(Opowiada Iruka)
Zbudziło mnie natarczywe i ogromne pragnienie. Otworzyłem zmęczone oczy. To było takie irytujące. Nie zdążyłem dobrze zasnąć a już pobudka. Przecież piłem przed snem. Czułem to mdlące uczucie i niedającą się zaspokoić suchość już nie tylko w ustać ale i gardle. Obróciłem się na bok. Zaczęło mi się kręcić w głowie jakby zdecydowanie za dużo wypił alkoholu. A ja przecież tylko wodę piłem przed snem.
Westchnałem ciężko i zamknałem oczy, by to wszystko uspokoić. Na oślep sięgnął poza łóżko, gdzie powinna stać jeszcze jedna butelka wody. Byłem tak wykończony, że ledwo musnąłem ją palcami a już czułem zniewalajace zmęczenie.
Oczy otworzyłem dopiero kiedy dotarło do mnie, że dzwoni moja komórka. Przecież nie mam dyżuru. Niemożliwe, że oprócz mnie i Maruny pracują tam sami idioci nie potrafiący poradzić sobie z jakimś prostym problemem. Wszystkie najpoważniejsze i te, które mogły sprawiać problemy ponaprawiałem wczoraj. Sięgnąłem po komórkę zamiast po wodę. Nacisnąłem przycisk odbierania. Telefon zdawał mi się tak strasznie ciężki, że wyleciał mi z ręki. Uderzył o podłogę. Przesunąłem się na brzeg łózka. Próbowałem go sięgnąć, ale bez skutecznie.- Dajcie mi dzisiaj spokój.- jęknałem zrezygnowany.
Znów musiałem zamknąć oczy. Niech to się wreszcie skończy. Czemu jest mi tak słabo? Czyżby jednak kuchnia Maruny mi zaszkodziła? A może dodała do ostatniego bento coś na co mam uczulenie? Skuliłem się olewając już kompletnie komórkę.
Otworzyłem oczy, by zlokalizować butelkę wody, ale widziałem już tylko ciemność. A po chwili zgasła też moja nieszczęsna świadomość.Śniło mi się, że jestem taki strasznie lekki. Unosiłem się w powietrzu. Zupełnie jakbym leciał, a może bardziej płynął po niebie. Ciepły wiatr muskał mi szyję i twarz. Chmury przyjemnie ochładzały od gorącego słońca. Było tak leniwie i przyjemnie.
Wtem poczułem czyjś delikatny dotyk. Ciepło jego rąk niemal parzyło, ale będąc równocześnie takie przyjemne. Chciałem się poruszyć, ale mojemu ciału było zbyt dobrze w tym stanie i nie pozwoliło mi na żaden ruch. Mogłem tylko słyszeć, czuć i widzieć.
Wokół mnie powstał dziwny szum. Jakby jakiś wielki ptak leciał tuż nade mną. A może za mną? Nie mam pewności. W ciszy zdawało się, że szum skrzydeł otacza mnie niemal z każdej strony. Otworzyłem oczy. Początkowo jasność aż kłuła mnie w oczy. Widziałem jasnowłosego anioła o olśniewająco białych skrzydłach. To on trzymał mnie w ramionach, przez co czułem się jakbym leciał. Wzlecieliśmy wysoko, wysoko. Ponad gęste chmury. Nie było widać w dole nic prócz nich. Tu było tak jasno i ciepło. Tak jakoś bezpiecznie. Dobrze.
Zamknąłem ponownie oczy. Wtuliłem się w pachnącego ziołami anioła. Rozkoszowałem się każdą błoga sekundą.Nagle zrobiło się ciemno. Poczułem dziwne szarpnięcie jakby ktoś lub coś próbowało mnie wyrwać z objęć anioła. Uderzyła we mnie fala przenikliwego zimna, od którego trzęsłem się jak w febrze. coś wilgotnego i gorącego spływało mi na twarz. Bałem się. Niechętnie otworzyłem oczy kurczowo trzymając się szat anioła. Wokół nas gęstniał mrok. Był jakiś dziwnie lepki. Pod nami chmury nabrały granatowej, niemal czarnej barwy. Gdzieniegdzie widać było przeskakujące pioruny. Szum skrzydeł wciąż się nade mną unosił. Jednak był teraz jakiś taki cięższy i wolniejszy. Zupełnie jakby niosący mnie anioł był już zmęczony tym lotem i z trudem machał skrzydłami. Spojrzałem w górę na niego. Przeraziłem się nie na żarty. Serce mi biło panicznie, ale jakoś tak ciężko, jakby z trudem. Jego piękne skrzydła były postrzępione. Z głowy sączyła się krew. W pierś miał wbitą jakąś... lance? dzidę?
Z jednego oka leciała krew a z drugiego łzy. Po skroniach spływały strużki potu. czułem jak jego ciało drży z wysiłku. W oddali grzmiały jakieś głosy. Złowrogie. Nienawistne.Szydercze.
Jednak jasnowłosy walczył. Walczył do końca. O nas. O mnie. A może tylko o przetrwanie?
Wtem pojawiły się dużo mniejsze, trochę karykaturalne stwory o czarnych, błoniastych skrzydłach. Okrążyły nas. Kąsały zajadle. Szarpały. Rozrywały ciało. Nagle dotarło do mnie, że serce mojego anioła ucichło. Przestało bić. Skrzydła zatrzymały się w pół ruchu.
- Iruka...- wyszeptał moje imię i skonał wciąż mnie obejmując.
Runęliśmy w dół. Czarne chmury przyjęły nas chętnie w swe zimne objęcia. stwory zaprzestały ataku. Przenikało mnie paraliżujące, lodowate zimno. Po niekończąco długiej chwili wypadłem spośród chmur i leciałem w dół. Jego już nie było. Zostałem zupełnie sam. Spadałem, ale wciąż nie widać było nawet zarysu ziemi. Już nikt nie mógł mnie ocalić. Byłem sam jeden w otchłani ciemności. Spadałem bezwładnie. W końcu poddałem się. Zamknąłem zmęczone oczy. Byłem zrozpaczony. Bez niego czułem się nikim. Niepotrzebny. Bezsilny. Była we mnie wyłącznie bolesna pustka. Choć nie tak zimna jak ta, która mnie otaczała. Pragnąłem już tylko roztrzaskać się o ziemię i zniknąć na zawsze. Choć tliła się we mnie jeszcze nikła iskierka chcąca obudzić się. Otworzyć oczy i żyć na przekór wszystkiemu.
- Nie! Mizuki!- zerwałem się otwierając oczy i dysząc ciężko.
- Już dobrze Iruś, skarbie, słońce ty moje. To tylko zły sen.- powiedział łagodnie i tak jakoś miękko.
- Nnnn...- jęknąłem.
Było mi tak dziwnie gorąco i duszno. Czułem, że cały jestem mokry od potu. I to mdlące uczucie, które wysysało ze mnie resztki sił. Nie bardzo wiedziałem, co się ze mną dzieje. Gdzie ja właściwie jestem. Co się stało? Kim jest ten mężczyzna, który siedzi tuż obok. Spojrzałem na niego. Widziałem jak przez gęstą mgłę. Białowłosy. Pachniał... różami i ziołami. Delikatnie, ale i wyraziście. Przyjemnie.
Przytulił mnie. Znów poczułem się bezpieczny i spokojniejszy.- jak się czujesz?- zadał ciche, ale głupie moim zdaniem pytanie.
- Zmęczony. zimno. Uszkodzone dane. System przegrzany. Źle działam. Tryb awaryjny- wydusiłem z siebie kompletnie nie wiedząc co ja mówię.
- Zaraz coś na to poradzimy. Spróbujemy cię naprawić, dobrze?
- mhm...- mruknąłem tylko w odpowiedzi.
Przez chwilę nic się nie działo i już miałem pogrążyć się w miękkiej nicości, kiedy poczułem na wargach dotyk czegoś... papierowo foliowego.
- Połknij. To nanoboty, które zaczną naprawiać cię od środka, dobrze?- resztkami świadomości ogarnąłem tylko, że to nie był Mizuki.
On by nigdy tak do mnie nie powiedział. Ten facet miał znacznie cieplejszy głos i zdawał się mnie rozumieć. Posłusznie więc rozchyliłem wargi i połknąłem półpłynną maź. Nie czułem kompletnie smaku. Sam nie wiem dlaczego, ale chciałem mu wierzyć. Chciałem, żeby tym ciepłym, pachnącym i troskliwym mężczyzną okazał się Hatake. Był piękny i pragnął mnie. A ja... Shizune ma rację. Musze spróbować, bo będę bardziej żałował, że odpuściłem niż spróbowałem. Może prywatnie nie jest takim dupkiem? Myślenie strasznie mnie męczyło.
Wtuliłem się w niego bardziej. Jego zapach działał na mnie usypiająco. Jego spokojne bicie serca uspokajało i koiło. Był tak przyjemnie ciepły. Z jednej strony czułem, że się przegrzewam, ale z drugiej było mi strasznie zimno. Zadrżałem a on przytulił mnie mocniej. Niknąłem w jego szerokich, rozkosznie ciepłych ramionach. Tak było dobrze. Zamknąłem oczy i pogrążyłem się w lepkiej, zniewalającej nicości.

CZYTASZ
Niedostępny
RomanceWspółczesność. Hatake Kakashi pracuje jako sławny i ubóstwiany w całym kraju model. Jest w pełni świadom swych atutów i bez skrupułów to wykorzystuje. Jest zimny, wyrachowany, nigdy nie zostaje na śniadanie. Do czasu, kiedy pierwszy raz ujrzy pew...