3

117 6 1
                                    

Audivin (Lara)


Pomoc. Istnieją dwa rodzaje pomocy. Niektórzy pomagają mając w tym jakiś interes, albo zyski, lecz czym się odznacza pomoc bezinteresowna? Pochodzi ona z instynktu przetrwania, czy sumienia? A może z czegoś jeszcze innego? Czym odznacza się osoba pomocna? Bardzo łatwo jest pomylić istotę pomocną z cwaną. Cwana pomagając ma w tym jakiś interes, a pomocna? Pomocna robi to bezinteresownie, ponieważ tak nakazuje jej sumienie, któremu nie można się sprzeciwić. Inaczej będzie nas nękać do końca naszych dni...

Właśnie taka jest Okatte. Pomocna. Skąd to wiem? Widzę to w jej oczach. Po jej zachowaniu. Przez całe moje życie miałem mnóstwo czasu, aby nauczyć się rozpoznawać te dwa rodzaje pomocy, lecz mi samemu zajęło to paręnaście lat, a istoty żyjące tutaj tyle nie mają. Dlatego nie dostrzegają takich drobnych szczegółów jak ja. Z wielkim bólem szyi, odwracam łeb i spoglądam na swój grzbiet, gdzie widzę dwie ogromne blizny po spalonych skrzydłach. Nawet je mi odebrano. Ostatni element mojej boskości.
W wejściu do jaskini zauważam sylwetkę jakiegoś zwierzęcia. Wytężam wzrok, lecz przez światło nic nie widzę. Istota wchodzi do jaskini badawczym i dumnym krokiem z postawionymi uszami. Bury wilk szybko zauważa mnie swoimi uważnymi oczami. Przystaje w miejscu, wlepiając we mnie wzrok swoich złotych tęczówek. Alfa po chwili kłania mi się nisko z miną strapionego psa.
- Panie Cienia. - wita mnie, nie unosząc na mnie wzroku i ukazując mi tym samym szacunek. Lecz chwila. Skoro on we mnie wierzy, to znaczy, że nie zostałem zapomniany. Zostałem niesłusznie oskarżony i wydalony z nieba.
- Wystarczy Audivin, alfo. - prostuje, po czym próbuję się podnieść i również oddać pokłon wilkowi, lecz straszny ból mi to uniemożliwia. Jedynie syczę z bólu, ponaglając próbę wstania. Alfa podnosi na mnie wzrok z pełnym szacunku spojrzeniem. Niech tylko odzyskam swój róg i skrzydła, a zniszczę niebo. Zniszczę te wszystkie jebane bóstwa, które były za tym, aby mnie wydalić. Nie zostałem zapomniany, oni pod tym pretekstem mnie wydalili. Ciekawe ilu innym bóstwom również zrobili to samo. - Muszę odzyskać róg. - oznajmiam wilkowi, a ten tylko kiwa twierdząco łbem, po czym wychodzi z jaskini, zostawiając mnie z powrotem samego.
Zamykam oczy z nadzieją na sen. Zaczynam analizować wszystkie zdobyte dzisiaj informacje, lecz przed oczami pojawia mi się obraz, którego nie chcę widzieć do końca moich dni. Murandii. Izabelka patrzy na mnie tym swoim spojrzeniem, mówiącym: Ubóstwiam Cię mój Boże. Zawsze tak na mnie patrzyła. Czasami miałem wrażenie, że patrzy na mnie jak na rywala. Znam ją doskonale, lecz najwidoczniej ona nie. To ja poświęciłem jej dużo czasu, a nie ona mi. Zawsze miałem wrażenie, że rozmawiając ze mną myśli o czymś innym. I to chyba nie było wrażenie. Tak było naprawdę. Jebana bogini gwiazd...

Budzi mnie charakterystyczny stukot kopyt. Przynajmniej wyostrzony słuch i wzrok mi został oraz nadnaturalna szybkość. Otwieram oczy, a przed sobą zauważam gniadoszkę, która przyniosła kolejne zioła. Zielarstwo jest znane od bardzo dawna, a co najlepsze bardzo powszechne, a nawet w niektórych przypadkach skuteczne. Czuję jak Okatte smaruje mi blizny na grzbiecie po skrzydłach. One kiedyś tam były i mam nadzieję, że szybko uda mi się je tam przywrócić. Co ja zrobię bez moich skrzydeł? Nic. Jestem bezużyteczny, lecz najpierw muszę odzyskać swój róg. Klacz smaruje mi rany, a ja zaciągam się zapachem ziół. Żółta trawa cytrynowa z felityną wyciskaną z róż. Bardzo silna, a zarazem skuteczna maść. Skąd ona wytrzasnęła tutaj felitynę? To bardzo dobre pytanie krąży mi po głowie i nie daje spokoju. Muszę wstać i zmyć z siebie tę sadzę oraz resztki spalonej sierści.
- Gdzie jest najbliższe jezioro? - ledwo wydaje z siebie jakiś dźwięk, lecz po nastawionych uszach gniadoszki widzę, że usłyszała. I to doskonale.
- Za daleko. - odpowiada po bardzo długiej chwili ciszy. Ona myśli, że ja nie dam rady? Sprzeciwia się mojemu zdaniu. Zamierza je podważać? W wejściu do jaskini zauważam sylwetkę kolejnego wilka, lecz o wiele mniejszego.
Okatte odsuwa się ode mnie, kiedy tylko wilczyca podchodzi bliżej. Suka kłania mi się z należytym szacunkiem, po czym podchodzi do mnie, cały czas wpatrzona w ziemię. Nie spoglądając mi w oczy, zaczyna zlizywać ze mnie sadzę. W końcu pozbędę się tej przeklętej czarnej panierki...

Budzę się i nerwowo rozglądam po jaskini w poszukiwaniu izabelki. Szybko dociera do mnie, że na szczęście to był tylko koszmar. Wilczyca śpi koło mnie, ogrzewając mój brzuch, na którym nie mam prawie w ogóle sierści. Cała się w tym miejscu spaliła. Dokładnie przeczesuje jaskinię swoim badawczym spojrzeniem białych tęczówek. Dopiero po chwili zauważam gniadoszkę leżącą w rogu jaskini jak najdalej od wilczycy. Ciekawe. Nie spodziewałem się, że konie, aż tak boją się wilków. Oglądam się dokładnie i uśmiecham się szeroko, nie zauważając żadnych czarnych plan na mojej króciutkiej sierści. Mam nadzieję, że szybciej odrośnie razem z grzywą i ogonem. Próbuję użyć jakiegoś łatwego zaklęcia obronnego, aby móc spokojnie spać, lecz nic mi nie wychodzi.
- Jesteś Panie jeszcze za słaby. - odzywa się cicho wilczyca swoim spokojnym i wyrozumiałym tonem. Spoglądam w jej stronę, a ona delikatnie się uśmiecha.
- Nie żaden Pan, a Audivin. - upominam, po czym zrezygnowany kładę łeb na swoje obolałe nogi i zapadam w czujny sen...

BÓSTWA; Wygnańcy [✔]Where stories live. Discover now