52

54 4 0
                                    

Audivin


Poświęcenie, nazywane jest inaczej oddaniem. Rezygnujemy z czegoś dla dobra kogoś innego. Wyrzekamy się wtedy danej rzeczy, lecz co jeśli ta rzecz jest bezwartościowa? Nie da się jej naprawić ani odkupić. Lecz czego nie może dokonać główne bóstwo? No właśnie. Takie rzeczy nie powinny istnieć, a jednak są, lecz nie każdy o tym wie...

Znajdujemy się wszyscy na polanie. Do czasu przybycia reszty bóstw udało mi się opracować trzy strategie, pomimo nękających mnie snów z Okatte. Od razu po przeniesieniu bóstw mam zamiar ją znaleźć i zabrać do zamku. Eghitei za nią tęskni, a teraz powinny trzymać się razem, lecz tutaj jest niebezpiecznie.
- Wszyscy. - informuje Jot, a przede mną stoi dwadzieścia przeróżnych bóstwa i półbóstw wygnanych z nieba.
- Dzięki. - odpowiadam wymijając go i zmierzając przed bóstwa. Każde patrzy na mnie zdziwione. Te bóstwa są nowe. Nie słyszały o jednym głównym bóstwie, lecz znają mnie jako bóstwo cienia. - Mam nadzieję, że wszyscy tutaj zebrani, chcą walczyć po mojej stronie, aby odbić niebo. - oświadczam, a kiedy z tłumu nikt się nie sprzeciwia, teleportuje wszystkich na teren dziedzińca. - Rozgośćcie się. - stwierdzam, po czym z powrotem teleportuje się, lecz w okolice, gdzie znajduje się Okatte. Klacz leży pod jednym z pobliskich drzew i wpatruje się w taflę wody. Podchodzę do niej po cichu, po czym kładę się koło niej. Klacz spogląda na mnie zdziwiona i zdezorientowana, lecz niestety szybko przypomina sobie, że jest na mnie zła. - Wrócisz ze mną do zamku? - pytam spokojnie.
- Nie. - szybko zaprzecza klacz, a ja spodziewając się takiej odpowiedzi, na szczęście, przygotowałem sobie dosyć mocne argumenty.
- Tair chciała wiedzieć, czy z tobą wszystko w porządku. - zaczynam, gdy zaczynam wyczuwać bóstwa. I to wcale nie te wygnane. - Ozyrys się o Ciebie martwi. - oświadczam, po chwili ciszy. - Oraz Eghitei nie może bez Ciebie zasnąć. - mówię na koniec i widzę po postawie klaczy, że ostatnim argumentem ją przekonałem. Nagle moc bóstw z nieba się nasila. Są bardzo blisko. Jakby zlatywali. Doskonale znając Okatte, domyślam się, że chce, abym był niepewny jak najdłużej, lecz teraz tego czasu nie ma. Wydaje mi się, że te bóstwa wcale nie są przyjaźnie nastawione. Nie czekając na zgodę klaczy, szybko teleportuje nas na teren zamku i już wtedy wiem, że jestem na straconej pozycji. Zła Okatte wpatruje się we mnie morderczym wzrokiem. Szkoda, że nie zna powodu, dlaczego tak postąpiłem. Kulę uszy w geście obrony, a klacz odchodzi żwawym krokiem bardzo obrażona. Nie pozostało mi nic innego jak przedstawić innym trzy strategie...
Wchodzę do wielkiej Sali, gdzie są wszystkie zebrane wygnane bóstwa, które chcą pomóc przy odbiciu nieba. Czas zacząć przedstawiać i tłumaczyć strategie...
Wzlatuje i unoszę się nad chmury, a zaraz za mną znajduje się armia Ozyrysa. Najpierw obezwładniamy podrzędne bóstwa, aby pozbawić cztery główne ochrony. Wiele z nas polega, lecz spora ilość dostaje się do środka, czyli góry, na której szczycie czekają już zbuntowani, którzy z powodu braku skrzydeł na górę muszą dostać się piechotą. Wszyscy, którzy pozostali otaczają cztery główne bóstwa, aby stoczyć z nimi ostateczny bój. Widzę jak duża część moich upada i oddaje swoje życie za podbicie nieba. W końcu cztery główne bóstwa również giną. Rozglądam się dookoła. Śnieżnobiałe chmury nabrały szkarłatnej barwy i, niczym ziemia po bitwie, wchłaniają przelaną krew wojowników. Tak nie powinno być. Idę przed siebie dokładnie przyglądając się wszystkim poległym, a wśród nich zauważam Okatte i Ozyrysa. Przecież ona miała siedzieć w zamku. Kto jej pomógł się uwolnić z zamku? Tak nie powinno być...
Budzę się z tego koszmaru zalany zimnym potem. Bitwa już pojutrze z rana, a ja chyba właśnie miałem inscenizacje pierwszej strategii. Było dużo krwi, za dużo. Niebo nie jest warte śmierci tylu istnień. Tak to nie powinno wyglądać! Zrywam się na równe nogi starając się opanować swój przyśpieszony oddech. Serce łomocze mi niczym młot pneumatyczny. Czuję każde uderzenie, a razem z nim niesamowity ból. Stukot moich kopyt odbija się echem po komnacie, kiedy zaczynam niespokojnie chodzić w kółko. To jest zła strategia. Wszystkim wydawała się odpowiednia, lecz nie. Ona jest zła. Bardzo zła. Muszę odwieść ich od tego pomysłu... Czemu nie przewidziałem, że tylu z nas może polec i odejść ze świata żywych? Na zawsze...

BÓSTWA; Wygnańcy [✔]Where stories live. Discover now