37

42 4 0
                                    

Audivin


Wchodzę do jaskini tuż za Okatte, która kładzie się na jej końcu i zaczyna rozmyślać. Mimowolnie docierając do mnie jej myśli, na co wzdycham sfrustrowany.
- A może przestaniesz? - pytam zdenerwowany, a klacz spogląda na mnie kątem oka, po czym odpowiada mi w myślach, zaprzeczając. Na początku wywiercam we łbie klaczy dziurę, lecz po chwili przestaje i staję koło niej. - Okkatuś. - zaczynam, trącając klacz delikatnie chrapami. - Zrozum, że teraz ty i Egithei jesteście dla mnie najważniejsze. W niebie wychowałem wiele bóstw, dlatego większość z nich traktuje jak dzieci. - stwierdzam poważnie, patrząc w jej oczy, po czym unoszę łeb. - Po następne dziwnie bym się czuł oglądając się za własną córką. - kwituje, a na pysku gniadoszki wykwita delikatny uśmiech. - Lecz nie w tej sprawie do Ciebie przychodzę. Mam dwie wiadomości
- Dobrą i złą? - przerywa mi klacz nie pozwalając dokończyć.
- Nie, raczej dobrą i dobrą. - prostuje, a Okatte spogląda na mnie z zaciekawieniem i oczekiwaniem. - Najpierw dobra, czy dobra? - pytam, uśmiechając się w jej stronę, co klacz odwzajemnia.
- Dobra. - odpowiada po chwili namysłu.
- Jak tylko twoje skrzydło wróci do pełni zdrowia, czyli jakieś jeszcze trzy, cztery dni to postaram się przywrócić Ci róg. - oświadczam, lecz nie widząc żadnej reakcji ze strony klaczy postanawiam kontynuować. - A po drugie, przyprowadziłem Ci kogoś zza światów. - mówię, a koło mnie pojawia się Anubis we własnej osobie. Udało mi się wyciągnąć go z ''poczekalni'' dusz, za nim został unicestwiony, a potem parę zaklęć i wygląda jak nowy. W końcu jak mógłbym nie uratować własnego syna. Przysięgałem im, że będę starać się ich ratować w różnych sytuacjach to właśnie to zrobiłem.
Okatte uśmiecha się szeroko, po czym szybko wstaje i dokładnie przygląda się ogierowi, po czym go przytula. Przyglądam się temu, tłumiąc zazdrość. Chyba mój ''syn'' nie odebrałby mi mojej klaczy. W końcu go uratowałem. Uśmiechnięta gniadoszka odsuwa się nagle od ogiera, po czym podchodzi bliżej mnie i całuje. O wiele lepiej...

- Wiesz o Tair i Ozyrysie? - pyta Okatte, kiedy przechodzimy przez polanę, a wokół nas biega roześmiana Egithei. Młoda bogini mgły, przystaje przy jednym z kwiatów. Przez chwilę przygląda mu się zainteresowana, po czym go wącha, a po chwili głośno kicha. W oka mgnieniu cała polana wygląda, jakby ktoś wylał na nią ogromną szklankę mleka. Gęsta mgła spowija okolicę, lecz na szczęście unosi się zaledwie czterdzieści centymetrów nad ziemią.
- Owszem. - odpowiadam, a gniadoszka spogląda na mnie pytająco. - Wychowałem ją w niebie. Znam ją na tyle, aby wiedzieć, że coś jest nie tak. - tłumaczę, gdy po chwili podchodzi do mnie wilk, a zaraz koło niego staje Rokedeler. Zatrzymuję się przed nimi co robi również Okatte.
- Panie. - wita mnie wilk, spuszczając na długą chwilę wzrok, ogon i uszy.
- Ojcze. - odzywa się kasztan, po czym również spuszcza na chwilę wzrok. Jakbym nie widział u nich tych poważnych wyrazów pyska, to bym prychnął na ich stwierdzenia. - Musimy coś zobaczyć, aby wiedzieć jak duży jest ubytek w rogu. - tłumaczy, a ja spoglądam na niego zdziwiony.
- Ok. - odpowiadam niepewnie, a kasztan wyczarowuje czarami jakiś kamień, który mieni się odcieniami lazuru. Znowu zaczynam wszystko widzieć jak przez mgłę oraz tracić jakby panowanie nad swoimi odruchami.
- Szybka i gwałtowna reakcja. - odzywa się kasztan co ledwo słyszę. - Jest bardzo źle.
- Duży ubytek? - pyta wilk, a ogier potwierdza kiwnięciem łba.
- Spory. - jest to jedyne słowo, po którym nagle świat traci kolory, a ja widok na to co robię. To jest dziwne. Skoro ten kamień wywołał taką zaćmę, to znaczy, że moje wszystkie ataki były spowodowane ubytkiem w rogu...

BÓSTWA; Wygnańcy [✔]Where stories live. Discover now