Rozdział 20

11 3 0
                                    


Walka była zacięta. Ośmiolatka miała w ciało wbitych parę moich strzał, a ja dość mocne rany na rękach, z których cały czas kapała krew.
Miałam tylko łuk i strzały. Moja broń służyła do atakowania jak i do obrony - trochę jak tarcza, ale nie do końca, to drugie, jej nie wychodziło, czego rany były efektem.

Udawało mi się czasem przewidzieć jej ruchy, ale kompletnie nie umiałam znaleźć tego jej "słabego punktu".

Wygladało, że przegrywam. Mała była bardzo dobrze przygotowana i widać było, że dużo walczyła.
Za to ja?! To było dla mnie za dużo.

- "Skup się!" - usłyszałam głos mężczyzny. Dawno się nie odzywał. Miło go było usłyszeć. Uspokoił mnie trochę. - "Skończ się rozmarzać! Musisz walczyć! Wygrać! Inaczej zginiesz, a twoi przyjaciele też!!!"
- "To może mi pomożesz?!" - krzyknęłam w myślach
- "Po prostu się skup i zobaczysz to czego szukasz"
-  "Łatwo powiedzieć, trudniej zastosować..." - W tej chwili coś mi błysnęło!
Tak! To było to czego szukałam!
Ciężko będzie się tam dostać. Pewnie łatwiej strzałą niż siekierą - zaśmiałam się w myślach z tego porównania. Nie wiem czemu mnie tak rozśmieszyło, ale uśmiech odbił się na mojej twarzy.

Dziewczynka zdezorientowana zatrzynała się.
To była moja jedyna szansa.

Wycelowałam w prost w naszyjnik na jej szyi. Strzała przebiła się przez niego, aż do zlodowaciałego ciała rywalki.

Dziewczynka stała jak w murowana. W końcu wyrwała strzałę i z gniewem coś wykrzyczała w nie znanym mi języku. Podejrzewam, że jakieś przekleństwo.

Niespodziewanie zerwała się do biegu, lecz w połowie drogi do mnie jej ciało zaczęło się kruszyć. Z pod lodu zaczęła wydobywać się ludzka postać. Zwolniła. Przeszła w marsz.

Skóra miała teraz lekką opaleniznę, włosy były czarne jak sadza, a oczy zielone. Dziwne połączenie, ale pasowały do jej rysów twarzy.

Mała się rozpłakała i krzyknęła
- Dziękuję! Na reszcie wolna!

Po chwili jednak zaczęła znikać. Zdążyła podejść do mnie i oddała mi swoje zamrożone serce. Co dziwne również naszyjnik, który teraz nie był już przeszyty strzałą. Dzięki któremu możemy również opuścić tą krainę. Jeszcze raz się uśmiechnęła i zniknęła.

Nigdy jej nie zapomnę.

Podbiegł do mnie Alex.
- Żyjesz? Nic Ci nie jest? - nie zdążyłam odpowiedzieć bo odrazu mnie przytulił - Choć wynośmy się z tąd.
- Jestem za. A co z tym sercem?
- Przy bramie złożymyje i przejdziemy do kolejnej komnaty.
Co tu masz?
- Naszyjnik rywalki.
- Wow. Zapewni nam przepustkę do kolejnej komnaty. Możemy odrazu udać się po Artura!
A co to? Jesteś ranna!
- Eeetam lekkie zadrapania
- Poczekaj! Trzeba je zasklepić, bo się jeszcze wykrwawisz!
- Nie przesadzasz?
- Nie. Mogę je lekko przypalić ogniem, ale to bardzo będzie bolało.
- Rób co trzeba
- OK. Zagryź zęby. Zaczynam.

Miał rację. Strasznie bolało. Myślałam, że oszaleje, ale nir mogłam krzyczeć. Musiałam wytrzymać.

- Co tak cuchnie paloną ludzką skórą?
- Co tu robisz, Loyd?
- Chciałem pogratulować wygranej. Fascynująca walka. - spojrzał na mnie, a później znowu na swojego brata -
Ty takiej rozrywki byś nie zafundował nam. - Alex nie zareagował tylko dokończył "sklejanie" mojej rany na drugiej ręce - Co ty jej robisz? - dodał Loyd
- Nic - wzruszył ramionami
- Gotowe - dodał bardzo cicho, że tylko ja go usłyszałam, na co odpowiedziałam szczerym uśmiechem. Ulżyło mi, że to koniec. Byłam strasznie obolała, a przed nami jeszcze wiele rzeczy, ktorym musimy stawić czoło.

Wyspa przeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz