23.

1.6K 94 48
                                    

— Dracuś jest taki słodki — Martina była cała w skowronkach. Wszystkie Krukonki, gdy widziały, że Martinie załącza się tryb Draco-Bóg to schodziły jej z drogi.

"Na Ravenclaw, zamknij się", Nadine uniosła oczy ku górze. Zaczęła jej zazdrościć. Za każdym razem, gdy Draco był obok niej (zdarzało się to często ze względu na Martinę), czuła to dziwne uczucie. Tak jak wtedy, gdy znów zaczęła o nim gadać. Sprawiało to, że jej nienawiść do niego topniała jak kostka lodu. Zaczęła dostrzegać w nim dobrą stronę – nie był taki, jakiego go opisywali. Jego opinia w Hogwarcie, może jednak nie do końca, była mylna.

Nadszedł luty. Największe mrozy, przeziębienia, zajęte łóżka w Skrzydle Szpitalnym przez przewrócenia się na śliskiej nawierzchni. Złamane nogi, kostki, nadgarstki...

"Niech już nadejdzie wiosna...", powiedziała w myślach, widząc przez okno wywracających się uczniów na lodowisku.

* * *

— Ta dziewczyna czasem doprowadza mnie do szału — powiedział Draco, nalewając sobie Ognistej Whisky.

— To skończ to, po co macie się męczyć — Blaise uniósł ręce w geście niewiedzy.

"To nie takie proste. Czuję się do niej przywiązany".

— Czasami jest taką słodką idiotką. O, jak Brown. Mam wrażenie, że wyglądam z Martiną tak, jak Lavender z Weasleyem.

Zabini zaśmiał się. Oczyma wyobraźni widział całą tę sytuację.

— Nie jest źle. Trochę jakby była taką drugą Parkinson.

— Wiesz co, w sumie to tak — parsknął. — Martina jest męcząca. Potrzebuję luzu, ona tego nie rozumie. Ostatnio zrobiła mi awanturę za to, że Nadine widziała jak Parkinson całuje mnie w policzek i przytula. Przecież nie poszedłem z nią w ślinę, Merlinie...

Do Pokoju Wspólnego Slytherinu weszła wspomniana uczennica. Miała rozpięte pierwsze dwa guziki koszuli. Usiadła obok Malfoya, patrząc na niego jak cielę na malowane wrota. Szybko od niej odskoczył.

— Odejdź, Parkinson, zanim Martina zrobi mi kolejną awanturę — sapnął.

— To teren Ślizgonów, nie zobaczy nas — zachichotała.

— Oj, zdziwiłabyś się. — mruknął.

Kiwnął na Blaise'a, żeby poszedł z nim do dormitorium. Chciał się go poradzić, bo nie wiedział, co ma dalej robić. Rodzice, Voldemort, służba u niego, Martina, Nadine... to było za dużo, jak na szesnastolatka. Przez to nie spał po nocach, dostawał gorsze oceny, miał cienie pod oczami i jeszcze bardziej bladą cerę niż zazwyczaj. W dodatku na sumieniu ciążyła mu Eileen, która nie odzywała się do niego od jakichś trzech tygodni, od momentu, w którym powiedział jej, że rzuci szkołę przed końcem roku szkolnego i będzie musiał ją zostawić.

— Podoba ci się Edwards? — walnął prosto z mostu Blaise.

— Ee-co?

— Pytałem czy podoba ci się Nadine.

— Nie wiem. Cholera, nie wiem co do kogo czuję, rozumiesz? — warknął.

— Więcej na tak czy więcej na nie? — dociekał.

— Pół na pół. Zadowolony?

— A Martina?

Zapadła kilkudziesięciosekundowa cisza. Draco bił się z myślami.

— Podoba mi się mniej niż pół — wymamrotał. — Jakieś czterdzieści procent. Może trzydzieści. Nie wiem. — Blaise zrobił triumfującą minę. — Czego ryja cieszysz? Mam mętlik w głowie!

Magia gwiaździstej nocy || Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz