5

99 8 0
                                    

Audivin


Człowiek rozumny, inaczej homo sapiens. Wywodzi się z rodzaju ssaków naczelnych, co jest ciekawe bo wcale nie przypomina małpy. W całej historii ziemi występowało parę gatunków człowieka, lecz przeżył ten najlepiej przystosowany do panujących tu warunków. Lecz czym charakteryzuje się taki człowiek? Co go odróżnia od innych zwierząt? W końcu należy do ich królestwa. Skoro człowiek jest taki idealny, to czemu bóstwa i bogowie są końmi, a ludzie przedstawiają nas w ludzkiej formie? Okłamują sami siebie? A może nie znają prawdy? Wierzą, że bogowie, jako panujący nad światem, są podobni do nich, ponieważ oni są tacy idealni. Co w nich widziała Felora, bogini natury, która ich stworzyła? Przeprowadziła ich przez wszystkie etapy ewolucji, aby stworzyć istoty nad którymi nie panuje żadne z bóstw. Jako bogini natury powinna przewidywać, że ludzie będą niszczyć to co stworzyła. Lecz czy ona tego właśnie nie chciała? Chciała, aby ludzie zawładnęli ziemią i decydowali o naturze zamiast niej? To do niej niepodobne. Zawsze wydawała mi się jednym z mądrzejszych koni w całej czwórce ''świętej". Przecież musiała przewidzieć i tę opcje. A może...? Za dużo insynuacji i pytań, bez odpowiedzi. Takie przemyślenia nigdy nie kończą się dobrze, lecz jedno jest pewne. Ludzie w świecie zwierząt nazywają się bogami, a tak nie powinno być. Nie mają nad nimi takiej władzy jaką mamy my. Prawdziwi bogowie...

- Wiesz, że aktualnie ludzie żyją już 200 tysięcy lat? - mówię na głos swoje przemyślenia. W takich właśnie momentach nienawidzę siebie za to, że jestem myślicielem. Uwielbiam wszystko analizować i rozkładać na czynniki pierwsze. Na przykład, że homo to człowiek, a sapiens oznacza rozumny. Albo, że słońce jest żółte, a bogini słońca jest maści perlino.
Murandii zawsze zwracała uwagę na to, że jak myślę to niektóre moje przemyślenia wypowiadam na głos. I podobno zdarza się to dość często. Na samą myśl o izabelce gniew zaczyna krążyć w moich żyłach. Jak dostanę się do nieba to ją zabiję jako pierwszą. I to będzie jedna z pierwszych moich ofiar.
Czuję na sobie badawcze i zdziwione spojrzenie gniadoszki, która przygląda mi się jakby właśnie wyrósł mi drugi łeb. Tak właśnie odezwałem się miłym tonem? Czy to takie dziwne?
- Nie wiedziałam. - odpowiada klacz, nie spuszczając ze mnie zdziwionego spojrzenia. Od razu przypomina mi się Murandii. Również tak na mnie patrzyła, kiedy zaczynałem pleść jej takie farmazony.
- A co ty wiesz? - warczę w jej stronę. Trzeba postawić ją do pionu. - Gdybyś przeżyła tyle ile ja wiedziałabyś co to życie, lecz tobie zostawiona jest jedynie jego namiastka. - wyładowuje na niej swój cały gniew na Murandii. Jak ja kurwa nienawidzę klaczy. Izabelka nigdy nie słuchała tego co mam do powiedzenia. Była młodszym bóstwem ode mnie, lecz myślała, że pozżerała wszystkie rozumy. Czemu dopiero teraz to zauważam? - Każdy z was myśli, że jesteście silni, że możecie przenosić góry, lecz prawda jest taka, że jesteście słabi. Użalacie się nad sobą, zamiast robić to nad innymi. Popełniacie samobójstwa, bo nie macie dość silnej psychiki. Gniewacie się nie dając dojść do słowa drugiej stronie sporu i co z tego macie? Nieustające wojny, bitwy oraz coraz więcej samobójstw. Z pokolenia na pokolenie jesteście coraz bardziej słabi, fizycznie i psychicznie. Wiesz dlaczego? Bo nikt z was nie potrafi dominować. Nie potraficie sobie nikogo podporządkować. Nie potraficie dowodzić, ani myśleć przyszłościowo. Dlatego żyjecie tak krótko. - podsumowuje wlepiając morderczy wzrok w Okatte, która przygląda mi się zszokowana.
- Zdecyduj się w końcu, czy jesteś jednym z nas, czy dominatem. - rzuca gniewnie klacz, po długiej chwili ciszy, a w jej oczach czają się łzy. Szybko opuszcza jaskinię, a ja znowu pozostaje sam...

Na zewnątrz jaskini zapada mrok, gdy w wejściu do niej zauważam alfę z jakimś koniem. Sycząc z bólu, wstaję na równe nogi, po czym kłaniam się alfie. Wilk oraz przybysz również oddają mi pokłon, po czym podchodzą bliżej.
- Audivin? - pyta mnie bóg wygranej. Został wygnany z nieba niecałe dwa miesiące temu, kiedy to istoty na ziemi przestały w siebie wierzyć do tego stopnia, że powstało bóstwo przegranej. I oni niby nie są słabi?
- Herseh. - witam ogiera, który przygląda mi się z szeroko otwartymi oczami.
- Przez dwa miesiące straciłeś wszystkich wierzących w ciebie? - pyta nie dowierzając, po czym staje naprzeciwko mnie.
- Zostałem niesłusznie wydalony i podejrzewam, że nie jestem jedynym bóstwem. - informuje go o moich przypuszczeniach. - Muszę odzyskać róg
Herseh podchodzi do mnie, po czym za pomocą czaru, nie potrzebującemu rogu, odsuwa moją grzywkę. Badawczo przygląda się miejscu, gdzie jeszcze do niedawna widniał magazyn mojej magii i potęgi.
- Źle to wygląda. - oświadcza odsuwając się ode mnie ze smutną miną. - Oderwali Ci go przy samej koronie. - stwierdza z żalem. - Owszem jest to do zrobienia, lecz nie obędzie się bez znalezienia reszty rogu. - informuje mnie, a ja wzdycham głośno. Jestem już dzisiaj zmęczony. Wyczerpany psychicznie i fizycznie.
- Panie. Musi Pan odpocząć. - odzywa się wilczyca wchodząc do jaskini. Spoglądam na nią pełnym pogardy spojrzeniem, lecz po chwili ono łagodnieje. Dba o mnie i troszczy się o moje zdrowie, lecz to nie znaczy, że może mnie traktować jak jakieś źrebię.
- Oczywiście. - warczę w jej stronę nieprzyjemnie, a ogier uśmiecha się głupkowato.
- Chyba wrócił Ci cięty języczek. - mówi z przekąsem, naśmiewając się ze mnie.
- Uważaj na słowa. - burczę do niego z pogardą, lecz śmiech ogiera się nasila. Ten cały gniew, który kumulował się we mnie. Magazynował i wypełniał każdą moją komórkę ciała. Czuję jak rozrywa mnie od środka. Złość na Murandii, na najstarszych i na niego oraz całe moje pojebane życie, wydostaje się na zewnątrz z rażącą mocą. Herseh w jednej chwili odlatuje na drugą ścianę jaskini. Słyszę jak łamią mu się kości, lecz nie zamierzam odpuścić. Nie teraz. Nie kiedy dałem upust całej swojej zmagazynowanej złości.
W końcu puszczam ogiera, a ten upada na ziemię z głośnym hukiem.
- Ty... Ty... - zaczyna mamrotać. - Nie powinieneś odczuwać uczuć. - mamrocze dalej pod nosem, sam do siebie. - A jednak. - mówi, po czym szybko opuszcza jaskinię sycząc z bólu. Czy on właśnie poznał moją tajemnicę? A co jak najstarsi dowiedzieli się o tym i dlatego mnie wydalili?
Tego jest za dużo jak na jeden raz. Przez zawroty we łbie, kładę się na ziemi, a już po chwili zasypiam z wtuloną we mnie wilczycą...

BÓSTWA; Wygnańcy [✔]Where stories live. Discover now