0. Prolog

5.5K 194 34
                                    

— Draco — zaczęła Narcyza. Miała niepewną minę i wyglądała, jakby spodziewała się nagłego wybuchu syna lub męża. — Porozmawiajmy...

— Nie mamy o czym rozmawiać, matko — uciął szybko, po czym złapał za kufer. Przelotnie spojrzał na stół, na którym leżał numer "Proroka Codziennego". Był w nim artykuł o rodzinie Malfoyów. — Muszę iść.

Draco opuścił rodzinny dwór, myśląc o zaistniałej sytuacji w jego domu. Narcyza i Bellatrix we wakacje odwiedziły Snape'a i wręcz go zmusiły do złożenia Wieczystej Przysięgi. Malfoy miał się o tym nie dowiedzieć, ale podsłuchał. Gdy zawiedzie, Snape wykona zadanie za niego. Leżało mu na sercu też to, co parę minut przed wyjściem powiedział mu ojciec. "Czarny Pan cię potrzebuje, synu", brzmiało ciągle w jego głowie. Oczami wyobraźni widział zebrania śmierciożerców, służbę u Voldemorta i misje, z których tylko nieliczni wracają. Nie takie miał plany na szósty rok nauki w Hogwarcie. Chciał przyłożyć się do nauki, zdobyć dobre oceny i rzucić tę szkołę w cholerę, by zacząć zarabiać na siebie i wyprowadzić się od rodziców. Poradziłby sobie. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Jedyne czego pragnął to wyzwolenie się spod klosza rodziców i znalezienie tej jednej, jedynej, która pokocha go takiego, jaki jest. Niestety, to jedno zdanie wypowiedziane przez Lucjusza zmieniło właśnie bieg wydarzeń, a Draco pod wpływem zdania rodziców niechętnie przystał na to.

Włożył rękę do kieszeni płaszcza. Wymacał różdżkę. Odetchnął z ulgą, bo przeraził się, że nie zabrał jej z domu. Przed nim kawałek drogi na Peron Dziewięć i Trzy Czwarte. Przeważnie podróżował kominkiem, lecz teraz patrzył tylko, by jak najszybciej wyjść i ochłonąć.

Z dala usłyszał warkot silnika samochodu. Kto jeździł samochodem po dzielnicy czarodziejów? Draco obejrzał się za siebie i zobaczył ledwo jeżdżącego Forda Anglię. Wywrócił oczami. Nawet Weasleyowie zwiedzali te bogate tereny. Cóż, o takich luksusach jakie mieli Malfoyowie, rudzi mogli sobie tylko pomarzyć.

— Draco, podrzucić cię? — wydarł się przez okno Artur Weasley, przejeżdżając obok młodego Malfoya. Blondyn spojrzał z pogardą i obrzydzeniem na Artura i prychnął:

— Nie, poradzę sobie. Nie zniżę się do takiego poziomu.

— Jak chcesz — odparł obojętnie i odjechał. Przez szybę Draco widział jeszcze twarze Hermiony Granger, Harry'ego Pottera i Rona Weasleya. Pogratulował sobie w duchu, że nie zgodził się na podwózkę tym rzęchem ze Złotą Trójcą.

Zegarek na nadgarstku Draco wskazywał wpół do jedenastej, co oznaczało, że miał pół godziny na dotarcie na peron. Na szczęście zostało mu niewiele drogi.

Piętnaście minut później stanął przed ścianą między peronem dziewiątym a dziesiątym. Było mu już wszystko jedno, myślał, że nic go dziś nie zaskoczy, ale jednak się mylił. Gdy miał już przechodzić, zza ściany wyszedł Severus Snape, który niemal od razu powitał latorośl Malfoyów ledwo zauważalnym skinieniem głowy.

— Malfoy. — powiedział chłodno.

— Panie profesorze.

— Sądząc po twojej samotnej wędrówce, mniemam, że się dowiedziałeś?

— Yhm — burknął Draco, wiedząc, że jednak ten dzień jest spisany na straty, skoro nawet sam Snape się interesuje jego sprawą.

— Przechodźże już przez tą ścianę, zaraz ci pociąg ucieknie, a ja nie mam zamiaru potem cię bronić! — krzyknął Mistrz Eliksirów.

Draco z zniesmaczonym wyrazem twarzy przeszedł na magiczną stronę peronu. Warknął poirytowany, widząc Pansy stojącą obok Blaise'a. Dziewczyna od razu zareagowała na wejście Draco. Podbiegła do niego i rzuciła się mu na szyję. Chłopak przyjął to obojętnie, był przyzwyczajony, przez tyle lat przechodził to samo CODZIENNIE w roku szkolnym. Przybił piątkę z Blaise'em. Słuchał opowieści przyjaciela i przesłodzonych reakcji Pansy, jednocześnie rozglądając się, kto w tym roku przyszedł uczęszczać na zajęcia.

Jego wzrok przyciągnęła dziewczyna. Miała włosy w kolorze ciemnego blondu, a oczy o niebieskim odcieniu. Otaczał ją wianuszek koleżanek, lecz ona błyszczała najbardziej, tak się przynajmniej Draconowi wydawało.

Pewnie jakaś pierwszoklasistka — pomyślał, choć na jedenaście lat nie wyglądała.

— Dracuuuuś... — Parkinson zaczynała swoje wywody, więc Draco od razu jej przerwał.

— Znacie tę dziewczynę? Tę wśród innych?

Blaise gwałtownie się odwrócił, a Pansy prychnęła z zazdrości jak kot.

— Nie, ale zagadaj do niej — polecił Zabini.

— Przestań, Zaaabini... — Malfoy ziewnął, przyzwyczajony, że to zawsze dziewczyny skakały wokół niego, a nie odwrotnie i był speszony tym, że musiałby w ewentualności zrobić pierwszy krok i zagadać.

Gdy rozległ się gwizd oznajmujący ostatnią szansę, by wsiąść do pociągu, nastolatka przeszła obok niego. Na bluzce miała herb Ravenclawu.

„O cholera", jęknął w myślach, bo już wiedział, że łatwo nie będzie. Ale halo, on miał się starać czy ona? „Oczywiście, że ona", dopowiedział sobie.

Wsiadł do pociągu. Usiadł z Pansy i Blaise'em. Obrzydzał go sposób, w jaki panna Parkinson na niego patrzyła. Za każdym razem, gdy jej wzrok obłapiał chłopaka, przechodziły mu po ciele nieprzyjemne ciarki i się wzdrygał. Przebywanie z nią było udręką, ale innych znajomych specjalnie nie miał, więc musiał się (nie) cieszyć ich obecnością. W Przedziale Ślizgonów panowała niezręczna cisza. Nagle coś pufnęło i zrobiło się ciemno jak w nocy. Po wstrętnym zapachu Draco domyślił się, że był to Peruwiański Proszek Natychmiastowej Ciemności.

— Co to było? — zapytał.

— Daj spokój, Draco. Pewnie pierwszoroczniacy się wygłupiają — powiedziała Pansy, odgarniając włosy z twarzy. — Siadaj, zaraz będziemy w Hogwarcie.

Malfoy niechętnie jej posłuchał. Zajął swoje miejsce i wpatrywał się w okno, bębniąc palcami w stolik.

— Hogwart — prychnął — co za żałosna imitacja szkoły. Naprawdę się cieszę, że już nie będę musiał do niej chodzić.

— Co? — Pansy spojrzała na niego z niepokojem. Wiedziała, że Draco przeważnie nie kłamał, więc się przestraszyła. — O czym ty mówisz, Draco? — W tamtym momencie nastolatek uświadomił sobie, że powiedział za dużo i prawie wygadał cały sekret.

— Ucieknę z tej budy — uciął. Blaise parsknął śmiechem — Śmieszy cię to, Blaise? Wyjdę na tym lepiej niż wy.

Draco uniósł głowę. Zobaczył, że jego neseser się poruszył. Zmarszczył brwi. Nie było żadnego podmuchu wiatru, a żeby ktoś to zrobił, musiałby być niewidzialny. No tak.

Potter miał pelerynę-niewidkę.

Gdy dojechali na stację Hogwart-Hogsmeade, Draco wciąż czuł czyjąś obecność w przedziale. Wiedział, że to Potter, był pewny na dziewięćdziesiąt dziewięć procent. Wszyscy opuszczali pociąg, jednak Draco został na swoim miejscu.

— Draco, nie wysiadasz? — zaćwierkała Pansy.

— Idźcie. Muszę coś sprawdzić.

Poczekał, aż pociąg stanie się całkowicie pusty i zasunął rolety w oknach i w drzwiach.

— Matka nie nauczyła cię, że nieładnie tak podsłuchiwać, Potter?! — krzyknął. — Petrificus totalus! — Harry runął na ziemię. Draco nachylił się nad nim i wysyczał — No tak, była martwa zanim cokolwiek mogłeś skumać. — Kopnął go w twarz, poprawił marynarkę i opuścił wagon.

__________

Końcowe dialogi są niemalże identyczne do tych w filmie, więc żeby nie było, że plagiat, dialogi te pochodzą z filmu pt. "Harry Potter i Książę Półkrwi".

Fanfiction z uniwersum Harry'ego Pottera o Draconie i Nadine. Mam nadzieję, że Wam się podoba i zostaniecie na dłużej. ♥


Magia gwiaździstej nocy || Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz