38

48 3 0
                                    

Okatte

^^Tair

Razem z Ozyrysem, leżymy na wzniesieniu które znajduje się przy jeziorze, które otrzymuje wodę z ciepłych źródeł u szczytu gór, przez co panuje tu niesamowicie miła temperatura. Wprost idealna do snu. Czując pierwsze bóle brzucha spoglądam w niebo, z którego odpływa kolor pomarańczowy i przechodząc przez róż i fiolet zamienia się w ciemny granat oświetlony milionem gwiazd. Podkurczam bardziej tylne nogi, starając się chociażby w jakiś sposób uśmierzyć ból, który z każdą chwilą się nasila. Tej nocy, niestety, albo stety, wydaje się być jeszcze silniejszy niż dzień wcześniej. Ozyrys spogląda na mnie zdziwiony, po czym natychmiastowo wstaje i zaczyna przyglądać mi się z góry.
- Co jest? - pyta, jakby trochę przerażony, lecz Audivin nauczył go zachowania obojętnego tonu w takich sytuacjach. - Tair. - upomina, a ja spoglądam w jego stronę.
- To nic takiego. Taki ból brzucha z powodu nerwów. - tłumaczę, zmuszając się do uśmiechu. Co chyba mi nie wychodzi, ponieważ ogier nie wygląda na przekonanego.
- Lepiej chodźmy już do jaskini. - wzdycha, rzeczywiście nieprzekonany moim mistrzowskim tłumaczeniem. Tak, bo nie mogłam czegoś innego wymyśleć, albo powiedzieć prawdy, że mam to od dość długiego czasu, lecz nigdy nie było tak silne. Kiwam na zgodę łbem, po czym z trudnością dźwigam się do góry stając na nogach. - Na pewno wszystko dobrze? - pyta Ozyrys. Podchodzę do niego, po czym cmokam go w ganasz.
- Na pewno. - potwierdzam, uśmiechając się, na co ogier przewraca oczami i rusza równo ze mną stępem w stronę jaskini...

Budzę się, i nikogo nie zauważam w jaskini. Zasnęłam dość późno nie mogąc znaleźć jak najwygodniejszej pozycji w której brzuch bolał mnie najmniej, aż w końcu zasnęłam na boku rozciągnięta jak żaba i wtulona w ogiera. Powoli dźwigam się na nogi, gdy zaczyna mi się kręcić w głowie, przez co siadam jak pies. Dopiero po chwili zmuszam się do powrotnej próby wstania. Tym razem łapię równowagę, po czym wychodzę z jaskini. Słońce jest już bardzo wysoko przez co wnioskuje, że jest południe. Czuję się dziwnie ociężale. Mam wrażenie jakbym była grubsza o połowę, przez co spoglądam na swój brzuch, lecz jest taki sam jak wczoraj. Każdy krok jest jakby niekomfortowy. Dzisiaj ewidentnie nie jest mój dzień. Rozglądam się po polanie szukając Audivina. Może on mógłby mi pomóc? Niestety nigdzie nie dostrzegam ogiera. Ogólnie nie ma żadnej żywej duszy, oprócz mnie. Postanawiam przejść się nad jezioro, ponieważ jest dzisiaj dość chłodno, a tam na pewno będzie cieplej.
Dochodzę nad jezioro, gdzie kładę się przy brzegu, wpatrując się w taflę wody. Wokół panuje cisza, zakłócana pojedynczymi nutami śpiewu ptaka lub gry pasikonika. Kładę łeb na ziemi, a łzy samoistnie zaczynają spływać po moich ganaszach. Sama nie wiem, skąd się one wzięły. Po prostu pomyślałam o tym, gdzie są wszyscy, wymyśliłam jakiś czarny scenariusz i się najzwyczajniej w świecie rozpłakałam. Co się dzieje?
Mija dość sporo czasu, po którym postanawiam wyruszyć na dalsze poszukiwania kogoś mi znajomego. Z trudem wstaję na obolałych nogach, po czym zaczynam odczuwać ciężar w gruczołach mlecznych. Zdziwiona tym faktem nachylam łeb i odwracam go. Przecież to niemożliwe, abym zaczęła produkować mleko. To jest po prostu niemożliwe, a jednak. Pierwszym moim postanowieniem jest znaleźć Audivina, lecz po chwili dochodzę do wniosku, że lepiej będzie o to zapytać Okatte. Wracam się na polankę koło jaskini, gdzie zastaje Jota.
- Wiesz może, gdzie jest Okatte? - pytam, a ogier spogląda na mnie zdziwiony, po czym pokazuje mi kopytem, gdzie powinnam iść. Szybkim krokiem stępa zaczynam zmierzać w stronę gniadoszki.

Zastaję klacz dokładnie tam, gdzie wskazał mi Jot. Na szczęście nie ma tu, ani Audivina, ani Rokedelera. Jest tylko Okatte z Egithei. Nerwowo i cała spięta podchodzę do klaczy, co maskuję delikatnym uśmiechem. Staję koło niej, po czym razem z nią zaczynam przyglądać się biegającej klaczce. Stoimy tak we dwie w ciszy, gdy w końcu wyczuwam odpowiedni moment.
- Jak to jest być w ciąży? - pytam niby od niechcenia. Okatte spogląda na mnie zdziwiona, lecz nie komentuje tego, tylko odpowiada.
- Mnie pobolewał brzuch, i no wiesz. - mówi ucinając i nie wiedząc co więcej powiedzieć. - Każda z nas przechodzi to inaczej. - w końcu kończy, a ja staram się nic po sobie nie pokazywać. Po co ją martwić, skoro to nie jest jeszcze pewne. - A coś się stało? - pyta przejęta, lecz ja uśmiecham się delikatnie i kręcę przecząco łbem.
- Nie nic. - odpowiadam, a po chwili ciszy, zawracam w stronę jaskini. Jak tylko znikam z pola widzenia klaczy z po moich ganaszach zaczynają spływać pierwsze łzy. Jak mam wykluczyć, albo nie wykluczyć, że to ciąża? Przecież to by wszystko tłumaczyło. Moje humorki i całą resztę. Ruszam wolnym galopem, skręcając w lewo i wbiegając między drzewa, a po chwili przede mną, dosłownie, wyrasta Ozyrys. Czemu go wcześniej nie zauważyłam? Jestem bardzo rozkojarzona, albo mało spostrzegawcza.
- Tair? - pyta ogier, a ja unoszę na niego swój wzrok. Kolejne łzy zaczynają spływać po moich ganaszach, a z mojego gardła wydobywa się szloch. Fryz podchodzi do mnie i przytula, a ja zaczynam jeszcze głośniej płakać. Ja nie mogę być w ciąży. To jest niemożliwe. On z prochu i ja z prochu. To nie ma prawa być. - Wszystko dobrze, kwiatuszku? - pyta ogier, po czym całuje mnie w kłąb.
- Ja... - zaczynam, lecz kolejne trzy tak bardzo znaczące słowa nie chcą przejść przez moje gardło. Jestem w ciąży. Tak mało słów, a tak wiele znaczą.
- Co ty? - dopytuje ogier po chwili, a ja staram się opanować łzy.
- Ja... - znowu zaczynam i się zacinam. - Ja tak bardzo się o Ciebie martwiłam, jak się obudziłam, a Ciebie nie było... - wymyślam coś na szybko, aby było dość wiarygodnie, po czym mocniej wtulam się w grubą sierść ogiera. Ozyrys tylko przytula mnie mocniej do siebie, pozwalając mi się wypłakać do końca.
- Jak widzisz jestem cały i zdrowy. - stwierdza, a ja dosłownie widzę na jego pysku, ten chytry uśmieszek...

BÓSTWA; Wygnańcy [✔]Where stories live. Discover now