0011001000110011

120 15 7
                                    


(opowiada Kakashi)

Śniłem dziwny sen. Byłem na łące o kiczowato zielonej trawie. Słońce świeciło tak mocno, że aż niemal parzyło. Niebo było bezchmurne. Wiał lekki wietrzyk. Taki wiosenny, ale przyjemnie ciepły. W powietrzu tańczyły płatki wiśni i dmuchawce. To wszystko dawało uczucie spokoju, a może i bezpieczeństwa. Sielsko i leniwie. Odurzało i zniewalało. Przymknąłem oczy rozkoszując się tym stanem, kiedy nagle poczułem, że gorąc stał się niemal nie do zniesienia. Wiatr zniknął.  Otworzyłem oczy.  Wokół pociemniało, a trawa wyglądała na wypaloną prze niemiłosierne słońce. Tak przerażająco szybko. Wcale mi się to nie podobało i nagle uświadomiłem sobie, że to może oznaczać, że mojemu słodziakowi się pogorszyło. Zebrałem się w sobie i wyrwałem z objęć tego niezbyt przyjemnego snu. Uniosłem ciężko przecierając zalepione ciężkim snem oczy. Założę się, że nie wyglądałem najlepiej, a już na pewno nikt nie widział mnie w takim stanie.
No może poza moim wiernym, starym  Albertem.  Musiałem chyba wyglądać gorzej niż zakładałem, gdyż Iruka jak tylko na mnie popatrzył zaczął się drzeć strasznie jakby się horrorów za dużo naoglądał. Zaczął się szamotać i próbować wcisnąć w kąt między łóżkiem a ścianą. Nie do końca rozbudzony siedziałem dalej i gapiłem się na niego, nie wiedząc, co mam z tym fantem zrobić. Długo nie musiałem się zmóżdżać, gdyż zaraz przyleciała ta jego wścibska przyzwoitka. 

- Maruna? Dobrze, że jesteś. Co się dzieje? Co robić? Mam wyjść?- zapytałem zaspanym głosem. 

- Chyba ma koszmar o przeszłości. Nie wiem co mu to przypomniało. Zmieniłeś zapach perfum?

- No tak, ale co to ma wspólnego z jego koszmarem.

- Wytłumaczę ci później, jak już opanujemy sytuację.

- Mhm... to, co mam robić?

- Musisz go przytrzymać, żeby nie mógł się ruszyć. Uciec. Nie chcemy sensacji z uciekającym, drącym się w niebogłosy i rozgorączkowanym facetem w piżamie.

- Nie chcę mu zrobić krzywdy. Sprawia wrażenie bardzo delikatnego.

- Wystarczy że mocno złapiesz go za nadgarstki i przyciśniesz do łóżka. Powinno wystarczyć.

- Dobra. A ty spróbuj go jakoś uspokoić. zanim ktoś wezwie policję czy coś.

Pochyliłem się nad nim i chwyciwszy za nadgarstki przycisnąłem go mocno do łóżka. Zaczął się szarpać strasznie. Nigdy bym go nie posądzał o tyle siły w tym stanie. Przez to musiałem użyć większej siły i mocniej zacisnąć dłonie na jego nadgarstkach, by mi się nie wyrwał. Niemal przygniatałem go do tego łóżka ciężarem własnego ciała a on krzyczał wniebogłosy i szarpał się. Próbował wierzgać. Wił się pode mną jak piskorz. O, Bogowie. Czułem się tak jakbym go właśnie gwałcił. Robiłem mu krzywdę i to na polecenie jego przyzwoitki. Ona próbowała jakoś do niego dotrzeć, ale na nic się to zdawało. Wtem do sypialni wpadł mój specjalista.

- Co się tu dzieje?! Słychać was na korytarzu!- krzyknął podbiegając.

- Iruka dostał ataku. Nie mogę do niego dotrzeć. Ma pan coś na uspokojenie? Tylko bez opioidów. Uczulony.- poinformowała zaskakująco chłodno Maruna. Zastanawiałem się czy ma w tym takie doświadczenie czy tak naprawdę jest zimna jak makrela. 

- Proszę... niech on już nie cierpi.- dodałem od siebie czując jak uśpiony dotąd ból znów rozrywa mi serce.

Doktor podszedł do nas. Maruna odsunęła się robiąc mu miejsce. Obejrzał szarpiącego się. Wyjął z walizki ampułkę i strzykawkę. Iruka musiał to zobaczyć, bo sił mu nagle przybyło. Prawie mi się wyrwał. Doktor wstrzyknął mu jej zawartość przez tą przeklętą rurkę. Z każdą sekundą czułem się coraz gorzej. Szczęściem w nieszczęściu, że lek zaczynał działać a on przestał krzyczeć i szarpał się coraz słabiej. Postanowiłem go tak trzymać dotąd dopóki nie odleci. W końcu przestał się rzucać. Leżał tylko dysząc ciężko i trzęsąc się okrutnie.

- Hatake?- zapytał nagle jakby w przebłysku świadomości.

Kiwnąłem tylko głową czując jak coś ściska mi gardło a w oczach jakby pojawiły się łzy. Chciało mi się płakać. Pierwszy raz od lat. Wargi mi drżały i nie potrafiłem wydobyć z siebie głosu. A on uśmiechnął się do mnie jak wtedy i zemdlał.

Poczułem do siebie niemal nienawiść, a z pewnością odrazę.

- Już możesz go puścić.- powiedziała.

Puściłem więc jego gorące i wciąż drżące ręce. Z jakimś trudem podniosłem się i odsunąłem. Zwaliłem ciężko na krzesło i otarłem pot z czoła. Gapiłem się niemal bezmyślnie na swoje dzieło. Leżał bezwładnie na łóżku. Jego pierś unosiła się ciężko i nierówno. Ciało błyszczało od potu. Na nadgarstkach zaczęły pojawiać się sińce. Naprawdę wyglądał jak ofiara gwałtu.

- Czy ja jestem złym człowiekiem?- wydusiłem wreszcie z siebie.

- Dlaczego tak mówisz?- zapytała

- Zrobiłem mu krzywdę.

- Ty? Niby jaką?

- Przeze mnie jest w takim stanie. Gdybym go wtedy nie zagadnął. Muszę się przejść.- warknąłem.

NiedostępnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz