Epilog

80 10 4
                                    

Okatte


Zerwałam się, jakby wybudzona z długiego snu. Moje serce obezwładniła pustka, tak jakby... Kogoś zabrakło. Wojna. Skąd ja to wiem? Wzgórze... Wygalopowałam z komnaty, galopując jak najszybciej. Nie byłabym tam szybciej lotem, więc jedyne co mogłam zrobić to przyśpieszać.

Wdrapałam się na szczyt. Ozyrys trzymał łeb nad leżącym Audivinem. — Audivin! — Podgalopowałam, przeskoczyłam ciało i położyłam się obok. Był zabójczo zimny. — Audivin? — Spojrzałam na niego. Szeptałam jego imię bez końca.

Wiaterek, który zebrał się z niebios, powoli pchnął martwe ciało ogiera, zamieniając go na pyłek. Ten powoli rozniósł się, a na jego miejscu wyrastał piękny, biały kwiat. Czy moje życie miało teraz w ogóle sens? Nie miało go. Nie było w nim Audivina. Mojego Audivina.

~

Minęło około dwóch tysięcy czterdziestu set pięćdziesięciu lat.

Dotknęłam ziemi, na której spałam wraz z moim martwym ukochanym.

— Mamo. — Queen, moja druga córka, druga córka Audivina przełożyła mi łeb. — Powinniśmy stąd iść... - Powiedziała cicho. Pokręciłam łeb, a po ganaszach spłynęła mi stróżka łez.

— Wracaj do nieba, najdroższa. — Rzuciłam, spojrzałam kątem oka na śnieżnobiałą klacz, z zielonymi oczami. Klacz westchnęła i odwróciła się zadem, a po chwili, wzbiła się w niebo i zniknęła wśród chmur.

"Make hours into seconds together
The weight of the world feel like a feather
Cause we're holding it right in our hands" ~Grace VanderWaal – Beautiful Thing

Obróciłam się i powolnym krokiem, ruszyłam w stronę polan. Rozpostarłam skrzydła i uderzyłam nimi, wzbijając się w powietrze. Powoli przepłynęłam przez niewidzialną barierę. Stanęłam na chmurze, Ozyrys fuknął coś na Jota.

Oboje na mnie spojrzeli, a następnie ruszyli w moją stronę. Z oddala zauważyłam Queen z córką Tair, a jeszcze dalej wypowiadającą zaklęcia Eghitei. Samotną, odganiającą wszelakie bóstwa. — Przeszkadzamy? — Rzucił Jot.

— Już jutro wybory. — Dodał Ozyrys. — Na przywódcę oddziałów. — Dodał karus. Nie obchodziłoby mnie to, gdyby nie fakt, że moja córka chciałaby... — I myśleliśmy o Tobie. — Potwierdził moje najgorsze oczekiwania.

— Nie liczcie na mnie. — Warknęłam. — Mam wszystko, dzięki czemu mój ogier posiadał zwycięstwo, swoje przemyślenia, a teraz chcecie tego użyć? — Spytałam oburzona, a obok mnie przeteleportowała się Eghi.

— Ja startuję. — Przerwała mi, patrząc na mnie.

Po chwili pojawiła się Queen. — Jakie wybory? — Spytało bóstwo cienia. Oj tak. Nie mylicie się, że jest bóstwem cienia, zastępującym Audivina.

— Żadne. — Eghi wystawiła język i zaczęła uciekać, przed oburzoną siostrą.

— Nienawidzę Cię! — Usłyszeliśmy jedynie.

Zachichotałam.

~

— Więc... Przywódcą oddziałów... Zostaje... — Stresująca cisza, którą zaoferował nam karus, przebija bębenki uszne. — Eghitei! — Wiwaty wzniosły się, pomiędzy bóstwami. Klacz wyszła z rzędu startujących, a za uchem pojawiło się zielone pióro.

Obróciłam się zadem do miejsca, przy którym staliśmy. Słyszałam smutne westchnięcie nominowanej klaczy. Jednak nie zwróciłam na to uwagi, wzniosłam się w powietrze i po chwili stanęłam dopiero na pustym dziedzińcu.

— Jestem z Ciebie dumny, wiesz? —

Sparaliżowało mnie.

Odwróciłam łeb w kierunku głosu. Śnieżnobiały ogier uśmiechnął się lekko. — Bardzo dumny, kochanie. — Gdy już chciałam do niego podbiec, ten rozpłynął się mówiąc krótko " Nigdy nie kochałem kogoś tak bardzo. "

"You and me together
We'll forget what we have been told
We'll live in our own dream word" - Grace VanderWaal – Beautiful Thing 

BÓSTWA; Wygnańcy [✔]Where stories live. Discover now