Poczuł straszny ból, jakby każda pojedyncza komórka jego ciała chciała desperacko oderwać się i uciec jak najdalej, w tylko sobie znanym kierunku. Narastające, bezlitosne rozdzieranie. Kości płonęły żywym ogniem, mięśnie napięte do granic możliwości o mało nie wyłamywały stawów.
Nie mógł już tego wytrzymać, zaczął krzyczeć ile sił w płucach, a z pod kurczowo zaciśniętych powiek czuł płynące piekące łzy. Jednak to nie przynosiło absolutnie żadnej ulgi. Katorga przybierała na sile z każdą chwilą, doprowadzając umysł niemal do granicy szaleństwa.
Głowa pulsowała tępym, rytmicznym bólem, jakby wewnątrz urzędował sam Hefajstos w swojej mitycznej kuźni. W tym momencie mocno żałował decyzji o powrocie z tak przyjaznego, choć złudnego międzyświata. I po chwili, która wydawała się trwać wiekami, katusze stawały się jakby mniejsze. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że ktoś delikatnie dotyka jego czoła.
Uspokajająco coś szepcze. Cichy, męski głos. Harry pomimo tego, że już nie krzyczał, to i tak otumaniony zmęczeniem nie mógł nic z tego zrozumieć. Chciał cokolwiek powiedzieć lub chociaż otworzyć oczy by zobaczyć kto jest przy nim, ale nie miał siły. Całkowita, jakże denerwująca niemoc. Leżał na czymś miękkim, chyba na łóżku, przykryty ciepłą kołdrą. Czuł, że nadal mimowolnie drży.
Tajemniczy nieznajomy usiadł obok niego. Silnym, a zarazem ostrożnym ruchem podniósł go i przytulił. Zaczął powoli kołysać, jak ojciec płaczące dziecko w środku nocy, które obudził koszmar.
Znów coś mówił, Harry słyszał jakby spod wody, przytłumiony daleki głos. Nie wiedział gdzie jest ani z kim, lecz czuł, że jest... Bezpieczny...
Zebrał wszystkie siły, jakie miał. Spróbował jeszcze raz otworzyć oczy. Wolno podniósł powieki...
- Na Merlina, Harry! Obudziłeś się! - wykrzyczał oszalały ze szczęścia mężczyzna. Jednak to było sporo za głośno dla wciąż bolącej głowy Harryego.
Odruchowo zacisnął powieki i drgnął kuląc się w sobie. Nie zdążył zobaczyć, kto go trzyma. Ów ktoś prawdopodobnie się zorientował, że trochę przesadził z wiwatami. Położył z powrotem chłopca na poduszki. Usiadł na fotelu nic nie mówiąc, jednak w ciszy aż namacalne było napięcie i oczekiwanie. Czuł na sobie świdrujący wzrok.
Harry ponownie otworzył oczy. Bardzo go piekły i łzawiły. Miały do tego całkowite prawo, w końcu długo z nich nie korzystał. Wszystko było rozmazane, świat wydawał się falującą, kolorową mozaiką.
Instynktownie chciał sięgnąć po okulary, ale rękę przeszył straszny ból, jakby tysiące igieł jednocześnie wbiło się w jego ciało. Mięśnie, od dawna nieużywane, stanowczo się zbuntowały. Ktoś na fotelu domyślił się, co chciał zrobić, błyskawicznie wstał i założył Harryemu jego okrągłe okulary.
- Profesor... Lupin...?! - zdołał wychrypieć, lecz to go kosztowało nagły atak suchego kaszlu. Remus szybko zareagował. Wyczarował szklankę z wodą i podał ją chłopcu, by mógł się napić.
- Dziękuję... - wyszeptał, dysząc.
- Nic nie mów, Harry, nie przemęczaj się - odpowiedział uradowany Lupin. Tak szczęśliwego Harry go jeszcze nie widział. Całkiem, jakby ktoś mu powiedział, że wynalazł eliksir antywilkołaczy. Ale jego oczy, były nadal czerwone i zapuchnięte.
Usiadł na łóżku, żeby Harry nie musiał podnosić głowy, by na niego spojrzeć.
- Tak się cieszę, że się obudziłeś! — Mówiąc to, oczy mu się zaszkliły. Zauważył, że chłopiec rozgląda się po pokoju. Pośpiesznie odpowiedział na nieme pytanie.
CZYTASZ
Harry Potter i Wojna Aniołów
FanfictionOd autorki: Przed Wami moja pierwsza, i do tego tak rozbudowana, opowieść. Ponad 500 stron A4 zamknięte w 2 tomy. Zaczęłam ją pisać wiele lat temu, skończyłam niedawno - po bardzo długiej (kilkuletniej!) przerwie. Wybaczcie toporność tekstu w pierws...