LII - Wspólnik w zbrodni

2K 169 257
                                    

Nie spędzili dużo czasu w domu rodziców Evena. Cassiel dopił kawę i powiedział, że musi się już zbierać. Kiedy wychodzili z bloku, Kuba wpadł przypadkiem na kogoś, kto właśnie miał chyba zamiar wejść.

- Przepraszam! – powiedział odruchowo, zapominając na moment, że ludzie go nie widzą i nie słyszą.

- Nic nie szkodzi! – Dziewczyna odsunęła się o krok, posyłając mu przepraszający uśmiech. Oh, miała dar.

- Proszę, wchodź. – Kuba i Cassiel odsunęli się z przejścia. Dziewczyna jednak zawahała się.

- Um, jeszcze nie... Nie zadzwoniłam na domofon – wyjaśniła, wyglądając na zakłopotaną. W tamtym momencie Kuba zauważył, że jest bardzo, bardzo ładna. Mimo, że kolor jej włosów był jeszcze bardziej marchewkowy niż jego. Ciekawe.

- Drzwi są otwarte. – Uśmiechnął się, nie puszczając ręką klamki.

- Um... - Teraz dziewczyna wyglądała na jeszcze bardziej zakłopotaną. – Poradzę sobie – powiedziała, poprawiając grzywkę nerwowym gestem.

Kuba, zmieszany, puścił klamkę i pozwolił drzwiom zatrzasnąć się. Posłał spojrzenie Cass'owi, który patrzył na niego z równym niezrozumieniem, ale za to znacznie większą dozą „mam to gdzieś". Chłopcy oddalili się parę kroków, ale Kuba nie wytrzymał z ciekawością i odwrócił się. Palec dziewczyny wisiał w powietrzu tuż nad przyciskiem z nazwiskiem „Christian".

- Znałaś Evena? – wypalił, zanim zastanowił się czy to taktowne. Cass posłał mu zirytowane spojrzenie. Pewnie chciał już jak najszybciej wracać do Piekła.

- Wy go znaliście? – Dziewczyna otworzyła szeroko oczy.

- Tak, to mój przyjaciel. – Kuba uśmiechnął się przyjaźnie. – Właśnie odwiedziliśmy jego mamę – dodał.

- Oh. – Dziewczyna odwzajemniła uśmiech. – Też właśnie miałam taki zamiar. Właściwie miałam zamiar odwiedzić Evena. Już od... dłuższego czasu. Ale się spóźniłam – powiedziała, a kąciki jej ust opadły.

- Oh, przykro mi. – Kuba natychmiast się przejął. – Przyjaźniliście się? Jestem Kuba, tak w ogóle. – Podszedł do dziewczyny i uścisnęli sobie ręce.

- Hope – przedstawiła się dziewczyna. – A to jest Victoria.

- Mam cztery – malutkie dziecko trzymające Hope za rękę pokazało mu trzy wyciągnięte palce – latka – dokończyło, po czym uśmiechnęło się z dumą. Kuba omal nie podskoczył, dopiero teraz zauważając małą dziewczynkę.

- Bardzo ładne imiona – powiedział, uśmiechając się i udając, że wcale nie przeoczył rudego dziecka, które przecież nie zmaterializowało się teraz przed nim.

- A ten pan? – Victoria wskazała palcem na Cass'a. Ten obrzucił ją spojrzeniem spod zmarszczonych brwi.

- To Cassiel. – Kuba machnął ręką. – Nie mówi za dużo.

- Bardzo ładne imię. – Victoria posłała Cass'owi uśmiech. Ten tylko zamrugał i nic nie odpowiedział.

- Więc... stresujesz się przed wejściem? – Kuba wskazał ruchem głowy drzwi. – My też się stresowaliśmy – spróbował dodać Hope otuchy. – Ale mama Evena to bardzo miła kobieta.

- A jak się trzyma? – Dziewczyna przygryzła wargę. – Nie jestem z rodziny, nie chciałabym przeszkadzać...

- My też nie jesteśmy z rodziny. – Kuba posłał jej uspokajający uśmiech. – Myślę, że jeśli chcesz z nią porozmawiać, to powinnaś. Dobrze się znałaś z Evenem?

Heaven (boyxboy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz