00110110

237 24 17
                                        


(Opowiada Iruka)

Siedziałem właśnie zatopiony w pracy nad nowym projektem. Było wcześnie rano, więc pozwoliłem sobie na kubek gorącej kawy. Bardzo lubię jej zapach, zwłaszcza gdy ta jest dobrej jakości. Nic tak dobrze nie stawia na nogi jak aromatyczny, gorzkawy napój o czarnej barwie i delikatnej brązowej piance.

Szukałem błędu, przez który jedna z opcji programiku nie działała tak jak powinna. Szedłem o zakład, z samym sobą oczywiście, że gdzieś umknął mi jakiś mało śmieszny średnik albo nawias. Upiłem łyk aromatycznego napoju i przesunąłem kolejne linijki kodu.

- Umino-san. Wybacz, ale muszę ci przerwać.- ledwo dotarł do mnie czyjś głos.

- Taak?- zapytałem przeciągając słowo, by dać sobie jeszcze chwilę czasu.

Nawet się nie odwróciłem, by spojrzec kto to. Akurat jego już rozpoznawałem po głosie.

- Kurier do ciebie. Ma przesyłkę i twierdzi, że musi dostarczyć do rąk własnych.

- Ale ja nic nie zamawiałem. A już na pewno nie na adres firmy. Pewnie ktoś się pomylił. - powiedziałem trochę zdziwiony, ale i lekko zirytowany.

Ja tu walczę z poważnym problemem a oni mi tu o jakiś głupotach nadają.

- Wątpię. Mamy tu tylko jednego człowieka o imieniu: Iruka.

- Rany. Nie możecie przeszkadzać komuś innemu? Już idę.- warknąłem.

Zapisałem postępy pracy. Tak na wszelki wypadek i zablokowałem komputer. Wstałem i podążyłem za kierownikiem. W drzwiach stał rzeczony kurier. W rękach trzymał chyba największy bukiet pięknych róż, jaki w życiu widziałem.

- Iruka-san?- zapytał kiedy podeszliśmy.

- Tak. To ja. O co chodzi?

- Przesyłka dla pana. Proszę tu podpisać i już mnie nie ma.

- Od kogo to?- zapytałem szczerze zaskoczony. Nigdy nie dostałem kwiatów. A już na pewno nie tyle na raz i nie tak pięknych. Ktoś musiał się nieźle na nie wykosztować. Szkoda by było je wyrzucić.

- Przepraszam, ale nie mam pojęcia. Nie przedstawił się. Najwyraźniej chciał pozostać anonimowy. Podpisze, pan?

- Tak.- powiedziałem zanim podjąłem ostateczna decyzję.

Teraz nie miałem już wyjścia. Westchnąłem ciężko i złożyłem podpis w miejscu potwierdzenia odbioru. Wziąłem od kuriera kwiaty. Ten spojrzał na papier i głęboko odetchnął. Widać często spotykają się z odmową. I obrywa się im.

- Bardzo dziękuję. Do widzenia.- powiedział kłaniając się i wyszedł.

A ja zostałem z wielkim bukietem róż. Za nic w świecie nie wiedziałem, co mam teraz z nimi zrobić. Z głupia miną wróciłem do swojego biurka i po prostu położyłem je na blacie. Potem pomyślę o tym, co z nimi zrobic. teraz najważniejsze jest znaleźć błąd w programie.

- O. Dostałeś kwiaty. Od kogo?

- Nie wiem. Muszę skończyć projekt.

- Szkoda, by tak szybko zwiędły. Skoczę po jakiś wazon.

- Jak tam sobie chcesz.

Maruna wyszła z biura w poszukiwaniu odpowiedniego wazonu. Miałem chwilę spokoju zanim wróci. Słyszałem, że stałem się obiektem lokalnych plotek, ale kompletnie mnie to nie obchodziło. Niech snują domysły od kogo one mogą być. Miałem pewne podejrzenie. Zwłaszcza, że kurier nie znał mojego nazwiska tylko imię. Maruna musiała mu się wczoraj wygadać jak mam na imię albo podpatrzył jak lekarz pogotowia wypisywał mi receptę, na którą nawet nie spojrzałem. Niech się sami trują swoją chemią. Medycyna naturalna jest najlepszym i najmniej szkodliwym sposobem na wszelkie dolegliwości. Może czasem działa troche wolniej, ale zawsze skutecznie. Jeszcze nigdy mnie nie zawiodła.

NiedostępnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz