XXXII - Jego krew na rękach

1.9K 213 90
                                    

Cass jeszcze nigdy nie czuł się w ten sposób. Zdarzało mu się bać, oczywiście, że tak. Kiedy wstępował do Straży jako trzynastolatek, bał się Demonów. Kiedy pięć lat temu Raphael miał właśnie wyjść z więzienia, bał się spotkać brata po raz pierwszy. Kiedy Sky definitywnie odrzucił jego zaloty, bał się reakcji rodziców. Lęk nie był dla niego niczym nowym. Strach o życie drugiej osoby, tak.

A może to cichej ciemności tak się bał? Może to ona ściskała jego wnętrzności nerwowym węzłem, sprawiając, że zawartość żołądka podchodziła mu do gardła? W końcu nigdy jeszcze nie przebywał tak długo sam poza granicami miasta. Plotki głosiły, że tylko najsilniejsi lub najbardziej nieczuli ludzie byli w stanie wytrzymać w otchłani dłużej niż godzinę w samotności. Cass podejrzewał, że powoli zbliżał się do tej granicy. Absolutnie nic jednak nie słyszał, a dobrze wiedział, że w tym miejscu byłby w stanie wyłapać szuranie pazurków myszy z odległości kilkuset metrów. W takim razie powinien słyszeć kroki Raphael'a, skoro wyczuwał go już tak mocno.

Coraz bardziej się denerwując, Cass przyspieszył kroku, przechodząc w bieg. Dziwne pomysły zaczęły formować się w jego głowie. Co, jeśli nie słyszał kroków brata, bo ten jakimś cudem został ranny i teraz umierał powoli w ciemności? Even w teorii nie miał z nim szans, ale w końcu raz już udało mu się jego samego przechytrzyć. I tu pojawiało się pytanie, być może straszniejsze niż ciemność, cisza i myśl o możliwej śmierci Evena: co Cass by zrobił? Raphael mógł być przestępcą, mordercą, kimkolwiek. Wciąż był jednak jego bratem.

Próbując w jakikolwiek sposób uciec od własnych myśli, Cassiel przyspieszył jeszcze bardziej, mając nadzieję, że może chociaż fizyczne zmęczenie odgoni nieprzyjemne pytania. I tak biegnąc, chłopak nie zorientował się, że dotarł do celu, dopóki tego celu nie zobaczył. Zatrzymując się nagle i nieruchomiejąc, poczuł jak jego serce i oddech zamierają w tym samym momencie. Spojrzenie znajomych, czarnych oczu zmroziło go do kości.

- Raphael – imię brata opuściło usta Cassiel'a, kiedy skrzyżował z chłopakiem wzrok – Nie wyglądasz na zaskoczonego... - dodał, zmieszany, sięgając nerwowo w stronę rękojeści swojego ulubionego miecza, jak zwykle przytroczonego do pasa.

- Czułem, że się zbliżasz – odpowiedział Raphael, niemal znudzonym tonem, podnosząc się powoli z ziemi, na której jeszcze chwilę wcześniej siedział, mierząc Cass'a badawczym spojrzeniem, z ustami wygiętymi w delikatnie rozbawionym uśmiechu – Nie mam pojęcia dlaczego tu jesteś, ale wiedziałem, że kierujesz się w moją stronę. Byłem ciekawy o co chodzi, więc postanowiłem na ciebie zaczekać – wyjaśnił, wstając w końcu z ziemi i... wkładając ręce do kieszeni?

- Um... - Cass zamrugał, niepewny w jakiej sytuacji się znalazł – Ja... Ty... czekałeś na mnie? Po co??

Raphael wzruszył ramionami.

- Skoro tutaj szedłeś, to znaczy, że bardzo pilnie chciałeś ze mną o czymś porozmawiać, tak? – raczej stwierdził niż spytał chłopak, wciąż nie zdradzając postawą jakiejkolwiek nerwowości czy nawet ostrożności. Jego ostrza pozostały zatknięte bezpiecznie na swoich miejscach.

- Porozmawiać? Nie, ja... - Cass poczuł jak rękojeść jego miecza robi się śliska od potu.

- Zostaw to – Raphael zwrócił uwagę – Przecież nie będziesz ze mną walczył – powiedział. Brzmiał na całkowicie pewnego siebie.

Cass nie posłuchał. Jeszcze mu nie odbiło.

Wziął głęboki oddech.

- Nie przyszedłem tutaj rozmawiać – powiedział, z zaskoczeniem zauważając lekkie drżenie w swoim głosie. Jego głos nigdy nie drżał. Nie, odkąd nie był już dzieckiem – Przyszedłem po Evena – oznajmił.

Heaven (boyxboy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz