LVI - Imię

1.5K 162 92
                                    

Sky wyważył drzwi celi bez problemu. Wciąż jednak pomagał siostrze iść, więc nie mogli poruszać się zbyt szybko.

- Poradzę sobie. – Eevi zaprotestowała. – Jestem tylko zmęczona tkwieniem w jednym miejscu. Nie umieram.

Sky popatrzył na nią ze zmartwieniem, ale posłuchał.

- Jak właściwie chcesz się zobaczyć z Bogiem? – Even nie był ani trochę przekonany do tego całego planu. Najchętniej uciekałby stąd najszybciej jak to możliwe, niestety Eevi nie mogła opuścić granic Nieba, dopóki jej nadgarstki pozostawały skute kajdankami.

- To nie powinno być takie trudne. – Sky sam nie wyglądał na przekonanego. – W każdym razie, w tej chwili musimy się skupić na wyjściu stąd.

Miał rację. Biały korytarz, którym szli nie wydawał się już tak prostą drogą, kiedy nie mieli ze sobą przewodnika. Dopiero teraz Even zauważył ile odnóg i zakrętów musieli minąć, żeby dojść do windy, którą się tu dostali. Miał tylko nadzieję, że dla Sky'a ten labirynt miał więcej sensu niż dla niego.

- To miejsce jest gorsze niż więzienie w Hadesie – odezwała się w pewnym momencie Eevi. Even zauważył jak jej wzrok przesuwa się nerwowo po obdartych ścianach i zszarzałych kątach, które w zestawieniu z wszechogarniającą bielą wyglądały niepokojąco, jakby coś czaiło się w ich subtelnym cieniu. – W Hadesie przynajmniej wiesz na co się piszesz. Tutaj powinno być przyjemnie.

- Niebo też potrzebuje więzienia. Nie za każde przewinienie można kogoś zrzucić do Piekła. Mielibyśmy na dole problem z przeludnieniem – skomentował Sky.

- Elsy nie zrzucili.

Sky zatrzymał się, chyba zaskoczony słowami siostry. Even nie miał pojęcia o co chodzi, ale też przystanął.

- Elsy? – Sky popatrzył na Eevi pytająco. – A co ma do tego Elsa?

Even uznał, że to nie odpowiedni moment na żart o księżniczce Disney'a, więc tylko przysłuchiwał się rozmowie.

- Wszystko – powiedziała Eevi. – To z jej powodu tutaj jestem.

Na twarzy Sky'a odmalowało się niedowierzanie, które szybko przekształciło się w gniew.

- Przez Elsę?

- Nie, nie. – Eevi zamachała rękami. – Nie z jej winy. Ona nic nie zrobiła. Złamała tylko prawo, żeby się ze mną spotkać. Ja złamałam prawo, żeby się z nią spotkać. Obie jesteśmy winne, ale kara, którą nam wymierzono – spojrzała na swoje dłonie skute kajdankami – to nie kara. To plan B.

- O czym ty mówisz? – Sky wyglądał tak samo, jak Even się czuł: na totalnie zmieszanego.

- Nie rozumiem całej sytuacji, ale wiem tyle, że ja jestem tutaj jako karta przetargowa w razie gdyby coś poszło nie tak. Muriel coś planuje, nie wiem co, ale wciągnął w to Elsę i mnie. Ją zabrał gdzieś daleko. Na tyle daleko, że prawie nie czuję jej obecności. Wiem tylko, że żyje. Mnie zatrzymał tutaj na wszelki wypadek. W sensie, lepiej mieć córkę króla Piekieł niż nie mieć.

- Kim jest Muriel, do Diabła? – Sky uniósł brwi.

- Nie jestem pewna, ale... - Eevi przygryzła wargę, wyraźnie zaniepokojona. – Od Elsy wiem tyle, że ma jakąś swoją organizację, która chce wprowadzić jakieś zmiany. Z tego co mi mówiła, nie brzmiało to na nic poważnego. Nie wiem jak, ale najwyraźniej ta jego organizacja jest grubszą sprawą niż myślała, skoro temu skurwielowi udało się mnie zamknąć. Jego ludzie słuchali się go jak potulne pieski, mimo, że nie wyglądał na silnego, a jego płomień duszy wydawał się mieć całkowicie przeciętną moc.

Heaven (boyxboy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz