Rozdział 17

2.3K 124 9
                                    

Do końca dnia nic ciekawego się nie wydarzyło. Harry popołudnie spędził w towarzystwie zielonej i czerwonej księgi. W międzyczasie myślał o tym, co mu powiedział Snape przed wyjściem z jego pokoju.

Ma mu mówić po imieniu... Jakby ktoś mu to powiedział jeszcze tydzień temu, to na pewno by dostał ataku histerycznego śmiechu... Tak, nigdy nie mów nigdy... Jednak ludzie potrafią się zmienić, tylko trzeba im na to zwyczajnie pozwolić.

Był bardzo ciekawy, jak to się rozwinie, jaki będzie miał teraz do niego stosunek niegdyś znienawidzony profesor. Jaka będzie jego nowa twarz? I czy przypadkiem nie był to chwilowy impuls? Potem wszystko będzie normalnie?

Nawet nie zdawał sobie z tego sprawy, że na czytaniu i rozmyślaniach minęło mu kilka godzin. Dopiero łzawiące oczy boleśnie sprowadziły go do rzeczywistości.

Za oknem słońce chyliło się ku zachodowi, pięknie barwiąc na pomarańczowo-karmazynowy kolor postrzępione chmury. Ptaki grupami odlatywały do miejsc noclegu. Na zegarku była za dziesięć dziewiętnasta. Jak zwykle nie chciało mu się jeść, lecz resztką rozsądku zdołał się zmotywować, by pójść na kolację.

W jadalni nie było nikogo. Było bardzo cicho, tak jak zresztą w całym dworze. Harry spojrzał na zegarek. 18.59... Usiadł na swoim miejscu. Czekał. Pięć po dziewiętnastej nadal było pusto. Zniecierpliwiony zawołał Mroczka i poprosił go o kolacje.

Jak zwykle wypił eliksir i zjadł trochę sałatki warzywnej, popijając sokiem z kiwi. Wstał i wrócił do sypialni. Poczytał jeszcze trochę i po wieczornej toalecie położył się spać.

Tymczasem Snape postanowił opowiedzieć całą nieprawdopodobną historię Dumbledoreowi. Po spotkaniu z nim w Kwaterze Głównej, wrócił do Snape Manor. Mimo iż było po północy, wszedł do domu z mieszanymi uczuciami. Po rozmowie z dyrektorem uświadomił sobie dobitnie kilka rzeczy, na które wcześniej nie zwrócił należytej uwagi. Większość osób, które znał albo go po prostu tolerowała (pod naciskiem Albusa), albo potrzebowała jego umiejętności (eliksiry), czy kontaktów (szpiegowanie) lub po prostu się go bała. Nikt tak naprawdę mu nie ufał i nawet nie próbował wybaczyć tego, co zrobił, a część najchętniej zatańczyłaby na jego grobie.

„Nawet Albus nie był bezinteresowny, coś za coś. Chciał mieć zaufanego szpiega. Wiedział, co zrobiłem i kim byłem... Kim jestem." — Skrzywił się na samą myśl o tym. — „Zaoferował też Hogwart na schronienie. Nie mogłem go zdradzić. Gdyby nie ten haczyk, to prawdopodobnie skończyłbym już dawno, jak większość śmierciożerców, w Azkabanie" - dociekał po drodze.

Wcześniej starał się nie myśleć w ten sposób. Przecież każde zebranie u Czarnego Pana mogło być jego ostatnim... Co zdawało się nie być przez nikogo brane pod uwagę. Tak naprawdę NIKOGO nie obchodził... Fakt ten nie powodował przyjemnych odczuć. Kiedyś nie zwracał na to najmniejszej uwagi. Właściwie czasami było mu to na rękę. Lecz teraz zaczęło mu to przeszkadzać... Sam do końca nie wiedział, dlaczego. Coś się zmieniło... Może się starzeje? Może przez... Pottera...?

„Potter... Osoba przeze mnie znienawidzona, jeden z pierwszych wrogów na liście, jak i ja u niego... Wybaczył, dał szansę, uratował życie... Choć wiedział, jakie ono było! Mógł przecież pozwolić mi skonać w okrutnych męczarniach. Za to, co zrobiłem jemu i innym. Zwyczajnie... Zemścić się... Właściwie to mi się należało." — Zacisnął bezwiednie pięści. — „A postąpił całkowicie odwrotnie... Postanowił mi pomóc, nie dla moich eliksirów, nie dla posiadania wtyczki u wroga, ale dla mnie jako... człowieka..." - Ta świadomość była naprawdę emocjonalnie budująca. Sprawiała, że miał więcej sił do życia...do walki...do zmian.

Ktoś w końcu go dostrzegł. Ta osoba, ta resztka człowieka stała się dla niego światełkiem w otaczającym go mroku. W życiu by nie przypuszczał, że może nim być Harry.

Harry Potter i Wojna AniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz