Rozdział 4

43 6 0
                                    


NIEEEE!!! - krzyknęłam ile sił w płucach.
Otwarłam oczy i... dalej byłam w tym samym pokoju co wczoraj. To był tylko straszny sen. Byłam cała mokra i miałam sucho w gardle.

Odrazu po moim krzyku do pokoju wpadła Emilly.

-Co się dzieje?! - mówi bardzo szybko ze strachem w głosie i oczach, podbiega do mnie i sprawdza temperaturę.

- Wszystko ok. Miałam po prostu zły sen.
Wręcz straszny sen! - odpowiedziałam dysząc ciężko.

- Już wszystko w porządku,
jestem tu. Jesteś już bezpieczna. Wszystko będzie dobrze... - uspokajała i tuliła mnie Emilly. Po chwili dodała
-Wiesz co Lena? Myślę, że dobrze Ci zrobi odprężająca kompiel. Co ty na to?

-Chętnie. A gdzie jest łazienka?

-Choć zaprowadzę Cię, jak wszystko przygotuję.
Narazie możesz wyjść na balkon i się przewietrzyć. Tylko mi nie wypadnij!

- To tu jest balkon? Dobrze, będę uważać. - byłam bardzo podekscytowana i odczułam lęk, bo przypomniał mi się mój sen...

-Emilly?

-Tak?

- Może to zabrzmi abstrakcyjnie, ale czy mam się czego bać tam na balkonie?

-Jeśli masz lęk wysokości to tego a tak to nie, a czemu pytasz?

-Tak po prostu. Dzięki.

Wyszłam na balkon. Ujrzałam po prawej stronie miasto w którym każdy budynek miał własny piękny ogród. Coś nie samowitego. Za to po lewej rozciągało się piękne jezioro. Zdziwiły mnie zielone góry widoczne na horyzoncie.
Powietrze było czyste. Wiatr delikatnie muskał moją twarz.

-Pięknie tu prawda? - Usłyszałam głos Emilly, która właśnie weszła na balkon.

-Taaak

-Choć, teraz czas na kąpiel!

Kąpiel była cudowna i odprężająca.
Wyszłam z łazienki w ciuchach jakie dała mi Emilly. Była to biała sukienka do kolan na grubszych ramionkach i na plecach z koronką. Pasowała mi jak ulał. Założyłam do niej trampki i dżinsową kamizekę.

W takim stroju poszłyśmy się przejść po okolicy.

- Emilly, dlaczego jak tu przyjechałam byłaś w stroju pielęgniarki, mimo że nie znajdowałam się w szpitalu, jak już wiem, a teraz chodzisz normalnie ubrana?

- To bardzo proste. Z zawodu jestem pielęgniarką i gdy się tu znalazłaś, ja właśnie wróciłam z pracy, aby się Tobą zająć. Nie miałam czasu się przebrać.

- Aha.

Dalej szłyśmy i Emilly pokazywała mi każdy najpiękniejszy, jej zdaniem, zakątek tego miejsca, a także budynki i co się gdzie znajduje.

Wszystko było niesamowite. Budynki, ludzie, przyroda.
Chodziłyśmy ulicami, alejkami aż doszliśmy do jeziora. Tam usiadłyśmy na ławce i znowu usłyszałam ten męski głos w mojej głowie "pięknie tu, prawda?". Nic nie odpowiedziałam. Patrzyłam się tępo w jezioro.

-Coś się stało? Jesteś jakaś dziwna... - z zamysłu wyrwała mnie Emilly.

-  Nieee. Wsztko wporządku.
Mogę zadać Ci parę pytań?

- Dobrze

- Ostrzegam, mogą brzmieć dziwnie.

- Ok

- A więc, czy ty też słyszysz jakieś głosy, które dudnią Ci w głowie? Dlaczego tu jestem i czemu się mną opiekujesz?

Dziewczyna uśmiechnęła się i dodała - Tak słyszę. Widzisz, tu jest Twoje miejsce. Otóż nie jesteś zwykłą dziewczyną, a to miejsce chroni takie osoby i ich rodziny, a ja jestem tutaj Twoją opiekunką.

- Aha. Ale... Jak to niezwykła?

- Nikt Ci nic nie mówił?
Och... - westchnęła -
Czy zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego zawsze czułaś się inna i czemu twoi opiekunowie...

- Rodzice! - poprawiłam ją - dlaczego ich tak nazwałaś?

- Zatem, czemu Twoi rodzice wybrali taki a nie inny zawód?

- Bo uwielbiali podróżować. Odpowiedz, czemu powiedziałaś opiekunowie?

- Zaraz wyjaśnię.
To prawda, że uwielbiali podróżować, ale zanim do nich trafiłaś twój "Ojciec" był rzemieślnikiem, a twoja "Matka" była szwaczką. Lecz gdy do nich trafiłas musieli Cię chronić do 16 roku życia i przebranżować się.
Zrozum, oni byli Twoimi opiekunami, tak jak ja tutaj.

- To... ni-nie możliwe, więc to nie...

- To nie byli Twoi prawdziwi rodzice.

Łzy napłynęły mi do oczu.
Ale jak to jest możliwe?
Czemu mi nikt nic nie powiedział?! W sumie co mieli mi powiedzieć?!
"Hej, jesteśmy Twoimi opiekunami, musimy Cię chronić i nic więcej nie możemy Ci powiedzieć?!" - absurd.
Mam dość tajemnic!

- Przepraszam na chwilę, chcę pobyć sama...
Wiem jak wrócić. - odpowiedziałam wyprzedzając pytanie Emilly.

Na odchodnym tylko spojrzała na mnie i zniknęła w alejce. Gdy tylko to spostrzegłam rozpłakałam się. Miałam dość.

Nie zważając na ubiór wspięłam się na najbliżej znajdujące się najwyższe drzewo i siedziałam tam z Klarą. Lecz po chwili i ona odleciała.
Zostałam sama ze swoimi myślami.  Ułożyłam się wygodnie, oparłam głowę o pień i spoglądałam na miasto i jezioro z góry.
Zasnęłam.
Nagle otwieram oczy, wszędzie jest ciemno i cicho. Zrobiło się zimno. Skuliłam się. Nie miałam ochoty zejść. Zresztą nic nie było widać. Usłyszałam w głowie głos tego samego, mężczyzny, co dzień wcześniej - "Co ty robisz? Chcesz się pochorować?! Zaraz spadniesz!"

- Zamknij się! - krzyknęłam. Miałam go serdecznie dosyć.
- Czego ty odemnie chcesz?! Powiedz!
Proszę... - dodałam ściszonym głosem. Po policzku płynęły mi łzy.

-"Kazałaś mi się zamknąć, a teraz prosisz bym z Tobą porozmawiał?"-bawiło go to.

- Tak. Niech mi to ktoś wreszcie wytłumaczy, co się tu do licha wyprawia!

- "Narazie nie mogę Ci dużo powiedzieć. Choć parę rzeczy mogę wyjaśnić .
To, że mnie słyszysz, to dlatego, że daję Ci rady i martwię się o Ciebie.
Teraz ja mam do Ciebie pytanie:
kto wchodzi na najwyższe drzewo w sukience? W dodatku na nim zasypia i czuję się komfortowo? "

- A no ja - wyszczerzyłam się sama do siebie.

Mój wisiorek znowu zaczął świecić. Świetnie, co tym razem?
"Lecisz do domu. Przyleci do Ciebie mój posłaniec, obiecaj tyko, że nic nikomu nie powiesz i jak dolecisz to idź spać. Proszę."

- Dobrze, a jak go rozpoznam?

- "Jesteś bystra, dasz radę! "

Zerwał się wiatr. Oczom nie umiałam uwierzyć, to był w rzeczy samej...

~
Dziś dwa rozdziały w rekompensacie za brak wczorajszego.
Miłego czytania!

Wyspa przeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz