XXIII - Wciąż niezdecydowany

2.5K 232 119
                                    

Morza traw, wspaniała równina rozciągała się dalej niż mogło sięgnąć oko. Nad tym oceanem niebieskie niebo...

Nie znowu!

Noc w noc. Całe życie.

Ile można śnić ten sam sen?!

Even spojrzał na swoje dłonie. To znaczy, nie swoje.

Zacisnął palce. Rozprostował je. A więc mógł w jakimś stopniu kontrolować swoje działania.

Rozejrzał się dookoła, ale nie był w stanie zawiesić na niczym oka. Stał po środku rozległej równiny. Gdzie nie spojrzał, widział tylko trawę i niebo nad głową.

Gdzie był? Dlaczego tu był? Kim był?

- Jest piękne, prawda?

Even drgnął, kiedy usłyszał głos za swoimi plecami. Natychmiast się odwrócił. Zamiast odpowiedzieć, zmrużył oczy. Chwilę się wahał, po czym podszedł do białowłosego mężczyzny i ujął jego twarz w dłonie.

- Kim jesteś? – zapytał – Znam cię. Na pewno już kiedyś cię widziałem...

- Nie mogę sobie wyobrazić, jak mogłoby być piękniejsze – mężczyzna jakby nie zwrócił uwagi na zachowanie Evena i po prostu kontynuował znany scenariusz.

- Co mogłoby być piękniejsze?

- Nie mów tak, wierzę w niego – białowłosy dalej odgrywał swoją rolę.

- W kogo? Czemu? Po co?

- Po prostu chce, żeby był doskonały. Żeby wszystko poszło zgodnie z planem.

- Tak, tak... - Even westchnął, poddając się już. Zresztą, jaki sens miała rozmowa z wytworem swojej wyobraźni? - Wiem...

- Nie wiesz – ton głosu mężczyzny nagle zmienił się. Even otworzył szeroko oczy, wpatrując się w białowłosego w szoku – To nasza wina... To wszystko nasza wina...

- O czym ty-

- Nie taki był plan – w oczach mężczyzny pojawił się ból – Nie taki był plan.

- I co z tego? – wściekł się w końcu Even.

- Zapłacimy za to – brzmiała odpowiedź białowłosego – Wszyscy za to zapłacimy...

- Za co? – padło pytanie. Even potrzebował dłuższej chwili, żeby zorientować się, że nie z jego strony – Dobrze się czujesz? – odezwał się Sky, wpatrując się w chłopaka szeroko otwartymi oczami – Heaven. – Palce białowłosego na ramionach chłopaka były chłodne, tak samo jak noc. A może to po prostu jego ciało było tak gorące. Pot skraplał mu się po plecach.

- W-Wszystko... ok – chłopak zmusił się, żeby wykrztusić – To tylko sen... - szepnął, czując jak serce tłucze mu się w piersi, a oddech drży.

- Koszmar? – spytał Sky, puszczając w końcu ramiona chłopaka i odsuwając się, żeby przysiąść na piętach. Dopiero wtedy Even przypomniał sobie co białowłosy w ogóle robił w jego łóżku. Czy raczej co on sam robił w łóżku Sky'a.

Po incydencie z umierającym Kubą i tym dupkiem Cassiel'em, wszyscy byli zmęczeni. On i Sky musieli odpocząć przed jutrzejszym wymagającym dniem, więc obaj postanowili położyć się wcześniej. Jak się okazało, demony nie dotarły do poddasza, żeby obrócić niewielki pokoik w ruinę. Even, zamiast stresować się swoją bardzo niedaleką przyszłością w szeregach Straży, nie mógł wyrzucić z głowy wspomnienia pocałunku ze Sky'em. Zresztą, nie tylko o to chodziło. Chłopak od samego początku go pociągał... fascynował – mogło być właściwie lepszym określeniem. Białowłosa piękność o nieskazitelnych rysach twarzy i nieco wyniosłym sposobie bycia. Tak naprawdę jednak, dopiero kiedy Even zauważył, że arogancja Sky'a była tylko pozą, pod którą skrywała się wrażliwa natura chłopaka gotowego poświęcić się dla przyjaciół, jego uczucia do niego nabrały kształtu, a może i nawet trochę głębi. Moment, w którym Even zobaczył rozpacz w oczach chłopaka na widok rannego Kuby sprawił, że, choćby z całej siły próbował, nie był w stanie wmówić sobie, że Sky był tylko rozpuszczonym paniczykiem z bogatej, uprzywilejowanej rodziny, który za nic miał ludzi o niższej pozycji społecznej. Sky był przeciwieństwem tego. Był przeciwieństwem Cassiel'a. A przeciwieństwo Cassiel'a, dodatkowo obdarzone anielską urodą, musiało być idealnym typem Evena.

Heaven (boyxboy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz