XXXIII - Mój książę

2K 213 129
                                    

Pierwszym zmysłem Sky'a, który został zaalarmowany nie był wzrok, a słuch. Z ciemności i martwej ciszy, przerywanej jedynie cichymi przekleństwami Cassiel'a i nierównymi oddechami Heavena, wydobył się śmiech. Potem dało się słyszeć powolne kroki.

- Nie wierzę – słowa Raphael'a były przesycone rozbawieniem i pogardą, kiedy chłopak wreszcie wszedł w niewielki krąg światła lampy gazowej. Jego oczy zdawały się być równie czarne co otaczający mrok – To był twój plan, Cass? Szukanie pomocy u tego śmiecia? Myślisz, że nasze niesławne książątko ci pomoże? – roześmiał się znów.

- Moja reputacja nie ma żadnego wpływu na to jak bardzo chcę teraz patrzeć jak zdychasz – były jedynymi słowami, które przyszły teraz Sky'owi do głowy. Widok Raphael'a z pewnym siebie uśmiechem na ustach sprawił, że ogień nienawiści, który zapłonął w nim w momencie, gdy zobaczył leżącego na ziemi Heavena teraz zmienił się w pożogę, która zdawała się pochłaniać go w błyskawicznym tempie. Czuł się inaczej. Nawet jego głos brzmiał inaczej.

- Hahah – Raphael przeniósł wzrok ze swojego brata na Sky'a i zmierzył go nim z góry na dół – Tak z ciekawości, jesteś taki wściekły dlatego, że go zabi- prawie zabiłem, jak widzę, czy dlatego, że go przeleciałem?

Sky poczuł jak jego brew drgnęła, ale poza tym nie skomentował słów chłopaka. Cała jego uwaga koncentrowała się na obmyślaniu w jaki sposób uda mu się najszybciej zabić Raphael'a. Nie mówiąc więc nic, wyciągnął zza pasa drugi nóż, ustawił się w odpowiedniej pozycji, po czym zrobił pierwszy krok w stronę chłopaka. Skupiając się na obserwowaniu jego drobnych ruchów i niewielkich zmian w mimice twarzy, które mogły pomóc przewidzieć jego zamiary, Sky czuł jak emocje powoli się w nim wyciszają. Choć może lepszym określeniem byłoby zamarzają. Na czas. A kiedy odpowiedni moment nadejdzie, powrócą. Wtedy będzie mógł oglądał śmierć wroga z przyjemnością.

- Na poważnie chcesz ze mną walczyć, co? – parsknął Raphael, również unosząc swój nóż w gotowości. Żeby nie dawać Sky'owi przewagi, też wyciągnął zza pasa drugie ostrze.

- Sky, uważaj! On równie dobrze walczy obiema rękami – dotarło do uszu Sky'a ostrzeżenie Cassiel'a. Chłopak ledwie był je w stanie zarejestrować. Wszystko wokół jakby przycichło, a otoczenie zdawało się być oddzielone od niego jakąś niewidzialną ścianą. Realny wydał się tylko własny oddech chłopaka i widok Raphael'a, stojącego przed nim w gotowości do walki.

- Naprawdę myślisz, że masz ze mną szanse? – Raphael wciąż najwyraźniej nie miał zamiaru się uciszyć – Jesteś w połowie człowiekiem. Niczym więcej niż skazą na genealogii rodziny królewskiej. Nie możesz wygrać w walce z czystej krwi-

Raphael przerwał nagle, ale bynajmniej nie z własnej woli. Musiał cofnąć się, odepchnięty siłą uderzenia Sky'a, który miał już dość słuchania jego wywodów. Chciał tylko jak najszybciej to zakończyć. Nie obchodziło go co niedoszły morderca jego przyjaciela miał do powiedzenia.

- Ta genealogia, o której mówisz ma historię jednego pokolenia – odezwał się, słysząc we własnym głosie, który brzmiał zupełnie obco, pogardę – Poza tym, czy ty naprawdę wierzysz, że moje pół krwi władcy znaczy mniej niż twoja czysta krew żołnierza? – spytał, czując jak kąciki jego ust unoszą się niemal wbrew jego woli – Hah, Raphael... - powiedział, postępując znów krok w stronę chłopaka, na którego twarzy dało się już dostrzec lekki niepokój. Niewielką utratę pewności siebie. No tak, Raphael nigdy z nim nie ćwiczył. Cały czas pewnie zakładał, że Sky wygrywa wszystkie pojedynki podczas treningów tylko dlatego, że nikt nie chce narażać się synowi króla. Jeśli tak było, chłopak był w ogromnym błędzie – Mój ojciec posiada mniej więcej połowę potencjału bojowego Boga, jeśli wierzyć legendom. Naprawdę myślisz, że możesz się mierzyć z jedną czwartą tej potęgi?

Heaven (boyxboy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz