XXXVI - Na dobranoc

2K 221 121
                                    

- Ten chłopak posiada Barierę! Czy nikt poza mną nie zdaje sobie sprawy, że to- - na te słowa Raphael'a Sky poczuł jak ogarnia go panika. Przez chwilę pomyślał, że trzeba jednak było zabić skurwiela kiedy miał ku temu okazję. Potem jednak udało mu się pochwycić wzrok krzyczącego chłopaka. Nie umiał komunikować się myślami jak podobno niektórzy archaniołowie, ale potrafił zamknąć komuś usta spojrzeniem. Najwyraźniej. Raphael zamilkł, zupełnie jakby usłyszał jego niemy krzyk.

Nawiązali porozumienie. Nić wzajemnego zrozumienia tak cienką jaka mogła tylko łączyć śmiertelnych wrogów mających jeden wspólny interes.

- Człowiek w Straży to coś zupełnie niedopuszczalnego! Nie może przejść bez sprzeciwu! Nie godzę się na to i nie uznaję swojej winy! – zmienił temat Raphael, a Sky poczuł jak z jego ramion spada niewidzialny ciężar. Reszta rozprawy go nie interesowała.

Właściwie, resztę ledwie pamiętał. Był po prostu tak wykończony i wyzuty z wszelkich emocji, że marzył tylko o śnie.

Raphael nie skończył martwy. Nawet jeśli na to nie wyglądało, mało to teraz Sky'a obchodziło. Ważne, że zabrali świra sprzed jego oczu, podobno do Nieba, Czyśćca czy cholera wie gdzie i że nie wypaplał nic na temat swoich spostrzeżeń co do Heavena. Ważne, że jego przyjaciel był bezpieczny. Sky miał tylko nadzieję, że tak pozostanie. Wiedział, że chłopak pewnie będzie zadawał pytania. Do Diabła, stanął już przecież twarzą w twarz z Lucyferem i od razu go rozpoznał! Nie było mowy, żeby po prostu zapomniał o tym temacie.

I Sky był tak zmęczony. Tak strasznie zmęczony strachem o życie chłopaka. Wykończony trzymaniem sekretów przed każdą napotkaną osobą. Kiedy nie nosił munduru Strażnika, ukrywał swoją tożsamość. Będąc Strażnikiem, ukrywał swoją niepewność. Rozmawiając z ojcem, udawał, że nie chce wcale nic więcej od życia niż tylko spokojnej egzystencji w cieniu swojej siostry. Teraz musiał też ukrywać przed wszystkimi sekret Heavena, o którym sam chłopak nie miał pojęcia. I może dramatyzował. Może ten sekret był sprawą znacznie mniejszej wagi niż mu się zdawało. Być może jego ujawnienie nie musiało oznaczać tragedii. Jednej rzeczy Sky był jednak pewien. Gdyby ktoś dowiedział się o snach chłopaka, nikt nie widziałby już w Heavenie Evena, a jedynie pionka w politycznej walce o władzę. Być może nawet tego pionka na szachownicy, którego musisz poświęcić, żeby wygrać wojnę. Sky'a wojny nie obchodziły. W każdym razie nie w takim stopniu, w jakim powinny obchodzić księcia. Chciał tylko, żeby ludzie, na których mu zależy byli bezpieczni. I dlatego musiał mieć sekrety. Jak na razie szło mu całkiem nieźle. W końcu minęło już tyle czasu, a wciąż udawało mu się, bez większego wysiłku, trzymać Heavena w nieświadomości co do swojej pozycji społecznej.

No, w każdym razie do pewnego momentu.

***

Even miał mnóstwo pytań. Kiedy tylko rozprawa się skończyła, chciał od razu zasypać nimi Sky'a, jednak powstrzymał go wyraz twarzy chłopaka. Wyglądał na wykończonego. Jego oczy niemal błagały o litość. No, więc zlitował się.

- Wracasz do swojego pokoju? – spytał tylko, postanawiając, że rozmowę ze Sky'em może odłożyć na później. Piekło nauczyło go już cierpliwości.

- Nie... - westchnął w odpowiedzi białowłosy – Jest tyle pracy i zamieszania do ogarnięcia – powiedział, krzywiąc się lekko – Ta cała sprawa ze zmianą systemu przyjmowania kandydatów... Zabezpieczanie bram miasta przed kolejnym atakiem, który nie wiadomo kiedy nadejdzie... muszę porozmawiać z tyloma ludźmi i... i jeszcze-

Even słuchał chłopaka, przyglądając się jak jego powieki walczą, żeby nie opaść aż w końcu przerwał mu, chwytając go za nadgarstek, żeby przywrócić skupić na sobie jego uwagę.

Heaven (boyxboy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz