LVII - Absolutna cisza

1.6K 154 56
                                    

A więc tak wyglądało Niebo. Zaskakiwany na każdym kroku podczas swojego pobytu w zaświatach, Even nie spodziewał się, że ostatecznie trafi w miejsce, które wpisze się idealnie w jego wyobrażenia.

- Wygląda jak ulepszona wersja Ziemi – stwierdził, rozglądając się. Kiedy niewielkie drzwi windy wiozącej ich na piętro numer tysiąc trzysta rozsunęły się, oczom wszystkich ukazał się zapierający dech w piersiach widok. Równina porośnięta zieloną trawą spomiędzy której wyłaniały się różnokolorowe kwiaty rozciągała się daleko, ograniczona łagodnymi pagórkami z lewej strony, skalistymi szczytami z prawej. W powietrzu można było poczuć zapach ziół i świeżości, uszu sięgał odgłos wody spokojnie przelewającej się w strumyku. Jedyne, co odróżniało to miejsce od jednego z ładniejszych rezerwatów przyrody na Ziemi, było niebo, a raczej jego brak. Kiedy Even uniósł głowę, jego wzrok zatrzymał się na wysokim sklepieniu składającym się z rozmigotanych kryształów, odbijających – a może i emitujących – jasne światło. Wyglądało to niesamowicie, ale chłopak zamiast podziwu, odczuł nagłą duchotę. Brakowało mu otwartej przestrzeni, głębokiej nieskończoności, w której można się było zatracić, kiedy wzrok gubił się między miliardem gwiazd widocznych z Ziemi. Mimo tego, nie można było odmówić temu miejscu miana pięknego. – Ciekawe jak jest duże...

- Niebo składa się na tą chwilę z miliarda pięciuset dwunastu segmentów. Nie wiem jak to się przekłada na ludzkie kilometry – odpowiedział Muriel.

- Z segmentów? – Even uniósł brwi.

- To, co widzicie – Muriel zatoczył ręką krąg, wskazując całą otaczającą ich przestrzeń – to jeden segment. Kończy się na tamtych szczytach. – Wskazał palcem góry, na które Even wcześniej zwrócił uwagę.

- Miliard pięćset... Mogłeś po prostu powiedzieć „duże". – Even nawet nie próbował sobie wyobrazić tej przestrzeni. – Każdy segment jest tej samej wielkości? – zaciekawił się. Zauważył, że Sky rzuca mu skonsternowane spojrzenia, ale zignorował go. Muriel może i był ich wrogiem, ale był teraz ich jedyną dostępną wersją przewodnika. A Even był ciekawy.

- Każdy segment jest taki sam.

Ruszyli za chłopakiem ścieżką wyłożoną kamieniami.

- Tej samej wielkości – poprawił Muriel'a Even.

- Taki sam – poprawił go chłopak.

- Dokładnie taki sam? – Even otworzył szeroko oczy. – W sensie są tam te same pagórki i ta rzeka i tak dalej?

- Tak powiedziałem. – Muriel już chyba się irytował.

- Wiedziałem, że z tym miejscem będzie coś nie tak. – Even westchnął, próbując sobie wyobrazić spędzanie całej wieczności patrząc codziennie na te same ładne widoczki za oknem. W Piekle chociaż była dobra muzyka. – Czyli Ziemia jednak jest najlepszą opcją. Czemu nie można być nieśmiertelnym na Ziemi? Tam przynajmniej jest co zwiedzać, a i zawsze można polecieć w kosmos.

- Zawsze tyle mówisz? Chyba zostało ci to po Ewie... - mruknął Muriel, niezadowolonym głosem.

- Powinieneś poznać Kubę. – Even postanowił odpuścić i się zamknąć. Zajął się oglądaniem widoków. Może i po stu latach mieszkania tutaj byłby znudzony, ale teraz był pod wrażeniem.

- Gdzie są wszyscy ludzie? – po raz pierwszy odezwał się Sky.

- Ten segment nie jest zamieszkały. Chcieliście zobaczyć się ze Stwórcą, nie zwiedzać dzielnice mieszkalne.

- Ma sens. – Even wzruszył ramionami. – A dokąd właściwie idziemy? Bo to miejsce jest, wiesz, trochę duże.

Muriel, zamiast odpowiedzieć, wyciągnął rękę. Even podążył wzrokiem za jego palcem wskazującym, ale niczego nie zobaczył.

Heaven (boyxboy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz