49

36 4 0
                                    

Audivin


Genialny. No właśnie... Kiedy można powiedzieć, że nasz plan jest genialny? Osobiście wychodzę z założenia, że nigdy nie można mieć stuprocentowej pewności. Tylko głupcy sądzą, że jest stuprocentowa szansa na powodzenie. Nigdy takiej nie ma. Zawsze trzeba założyć jeden procent niepewności, ponieważ nie można przewidzieć przyszłości...

- To co teraz mamy robić? - pyta bóg kryształu, koło którego stoi zniecierpliwiony Ozyrys. Na pewno jest już gotowy do biegu, aby jak najszybciej iść sprawdzić czy Tair nic się nie stało. Znam go za dobrze, aby tego nie widzieć.
- Idź do niej. - mówię, a karus spogląda na mnie zdezorientowany, po czym dziękuje mi skinieniem łba i podlatuje do jaskini. - Znasz jakieś inne bóstwa na ziemi? - pytam ogiera, z którym zostałem.
- Jasne. Znajdzie się ich trochę pośród innych koni. - oświadcza po chwili zastanowienia, jakby przypominał sobie, czy na pewno pamięta, gdzie jakie się znajduje.
- To dobrze. Masz cztery dni, aby je tu przyprowadzić. Piątego dnia będziemy obmyślać, albo wprowadzać zmiany w strategii, a ósmego zaatakujemy. - tłumaczę. Co z tego, że termin ataku się zmieni. Bóstwa z nieba mogą być wszędzie, dlatego muszą pomyśleć, że jestem głupi i mówię strategię na głos. W końcu uwierzyli, że jak mnie wywalą to zginę, a to było niemożliwe. Nawet kiedy miałem uszczerbek w rogu...

Mrok powoli opanowuje polanę przed jaskinią, a słońce zniża się ku horyzontowi. Długo myślałem, na tym co zrobić z klaczami. Przecież nie wezmę klaczy na pewną śmierć. Chociażby tymczasową, ponieważ postaram się wszystkich wskrzesić, lecz nie jestem pewien, czy to wyjdzie. Lecz jak na razie nie mogę myśleć o wojnie. Muszę skupić się na bezpieczeństwie klaczy i źrebiąt, ponieważ one są najbardziej narażone, a bóstwa w niebie, mogą się wkurwić na to, że chcemy ich podbić, więc pozostaje mi tylko zapewnić im bezpieczeństwo, a ono wiąże się ze zmianą kryjówki, którą mam już wybraną. Mam nadzieję tylko, że one przystaną na moją propozycje, bo jak nie to może być kiepsko. Wchodzę do jaskini, gdzie zauważam Okatte, a koło niej Tair, która przypatruje mi się zdziwiona nagłą wizytą.
- Mam nadzieję, że mogę porwać na chwilę Okatte. - pytam bogini kwiatów półżartem, na co ta odpowiada mi szerokim uśmiechem. Okatte niechętnie wstaje, po czym razem wychodzimy z jaskini. Zanim klacz zdoła coś powiedzieć, przenoszę nas do opuszczonego królestwa. Wieki temu stworzyłem nad tym miejscem barierę, aby smoki miały gdzie żyć oraz zachowały się jakieś starocie po starożytności.
- Gdzie my jesteśmy? - pyta klacz. Stoimy na jednym z murów obronnych, z którego rozpościera się widok na ogromną polanę, na której są cztery smoki, które wybrałem do przewodzenia tą doliną. Polana otoczona jest ogromnym lasem, a w oddali można dojrzeć góry w których jaskiniach mieszkają smoki. Z drugiej strony zamku natomiast jest wielkie jezioro otoczone lasem.
- W zamku. - odpowiadam zdawkowo. Już mam zacząć zmierzać w stronę komnat, kiedy zauważam jak Okatte stoi i wpatruje się w dal. Kręcę niedowierzająco łbem, po czym pociągam klacz za grzywę, aby zwróciła na mnie uwagę. Okatte spogląda na mnie zdziwiona, po czym rusza za mną w stronę komnat.
- Po co mnie tutaj zabrałeś? - pyta zdezorientowana i jednocześnie zachwycona zdobieniem korytarzy i sal.
- Chciałem się doradzić kogoś, czy czułby się tu dostatecznie bezpiecznie. - oświadczam spokojnie, a Okatte spogląda na mnie dziwnym wzrokiem, podążając koło mnie na sam koniec korytarza do kolejnych drzwi.
- O co ci chodzi? - pyta zniesmaczona klacz, kiedy dochodzimy do ostatnich przeszklonych drzwi, które otwieram jednym prostym czarem wypowiedzianym w myślach. - Audivin. - wypowiada moje imię ze strachem. Wychodzimy razem na mur obronny po drugiej stronie zamku, gdzie jest jezioro. Słońce właśnie zaczyna zachodzić, ustępując miejsca księżycowi.
- Jest tutaj bezpiecznie. - odpowiadam, a klacz patrzy na mnie zszokowana.
- Od kiedy obchodzi Cię moje bezpieczeństwo? - warczy zła na mnie. O ludu. Jestem tak stary, lecz nigdy nie zrozumiem klaczy.
- Od kiedy jesteś matką mojej córki. - odpowiadam, a klacz spogląda na mnie z zeszklonymi oczami. Ok. Teraz będzie zła. Myśl Audivin. Myśl... To wydawało się takie proste, kiedy ustalałeś w punktach co kiedy zrobić, lecz jak teraz czegoś nie zrobię to dostanę opieprz i będzie na mnie wkurwiona, a tego nie chcemy, bo jak będzie na mnie zła to na pewno ucieknie stąd, aby pokazać mi swoją wyższość, a kiedy ucieknie będzie w niebezpieczeństwie. Myśl. Czemu nie potrafię nigdy na szybko nic mądrego wymyśleć. Myśl... - Okatte. Jesteś moją gwiazdą na nieboskłonie wskazującą odpowiednią drogę. Jesteś moim ostatnim promykiem zachodzącego słońca, który oświetla ziemię dając jej nadzieję, przed nadchodzącym zmrokiem. - mówię to co pierwsze przyjdzie mi mądrego do łba. Dopiero po chwili uświadamiam sobie, że to brzmi jak w słabym romansidle.
- Kochasz mnie? - pyta po dłuższej chwili wpatrywania się w słońce, lecz w jej tonie głosu słyszę, że słabym tekstem uratowałem sytuacje i może nie będzie zła. W końcu to klacz, a one są nieobliczalne.
- Kocham. - odpowiadam, a klacz spogląda na mnie z delikatnym uśmiechem, który próbuje zamaskować.
- To czemu nie mogłeś powiedzieć tego wprost? - pyta zdziwiona, a ja uśmiecham się w jej stronę.
- Nie byłoby takiej zabawy. - mówię i mimowolnie zaczynam się śmiać z miny klaczy. Niby próbuje się nie uśmiechnąć, przy czym jest zdezorientowana i jednocześnie próbuje się nie śmiać...

BÓSTWA; Wygnańcy [✔]Where stories live. Discover now