Okatte
Podniosłam łeb z twardej poduszki i położyłam po sobie uszy. Wstałam i zeskoczyłam zgrabnie z łoża, przypatrując się małemu okienkowi w dachu, przez który wpadał snop światła. Biały snop oświetlał jedną z desek, która była równie zadbana co reszta.
Do pokoju, w którym zostałam zamknięta weszła klacz. — Tair urodziła. — Rzuciła, a w mojej głowie pojawił się obraz dwójki źrebaków, wtulających się w ogon klaczy. Za nią oczywiście Ozyrys, a w odległym kącie moja córeczka- Eghitei.
Wyrzuciłam wygnane bóstwo ze swojego umysłu, gdy na samym dole ktoś zaczął z kimś rozmawiać. Wygnane bóstwo cofnęło się, a ja korzystając z okazji ruszyłam galopem w stronę schodów. Mogłam uciec, dzięki istocie, która zaczęła rozmawiać.
Zeskakiwałam po dwa do czterech schodków, schody zdawały się nie mieć końca. Z ostatnich niefortunnie się ześlizgnęłam i gdyby nie zwinnie wyprostowane skrzydła, leżałabym pyskiem przed jakimś śnieżnobiałym ogierem.
— Okatte. — Wymówił cicho, a ja położyłam uszy po sobie. Jego głos, był podobny do tego, który znam. Ale gdzieś tam czeka na mnie mój Audivin. — Okatte głuptasie, to ja, Audivin. — Powiedział, a ja spojrzałam w tęczówki ogiera.
Mój umysł oszalał, słyszałam jego głos. Odkaszlnęłam, cofając się. Kim był ten ogier? " To jest Audivin. " Stwierdził Anubis w mojej głowie, a następnie tuż obok się pojawił. Anubis oddał pokłon wysokiemu ogierowi.
Nie wierzyłam im. Życie w zamknięciu, przez około tydzień źle wpłynął na moją psychikę. Wyminęłam zwinnie ogierów i galopem wybiegłam przez uchylone wrota, kolejno wzbijając się w powietrze. Musiałam wrócić do mojej córki, ogiera, przyjaciółki i brata.
Poczułam nagłą chęć wyżycia się na czymś, więc skierowałam się między drzewa. Tam schowałam skrzydła i stanęłam machając łbem. Wolność. Zrobiła się dość przerażająca, czułam zabijającą pustkę, jakby odebrano mi kogoś.
Znowu stałam pomiędzy bielą i czernią, w kolorach między nimi, ale bliżej czerni. Gdzieś, coś ściągało mnie do niej, gdy ja próbowałam brnąć w zachęcającą biel. Odcienie szarości, zdawały się nie mieć końca, jakby ich ilość była niezliczona.
Biel była mi odległa, pokazywała, jak wiele błędów popełniłam. Włącznie z zainteresowaniem się Audivinem... Na samo to imię, pustka w sercu odezwała się echem. Audivin... To go nie ma. Po moich ganaszach jak zawsze spływały łzy.
Dlaczego, akurat mnie świat skazał na cierpienie? Tego cierpienia nie da się przetrwać, bólu po stracie, o której nie ma się pojęcia. Biel odległością zwiększyła się kilkukrotnie. Byłam w ciemności, a biały punkt, był tak mi odległy...
— Okatte. — Odezwał się głos, którego nie mogłam sobie za nic przypomnieć. Obróciłam się w stronę śnieżnobiałego ogiera, pokręciłam łbem i cofnęłam się, wpadając zadem na stare spróchniałe drzewo, gdy ogier zbliżał się z każdym momentem.
Ogier lekko schylił łeb i złączył nasze wargi w czułym pocałunku. Powoli przepłynęło mi wiele informacji przed oczami, ale czułam pustkę. To nie był mój Audivin. Audivin był niższy, a jego pobrudzona na szaro sierść wyglądała przystojniej.
Poczułam również przeszywający ból. Był bardzo podobny do tego, gdy mój róg powolnie był odrywany. Sapnęłam głośno, czułam, że ogier dalej próbował zająć moje wargi, abym skupiła się na pocałunku, zamiast bólu.
Gdy otworzyłam oczy, zamrugałam kilkakrotnie, idealnie po środku przepłynęła kropelka mojej krwi, która spłynęła między nozdrza, a następnie została roztarta przez nasz czuły pocałunek. Mimo to, że czułam, iż to ktoś ważny... Tęskniłam za Audivisiem.
Zerknęłam lekko w górę, a na moim czole pojawił się długi róg, a moja maść... Śnieżnobiała ze czarnymi skarpetkami oraz czarną strzałką na łbie. To samo tyczyło się mojej czarnej grzywy, a oczy dalej zostały szmaragdowe.
![](https://img.wattpad.com/cover/139719499-288-k931739.jpg)
YOU ARE READING
BÓSTWA; Wygnańcy [✔]
FantasyCZĘŚĆ {1} Świat, który wam przedstawię, to bardzo odległy dla nas świat. Ziemie Niczyje, Niebo, zamczyska i zapomniane mistyczne zwierzęta. W tym konie. Konie, jednorożce, pegazy i bóstwa. Kim są Ci czwarci? Chcecie wiedzieć?