XLIV - Płomień duszy

2.1K 198 64
                                    

Even potrzebował pomocy Sky'a, żeby ustać na nogach. Nie dlatego, że nie miał siły, tylko dlatego, że wszystko mieszało mu się w głowie i rozmazywało przed oczami. Nie potrafił skupić się na rozbrzmiewającym głośno alarmie, zbyt zaabsorbowany wydarzeniami sprzed paru chwil.

Kiedy nieznajomy tak chamsko i bez pytania o zgodę przejął sobie jego ciało, Evenowi wcale nie urwał się film. Był całkowicie świadomy, może nawet bardziej świadomy niż zwykle, tylko po prostu nie miał nad sobą żadnej kontroli. Gdy intruz postanowił zamknąć jego oczy i przejrzeć wszystkie jego wspomnienia w przyspieszonym tempie, chłopak myślał, że jego głowa eksploduje. Po tym doświadczeniu byłby chyba nawet w stanie przyznać Aniołom ich wyższość gatunkową.

Bo intruz musiał być Aniołem. Nie przychodziły mu na myśl żadne inne istoty, które potrafiły różne, dziwne, magiczne sztuczki, jak uzdrawianie dotykiem, wymazywanie wspomnień, latanie i... przejmowanie cudzych ciał, najwyraźniej.

Pytanie „Po co?", „Dlaczego?", „W jakim celu?" musiał odłożyć na później. I tak już się domyślał. Za każdym razem, kiedy przytrafiało mu się coś dziwnego, miało to związek z jego pochodzeniem – o ile kwestię tego, kim się było w poprzednim życiu można nazwać „pochodzeniem". Bardziej interesowała Evena inna rzecz. Z jakiegoś powodu, z całego strumienia wspomnień, które przeleciały mu przed chwilą przed oczami, wyjątkowo wyraźnie wyłoniło się jedno z najbardziej nieistotnych. Even miał jednak silne poczucie, że intruz, kimkolwiek był, właśnie na tym strzępku jego pamięci najbardziej się skupił. Tylko dlaczego? Jakie znaczenie w całym tym bałaganie, którego Even coraz bardziej nie rozumiał, miała jego pierwsza i jedyna w życiu dziewczyna?... Martha. Teraz jej twarz zdawała się być niemal wypalona pod jego powiekami.

- Heaven! Skup się! – Głos Sky'a i mocne potrząśnięcie ramieniem wyrwało go z zamyślenia. – Ja też nie wiem co się przed chwilą stało, ale teraz mamy inne zmartwienia. Bierz nóż.

Even zamrugał, z całej siły próbując skupić się na chwili obecnej. Kiepsko mu szło, skoro zorientował się, że Sky wcisnął mu do ręki ostrze dopiero gdy chłopak zdążył się już odwrócić, wyciągnąć zza pasa własne noże i zlokalizować pierwszy cel.

Potrząsnął głową i zacisnął palce na rękojeści swojej broni, obniżając kolana i unosząc ostrze, tak jak ćwiczył.

- Nie musisz walczyć – odezwał się Sky. – Wciąż nie mamy pojęcia jak walczyć tą całą techniką mojego ojca, a bez niej jesteś w sumie bezużyteczny.

- Dzięki – mruknął Even. – W najgorszym wypadku po prostu na nic się nie przydam. Nic mi nie zrobią. – Wzruszył ramionami.

Sky odwrócił się na chwilę, żeby na niego spojrzeć. Even od razu dostrzegł w jego oczach zmartwienie.

- Wiem, że masz rację, ale jakoś wciąż ciężko mi zaufać tej całej Barierze – mruknął Sky, już odwracając się z powrotem w stronę zamieszania, które wybuchło pod murem otaczającym Siedzibę. Jeden Demon przedostał się przez mur i wdał się w walkę z grupką Strażników. Następny już szedł w jego ślady, wspinając się na obwarowania. Raczej nie było powodu do zmartwień. Demony wybrały sobie najgorsze możliwe miejsce na atak. Nie miały szans z taką ilością Strażników w jednym miejscu. Z drugiej strony, choć Siedziba znajdowała się na obrzeżach miasta, od murów Piekła wciąż oddzielał ją kawałek drogi. Co oznaczało, że Demony musiały przejść najpierw przez część miasta, żeby tu dotrzeć.

- Może powinniśmy zobaczyć jak wygląda sytuacja na zewnątrz? – zaproponował Even. Sky tylko skinął krótko głową i natychmiast ruszył w stronę bramy wejściowej. Even pobiegł za nim. Był pewny, że daje radę dotrzymać mu kroku tylko dlatego, że chłopak dostosowuje do niego tempo. Wychodziło więc na to, że był większą zawadą niż pomocą. Do Diabła.

Heaven (boyxboy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz