Rozdział 15

37 5 0
                                    

Budzę się cała mokra.
Wzdycham. To był tylko sen.

Wykompałam się.
Ami jeszcze twardo spała. Napisałam jej list. Położyłam go na szafce nocnej. Pożegnałam się z Klarą i wysłałam ją do Emilly.

Po cichu wymknęłam się z szkoły nad wybrzeże, pod wiśnię. Było jeszcze trochę czasu do wschodu. Wyjęłam kartkę i ołówek. Zaczęłam szkicować szkołę. Każdy pojawiający się promyk słońca umieszczałam na rysunku. O dziwo wyszedł bardzo ładny.
Przypięłam go do drzewa i ruszyłam na pomost.
Oczywiście nic nie może iść zgodnie z planem?

Na trafiłam na Alexa. Czemu on tak wcześnie się szfenda po okolicy, koło plaży?
No nic, jest dziwny. Niech tylko nie narobić mi kłopotów.

- Cześć! - zawołał - A ty do kąd?

- Hej - odburknęłam, nie chce z nim gadać - A co Cię to interesuje?!

- Spokojnie! Wyluzuj.
Tak pytam.
Mogę iść z Tobą?

- Nie! - przyspieszyłam kroku

- A tak właściwie to jestem Alex.

- Wiem.

- A ty jesteś.... ?

- Lena.

- Ładne im...

- Skończysz?! Czemu za mną idziesz? Co tak wogóle robisz poza szkołą tak wcześnie? Spać nie możesz?!

- Właściwie to trochę tak. - i dodał poważniej -
Ekhemm... tam gdzie chcesz się udać, nie jest ani trochę bezpiecznie. Może coś Ci się stać. A warto mieć w tych stronach przewodnika...

- I niech zgadne? Chcesz nim być?
Z kąd ty wiesz gdzie chce się udać?

- Nie ważne. Więc kiedy ruszamy?

- "My"? Raczej ja!

- Nie. A tak wogóle to jaki masz plan aby go uwolnić? - Ten facet działa mi na nerwy jak nigdy. Aghh!

- Moja sprawa! Dasz mi spokój?

- Nie. - uśmiechnął się łobuzersko, nie wygram z nim.

Transport trochę się spóźniał.
W głowie usłyszałam głos mojej biologicznej mamy " Kochanie, nie idź tam sama. Zrób to dla mnie. Proszę". Wszyscy się zmówili?! Niech jej będzie .

- "Ostrorznie włóż rękę do wody i chluśnij nią 2 razy." Tak wezwiesz mojego posłańca.

Wtem pojawia się piękny konio-podobny zwierz z siodłami na 2 osoby.
Ruszamy.
Zwierzę to jest przeurocze. Ma łuski odbijające się światłem wchodzącego słońca, grzywę, płetwy zamiast kopyt i skrzela.

Zaczęliśmy się zanurzać.
Tworzę kule wody, która otacza mnie i Alexa. Dzięki niej nie będziemy mokrzy, a on będzie umiał oddychać.

Świat podwodny jest nie samowity.
Wszędzie pełno ryb. Zobaczyłam barierę. Myślałam, że jest ona tylko na lądzie...
- " Co teraz mamo?" - zawołałam w myślach

- " Nie bój się. Wszystko jest pod kontrolą".

Koń gwałtownie zanurkował. Wpłynął do jaskini i zaczął się kręcić z nami wokół własnej osi.

Wypłynęliśmy na powierzchnię za barierę. To był na prawdę porządny dreszcz emocji.
Posłaniec wysadził nas na jakimś lądzie. Z tąd sami musimy sobie radzić.

Szliśmy jakimiś uliczkami. Było pięknie. Alex znał to miejsce. Pobiegłam za nim do parku. Znowu było tam jezioro. Usieliśmy na ławce pod wiśnią.
Było pięknie. Zjedliśmy tam śniadanie. Ruszyliśmy dalej. Udaliśmy się na prom, który płynął do Tasmani.

Wyspa przeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz