11 |krwawo|

1.2K 153 19
                                    

Zdejmuję koszulkę, pokazując jej moje nagie plecy, dokładnie w tym samym momencie, co dzwoni mój telefon. Nie przeraża to jednak Mary Jane, która opuszkami palców dotyka kontury moich tatuaży. Wyciągam telefon i bez zastanowienia odbieram.

- Hej! Miałeś się odezwać! Czy ty śpisz? Na pewno śpisz - mówi rozbawiona - Ja już zdążyłam pobiec na siłownie. Wiesz, takie miejsce, na którym się ćwiczy? Pamiętasz jeszcze je? Mój ty śpiochu?

Przy ostatnim zdaniu Mary Jane zabiera swoje ręce z moich pleców.

Bycie ze sobą tak blisko, nie może być takie naturalne, gdy na drugim końcu kraju czeka na mnie dziewczyna, która po prostu wywołuje mój uśmiech.

- Może dasz mi dojść do słowa, kurwa?

- Już bałam się, że żadnego nie chcesz wypowiedzieć, kurwa - znowu się uśmiecham - Muszę ci coś powiedzieć.

Szukam wzrokiem Mary Jane, która bierze się za krojenie papryki.

- Mam zgadywać, do chuja? Co to za zapowiedź? - Mary Jane mnie ignoruje, a ja nie wychodzę z pokoju.

- Wchodzę bez pukania do dziewczyn... a tam niespodzianka, kurwa! - ta dziewczyna czasem mówi zbyt dużym szyfrem, tylko po to, żeby mnie zaintrygować - Ashton na kanapie!

- Co, kurwa? - Mary Jane obraca głowę w moją stronę.

- No ja też byłam zdziwiona. Przyjechał ją odwiedzić, żeby pomóc jej z Callie.

- Co, kurwa?

- No właśnie! - krzyczy mi do ucha - To szaleństwo! Wiedziałeś, że oni...

- Nie - warczę - Nie i jeszcze raz nie, przecież on ma się żenić z Miley. Co on tutaj, kurwa, robi? Co Maria powiedziała?

- Że go nie zapraszała. To jest tak dziwne, Luke... - nie mieści mi się to w głowie - Nie mówiłeś, że są blisko.

- Bo nigdy nie byli, kurwa!

- No to dziwna sprawa - mówi - Tęsknię - mówi cicho - Chyba zadzwoniłam, żeby po prostu usłyszeć twój głos - takie wyznania nie zdarzają się u nas często - Kochasz mnie jeszcze? - rozumiem, dlaczego o to, kurwa, pyta.

- Oczywiście, że cię, kurwa, kocham.

I gdy tylko wypowiadam te słowa, dziewczyna stojąca obok mnie, piszczy, jak szalona. Zaglądam jej przez ramie, żeby zobaczyć tonę krwi. Kurwa.

- Muszę kończyć, odezwę się później - i się rozłączam.

Bez pieprzonego słowa, tylko z toną jej łez, wkładam jej rękę pod wodę.

- Ale to boli! Dlaczego to tak cholernie boli?! - syczy, gdy woda obmywa jej nieustannie lecącą krew - Kurwa! - wrzeszczy.

- Gdzie masz apteczkę?

- Nie wiem! - wrzeszczy - To tak boli - niemal opiera głowę o mój bark, ale gdy właśnie ma to zrobić wyrywa mi nawet swój nadgarstek.

Odsuwam się, bo nawet bez słów, rozumiem, co tu się, kurwa, dzieje.

Widzę, jak głębokie jest to zacięcie, w szczególności, gdy krew nie przestaje lecieć.

Szukam pieprzonej apteczki, otwierając wszystkie szafki w kuchni, po czym biegnę do łazienki. To miejsce, gdzie w końcu odnajduję trochę wody utlenionej i plastry.

Raczej dzięki temu nie zostanę jej pieprzonym bohaterem.

Gdy wracam stoi w tym samym miejscu, cicho szlochając.

- Daj to, kurwa.

Łapię ją za nadgarstek, ale ona znowu mi się wyrywa.

- Myślisz, że możesz mi raz pomóc?! Bo akurat tu jesteś? Nie! - wyrywa mi wodę utlenioną i plastry. Wszystko spada na ziemie, w mieszankę krwi i wody. Ona zaczyna płakać jeszcze głośniej - To... - chce krzyknąć, że to moja wina, prawda?

Zamiast tego nie wytrzymuje i po prostu się do mnie przytula.

Płacze głośno, mocno, krew dalej kapie na podłogę, a ona tuli się do mojej piersi, jakbym był odpowiedzią na jej wszystkie problemy. Staram się ją objąć równie desperacko, ale nie wydaje się to możliwe.

- To tak strasznie boli.

Odsuwam ją od siebie, ale nie dlatego, że nie mogę jej trzymać. Unoszę ją nieco i sadzam na blacie. Tym razem nie protestuje, gdy podnoszę wodę utlenioną z podłogi, gdy idę po kolejne plastry i owijam je wokół jej palca. Całuję jej dłoń. Mimo, że to może niewłaściwy gest. Chucham na jej palec, jakby to miało mu pomóc, wykonuje na nim nawet masaż. Na jej twarzy w końcu pojawia się mały uśmiech.

- Powinieneś wrócić do domu - mówi w końcu - Ktoś tam na ciebie czeka i szaleje nie wiedząc, co robisz tutaj. To nie fair wobec niej.

Opieram swoje czoło o jej czoło.

- Jestem szczęśliwa, że ty jesteś szczęśliwy, ale to chyba dla mnie jeszcze za dużo być obok tego. Może moje uczucia do ciebie wracają, może nigdy nie zniknęły, może teraz rodzą się nowe. Chciałam, żebyś został... ale...

- Ale co, kurwa? - pytam w końcu.

- Nie chcę, żebyś został jako przyjaciel - mówi - Dlatego wracaj do domu, zanim zrobię coś, co zniszczy twój związek.

Nie pamięta, kurwa, że mnie pocałowała.

Jak może nie pamiętać?

Jak ona może nie pamiętać moim pocałunków?

Coś się we mnie rodzi, a może zwyczajnie zmienia i gdy przysuwam się do niej, tym razem w przyśpieszonym tempie, obejmuję jej policzki, może zbyt mocno, może zbyt bezsensownie.. robię to w złości, w jej rozpaczy, w aurze wspomnień, jakimi jest ta dziewczyna i całuję ją całym sobą, całkowicie to komplikując.

To tak, jakby nasze usta żyły własnym życiem.

Jakby przyciągały się do siebie, pomimo wszystko.

To nie ma sensu.

Nasze złączone usta, iskrzą niczym zwarcie w gniazdku.

Splecione języki próbują siebie pochłonąć, zawładnąć drugim, jakby od tego zależało ich życie, jakby ich złączone usta miały wszystko naprawić. Przyciąga mnie bliżej, ja mocniej na nią napieram, ona na mnie napiera, gryzie mnie w wargę, ja gryzę ją w wargę, dyszymy sobie w usta, próbując nie rozłączyć ich ani na chwile. Po chwili wznawiamy atak, tracąc kontrole.

A potem..

Mój telefon dzwoni jeszcze raz.

Mary Jane odpycha mnie od siebie od razu, trochę gwałtownie.

Niemal wpadam w ten bałagan.

Co za bzdura, to ja nim jestem.

- Wracaj do domu, Luke.

Ucieka przede mną, a ja tak naprawdę nie mogę jej gonić.

Dlaczego nie wiem, czy bym chciał? Dlaczego nie potrafię myśleć o tym na sposób tu i teraz?

Pocałowałem ją.

I to była najcudowniejsza chwila od lat.

To była magia.

Może oprócz przeznaczenia są też wróżki?

First class •Hemmings•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz