale tutaj też jest dobrze. Jest Tom. I przyjaciele. Z kolei tam są rodzice. Cóż, teraz nie ma co gdybać, została przywrócona do świata żywych, więc musi to zaakceptować.

***

Piiiii... Pik... Pik... Pik, pik...

- Udało się – powiedział uśmiechnięty doktor Evans. Tom odetchnął z ulgą. Wróciła. Żyje. Już nie musi się martwić, że nie powiedział jej tylu ważnych rzeczy. Chciał jak najszybciej z nią porozmawiać. Znowu usłyszeć jej głos. Tak jak w czasie bitwy. Wydawało mu się, że od tego czasu minęło kilka dni. A to zaledwie kilka czy kilkanaście godzin. Nie zwrócił uwagi na upływ czasu. Z sali wyszedł lekarz.

- Jej stan cały czas jest niestabilny, ale mam nadzieję, że poprawi się to, gdy podamy jej krew. Sporo straciła. – powiedział Tomowi pocieszającym tonem.

- Mogę do niej zajrzeć?

- Na razie nie. Obiecuję, że gdy jej stan się ustabilizuje,od razu pana wpuścimy.

- Ile to potrwa?

- Ciężko powiedzieć. Może kilka godzin, może parę dni.Musimy być dobrej myśli.

Jak można być dobrej myśli w takiej chwili? Hermiona leży w śpiączce, a doktor karze myśleć pozytywnie? To jest prawie niemożliwe. No tak,prawie. Bo gdzieś tam, w jakimś niedużym, ciemnym zakamarku serca Toma Riddla tliła się iskierka nadziei. Maleńka, ale to zawsze coś. Na początek. Później będzie coraz lepiej. Musi być lepiej. Jeśli tutejsi lekarze nie pomogą, trzeba będzie znaleźć najlepszą klinikę na całym świecie. Cena nie gra roli. Kraj też.Trzeba zrobić wszystko, by pomóc Hermionie. Strach pomyśleć, co by było, gdyby nagle jej zabrakło. Gdyby odeszła tak bez pożegnania. To chyba jednak prawdziwa miłość. Bo jak inaczej wytłumaczyć tą troskę, kołatanie serca, gdy usłyszał przeciągły dźwięk urządzenia monitorującego. Teraz, gdy Hermiona z tego wyjdzie, wszystko jej powie. Będą razem, na pewno wszystko im się ułoży.

Drzwi prowadzące na korytarz otworzyły się i wszedł Chris.

- Wszystko ok? Lekarz nie chciał z nikim rozmawiać.

Oczy Twe tak pragnęły czułościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz