7.

2.5K 122 16
                                    

— To absolutnie niedorzeczne! — wybuchła Nadine, opowiadając Katherine o zajściu u Snape'a. — Jak on może być tak nietaktowny i bezczelny!

— Totalna czapa — przyznała współczująco Katherine, zjadając muffinkę. — Ale hej, nie interesuje cię po co to wszystko?

— Szczerze? Tyle, co średnia roczna temperatura w 1742 roku. Choć podobno wtedy było mroźniej niż teraz...

— Jesteś taka głupia — zaśmiała się. — Chodź, idziemy do Trelawney, pomożemy jej w czymś.

Profesor Trelawney siedziała w głębokim fotelu. Dałoby radę się w nim utopić. Wokół szyi nauczycielki owinięte były różne szale, wisiorki, chusty. Popatrzyła na Krukonki spod okularów przypominających denka od słoików i uśmiechnęła się szeroko, pokazując szereg krzywych zębów. Podeszła do nich i przytuliła je lekko. Zdaniem całego domu Roweny Ravenclaw, profesor Trelawney była najlepsza na świecie. Zawsze ciepła, wyrozumiała...

— Kochana Nadine, rozmawiałam ostatnio z Snape'em... eeee... profesorem Snape'em... i...

— Niech pani nie kończy. Wiem o co chodzi. — westchnęła dziewczyna, skupiając się na jednostajnym tykaniu metronomu, który Merlin-wie-po-co był w gabinecie.

— Rozmawiałaś dziś z Harry'm? — spytała Kath.

— Nie, bo zapomniałam. Pomówię z nim później. Teraz chcę miło spędzić czas i się zrelaksować. Nie zamierzam myśleć o tym gburze Snape'ie i o dupku Malfoyu.

— Severus nie jest gburowaty. Po prostu ma taki charakterek. — uśmiechnęła się Sybilla, a jej policzki pokrył rumieniec. Nadine wymieniła zdziwione spojrzenia z przyjaciółką. Ich opiekunka się zarumieniła! Wyglądała, jakby wypiła za dużo rumu.

Drzwi się otworzyły i stanął w nich wcześniej wspomniany nauczyciel.

— Trelawney... to znaczy... Sybillo. Ach, tak, przyjdę później, kiedy to panna Edwards i jej przyjaciółeczka nie będzie zajmowała twojego czasu. — uśmiechnął się wrednie i wyszedł, trzaskając delikatnie drzwiami. Zostawił po sobie nieprzyjemny chłód i zapach zapewne jakiegoś eliksiru.

— Zdecydowanie milszy i bardziej taktowny od niego jest Draco Malfoy. — jęknęła Katherine. Nadine posłała jej zmęczone spojrzenie.

— Uważam, że powinnyście już iść. Dlaczego nie poszłyście do Hogsmeade z całą resztą? Korzystajcie ze słońca, póki jeszcze jest ciepła jesień! — mówiąc to, Sybilla Trelawney wygoniła uczennice za drzwi.

* * *

Tymczasem w Skrzydle Szpitalnym panował gwar. Rita Skeeter balansowała między łóżkami, wypytując innych pacjentów o zdanie o najmłodszym Malfoyu. Zrobiła parę zdjęć i oznajmiła głośno i wyraźnie, że nie ośmieli się nie uwzględnić Dracona na pierwszej stronie "Proroka Codziennego". Jakby mogła przeoczyć w swoim – pożal się, Merlinie – brukowcu, artykuł o bogatym arystokracie? Pieniążki się skończyły, więc czas zarobić parę knutów na steku bzdur.

— Ma pani zgodę dyrektora na fotografowanie? — zagadnęła pani Pomfrey.

— Och, nikt się nie dowie, moja droga. Nie powiesz nic nikomu, racja? — mówiąc to, zatrzepotała rzęsami i przejechała piórem po podbródku zdezorientowanej pielęgniarki. Wyszła ze Skrzydła Szpitalnego, uśmiechając się wrednie.

Magia gwiaździstej nocy || Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz