7

99 5 0
                                    

Audivin


Śmierć. Nie jest wydarzeniem z życia, ponieważ jej się nie przeżywa, jak to twierdził Ludwig Wittgenstein. Co dziwniejsze miał rację. Nikt nie może przeżyć śmierci. Nawet nieśmiertelni. Mogą otrzeć się o śmierć, lecz na pewno nie umrzeć. Spotkanie ze śmiercią nigdy nie jest ciekawe, a co dopiero miłe. Samobójcy myślą, że jak umrą z własnej woli to dostaną jakąś taryfę ulgową. Niestety. Taka ''złota karta'' nie istnieje. Najpierw czeka ich spotkanie z Ozyrysem, albo jego sługami. Chociaż podobno Ozyrys jest o wiele milszy niż jego słudzy. Niestety nie mi to osądzać. Widziałem go może z paręnaście razy, lecz nie miałem okazji poznać go osobiście. Pomimo wierzeń w śmierć, bóstwo to, narodziło się wyjątkowo późno. Bynajmniej kiedy ja już siedziałem w niebie od paru dobrych stuleci. Nigdy nie rozmyślałem nad śmiercią. Niektórym duszą udawało się odrodzić w nowych ciałach z usuniętą pamięcią. Niestety taki osobnik jest o wiele głupszy i słabszy emocjonalnie od istot z całkiem nowymi duszami. Dobrze wiem, że cierpimy z nadmiaru dusz. Jest ich już za dużo w niebie, lecz czemu skazują dopiero co poczęte młode od razu na klęskę? Czym one sobie na to zasłużyły? Żeby za młodu już być spisanym na straty. Kompletnie nie rozumiem postępowania Ozyrysa i reszty bóstw. Przecież to powinno być karane. W takim razie czemu nie jest? Czemu tacy debile, nie dostrzegający tego, rządzą niebem?
A czym właściwie odznacza się odwaga? To pojęcie względne, lecz komu można przypisać tę cechę? W końcu każdy posiadacz takiej cechy powinien być dumny. Niestety nikt nie zdaje sobie sprawy jaka odpowiedzialność ciąży na jej posiadaczu. Niektórzy twierdzą, że odważny to taki niebojący się śmierci. Który chwyta ją za rogi, jak torreador byka na corridzie. Inni sądzą, że odwaga odznacza się stawianiem zdrowia innych, ponad swoje. Każdy ma własną definicje cechy odważny, lecz jaka jest właściwa? Jaką się posługiwać? Jaka okaże się najbardziej zbliżona do prawdy?
Coraz więcej pytań, lecz żadnej odpowiedzi. Jestem taki stary, lecz nie potrafię sformułować poprawnej definicji cechy odważny. Jakby się nad tym bardziej zastanowić to jestem głupi. Tylko głupcy nie zwracając uwagi na tak ważne szczegóły...
- Nad czym myślisz Audivinie? - pyta wilczyca, która przygląda mi się z troską widzianą w oczach. Czym tak właściwie jest troska? Jak troszczymy się bardziej o kogoś innego, niż o siebie? A może odznacza się jeszcze innymi ważnymi szczegółami, które warto zapamiętać sobie na przyszłość?
- Nad niczym ważnym. - odpowiadam zdawkowo. Odwracam wzrok od suki i rozglądam się dookoła. Zauważam ciekawą roślinę rosnącą w szczelinie skały. Floks szydlasty, mała roślina o pięknym zielonym ubarwieniu łodygi i liści. Drobne płatki jej kwiatków są koloru fuksji, co wygląda zjawiskowo na tle kamiennej ściany jaskini.
- Coś Cię gryzie Audivinie. - Wilczyca nie daje za wygraną. Rzucam w jej stronę pełne dezaprobaty spojrzenie. Jak ona śmie się ze mną sprzeczać? - Każdy z wierzących w Ciebie wie, że jesteś wyjątkowy. Powstałeś z kogoś, a nie czegoś, jak cała reszta pozostałych bóstw. Nie jesteś tylko zmaterializowaną duszą. Jesteś z nami duszą i ciałem. - mówi, a ja dokładnie analizuje jej słowa. Gdyby trzymać się jej teorii, to by dużo tłumaczyło. Lecz w takim razie jak ja znalazłem miejsce w niebie? Wśród bóstw? - Tu na ziemi krąży legenda, że jedno z bóstw różni się od innych, ponieważ nie powstało z prochu, a z krwi i kości. - oświadcza, kładąc łeb na swoich przednich łapach.
Z prochu powstaliśmy i w proch się obrócimy. Te słowa mają jakiś sens. Szczególnie dla bóstw. Większość z nich powstało z wiary istot znajdujących się na ziemi, czyli z prochu. Ta legenda wydaje się bardzo dziwna. Żadne z bóstw nie jest z krwi i kości, a ja tym bardziej. To, że posiadam uczucia, jeszcze o niczym nie świadczy. Jak na razie muszę odnaleźć swój róg i tego muszę się trzymać. Myślenie o tym, że jestem inny wcale mi na pewno nie pomoże...

Pierwsze promienie słońca wpadają stróżkami światła do jaskini. Unoszę łeb w górę i rozglądam się dookoła. Okatte śpi, a tuż obok niej śpi wtulona wilczyca. Tyle się mną opiekowały i, o dziwo, ze mną jakoś wytrzymują, że chyba należą im się jakieś podziękowania. Niechętnie dźwigam się na nogi. Mój ogon, grzywa oraz sierść, na szczęście wróciły już do swojej pierwotnej formy, chociaż raz po raz odczuwam jeszcze ból jakiegoś mięśnia, to czuję się naprawdę dobrze. Wymykam się stępem z jaskini, rozglądając dookoła. Las rankiem wygląda naprawdę niesamowicie. Podchodzę do jeziora, gdzie przeglądam się w tafli czystej wody. Moje czarne źrenice widać wyraźnie na tle białych, jak najczystszy śnieg, tęczówek. Jestem zdecydowanie najdziwniejszym bóstwem. Czarami, odgarniam swoją grzywkę na boki, po czym zaczynam się przyglądać mojej koronie, czyli podstawie rogu, którego nie ma. Z czasem mógłby odrosnąć, lecz zajęło by mu to naprawdę sporo czasu. Nieźle mi go urwali. Moczę chrapy w wodzie i zaczynam ją pić. Niechętnie oglądam swoje nogi, które są tak brudne, że wyglądam przez nie jakbym był myszaty, a nim nie jestem. Wypowiadam ciche, proste i nieskomplikowane zaklęcie, a już po chwili moja sierść, kopyta i włosie zaczynają błyszczeć czystością, odbijając promienie porannego słońca. Od razu czuję się jakoś o wiele lepiej. Przez wyostrzony wzrok, zauważam po drugiej stronie polanę, a na niej parę koni z ludźmi. Od czegoś trzeba zacząć poszukiwania rogu.
Zrywam się galopem przez jezioro, lecz nie czuję wody na swoich nogach. Zdziwiony spoglądam w dół, gdzie zauważam, że moje kopyta dotykają tafli wody, lecz się nie zanurzają. Zupełnie jakbym chodził po wodzie. Uśmiecham się na tę myśl, po czym ruszam dalszym galopem. Ja oni nie pomogą mi w odnalezieniu rogu to może przynajmniej dadzą coś dla tych dwóch śpiących w jaskini...

BÓSTWA; Wygnańcy [✔]Where stories live. Discover now