XL - W miłości i na wojnie

2.2K 205 133
                                    


- Ani trochę mu nie ufam – poskarżył się ciemnowłosy chłopak. – Nie wiem jak możesz być tak spokojny.

- A co niby takiego strasznego miałby zrobić Kubie? – Drugi chłopiec przewrócił oczami. Mimo to uśmiechał się. Chyba nie traktował słów swojego partnera do walki poważnie.

- Złamać mu serce? – Ciemnowłosy jednak nie miał chyba zamiaru zmienić zdania. – Widziałeś jak on na niego patrzy. Oczy mu się świecą. Pojęcia nie mam dlaczego.

- Cass nie jest takim bezdusznym dupkiem na jakiego wygląda – zaprzeczył Sky.

- Może i nie, ale to nie zmienia faktu, że nie ma szans, żeby nagle cudownie zakochał się w Kubie, do Diabła.

Nie miał pojęcia czego dotyczyła ta rozmowa. Chłopcy jednak nie przerywali ćwiczeń, więc nie czuł potrzeby im przeszkadzać.

Zauważył już pierwszego dnia. Ich nadnaturalną wręcz synchronizację. Wystarczyło im parę godzin, żeby osiągnąć lepsze wyniki niż on kiedykolwiek osiągnął poza tym jednym, pamiętnym razem. Przyszło mu do głowy, że to zabawne. To, jak niespodziewanie układały się czasem losy. To, jak wiele zależało od przypadku.

Unosząc noże, dłonie obu chłopaków zawisały na tej samej wysokości. Palce na rękojeściach zdawały się zaciskać z tą samą siłą. Identycznie uginali kolana. Tak samo patrzyli na siebie, oddychając w równym tempie.

Zazdrościł im. Jemu udało się dojść do takiego poziomu dopiero po latach ćwiczeń, wielu kłótniach, miesiącach frustracji, treningach do upadłego – wszystko to nie mając ani grama pewności, że strategia zadziała.

Teraz, obserwując jak Sky i Even wykonują razem kolejne techniki, zsynchronizowani jak dwa zegarki, można było odnieść wrażenie, że ludzie zostali do tego stworzeni. Wspólne treningi przychodziły chłopcom tak naturalnie, że ciężko było uwierzyć, że to, czego Lucyfer właśnie próbował ich nauczyć nie było jedną z umiejętności zaprogramowanych w ludziach i aniołach przez Boga. Z drugiej strony jednak, fakt ten napawał króla lekką dumą. Chyba zasłużył, żeby być z siebie zadowolonym, skoro to on był twórcą tego stylu walki. Stylu walki, który nie mógł się mierzyć z żadnym innym. Stylu, który mógł uczynić wojownika niezniszczalnym.

Był tylko jeden problem. Czy Even da sobie radę z najtrudniejszą częścią?

- Mówię ci, że wszystko będzie ok. Mam przeczucie, że to się dobrze skończy – zapewnił Evena Sky.

- Niby jak? Myślisz, że wrócą z tej całej misji trzymając się za rączki? Jaki z ciebie optymista... - nie zgodził się drugi chłopak.

- Ooh, mówicie o tej dwójce, która wybiera się szukać Eevi. – Lucyfer dopiero teraz załapał.

Sky z Evenem natychmiast odwrócili się w jego stronę, zaskoczeni. Noże wypadły im z rąk w tym samym momencie.

- Tato - Sky wyglądał na odrobinę zażenowanego swoją reakcją. Szybko schylił się po swój nóż i wyprostował. Jego przyjaciel był chyba lekko wystraszony. Za każdym razem tak na niego patrzył. Chyba jego obecność trochę go stresowała. Lucyfer czasem naprawdę nie lubił tego całego bycia królem. W sumie nigdy się na to nie pisał, a musiał użerać się z ludźmi patrzącymi na niego tak, jakby w każdej chwili mógł skrócić ich o głowę, jeśli tylko naszłaby go taka ochota. Spojler: nie mógłby.

- Nie najgorzej wam idzie – powiedział, czy raczej nie dopowiedział. Lepiej było, żeby nie nabrali zbytniej pewności siebie i arogancji.

- Dziękuję... - powiedział Even, wyglądając jakby wahał się między ukłonem, a uśmiechem.

- Ćwiczymy dopiero drugi dzień – odezwał się Sky. – I rzeczywiście to całe naśladowanie się nawzajem idzie nam chyba dobrze... ale... co to właściwie ma na celu? – spytał. Even wyglądał na równie zmieszanego. Widać też było jednak, że nie chce tego okazać. Kurczę, chłopak mógłby trochę wyluzować.

Heaven (boyxboy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz