Rozdział 13

2.1K 123 0
                                    


Od tego czasu minęło kilka dni. Kilka razy powtórzył się dziwny sen ze Srebrnowłosymi w roli głównej. Zawsze ten sam scenariusz, mimo że Harry nie był w nim tylko obserwatorem, to i tak jakoś nie potrafił go zmienić.

Myślał nad nim kilka razy, szukał w bibliotece owych postaci. Niestety bez żadnego, nawet najmniejszego rezultatu, żadnej wzmianki czy nawet podobieństwa. Oczywiście nie miał zamiaru spytać Snapea o to.

Po wielu bezowocnych poszukiwaniach, doszedł do logicznego wniosku, że skoro na pokój są nałożone zaklęcia, to nie może być nic innego, jak głupi koszmar... Choć nie mógł się pozbyć dziwnego przeczucia, że niekoniecznie ma rację.

Jadł niewiele, ponieważ jego żołądek nadal był wielkości piłki do tenisa, lecz cieszył się, że dzięki eliksirowi w ogóle mógł cokolwiek przełknąć. Czuł się już trochę lepiej. Oczywiście te parę dni nie mogło znacząco wpłynąć na jego wygląd. Nadal był przeraźliwie chudy, lecz jego twarz wydawała się pogodniejsza i jakby ciut mniej zmęczona.

Już trzecią godzinę siedział dziś w bibliotece Snapea. Poszedł za jego radą, by tu często zaglądać. Skoro postanowił wrócić z międzyświata i tym samym walczyć z Voldemortem, to na pewno musi umieć dużo więcej niż teraz. Dlatego też spędzał każdą wolną chwilę z nosem książce. Niemal jak Hermiona... Lecz on na pewno chciał używać w praktyce zdobytą wiedzę i to dokładnie wiedział na kim. Gad i jego śmierciojady. Dzięki temu, że miał pozwolenie na używanie magii, mógł ćwiczyć rzucanie zaklęć. Snape dał mu wspaniałomyślnie do dyspozycji oddzielny pokój, w którym na manekinach próbował nowo poznane klątwy.

Harry stwierdził, że stary Nietoperz ma całkiem ciekawy księgozbiór, prawdopodobnie zbierany przez pokolenia. Wiele ksiąg dotyczyło czarnej magii i obrony przed nią, część traktowała o bardziej szkolnych przedmiotach. Największą część stanowiły jednak księgi o eliksirach, antidotach i roślinach. Nigdy wcześniej nie uwierzyłby we własne odczucia, ale teraz gotów był zaryzykować stwierdzenie, że nawet polubił eliksiry.

Gdy miał spokój, Snape nie darł się na niego, nie szydził z byle powodu, nie patrzył na ręce (choć nie do końca to była prawda), jakoś wszystko mu lepiej wychodziło, mimo że ciężko mu było poradzić sobie ze zdrewniałą i uparcie nieposłuszną ręką. Miał już coraz mniejszą nadzieję, że wróci do sprawności, lecz starał się o tym nie myśleć. Robił już ze szkolnym nauczycielem bardziej zaawansowane eliksiry.

Nadal był na niego zły za użycie legilimencji, jak i za wcześniejsze traktowanie. Chociaż widać było, że Snape stara się być miły, to i tak nawet kilka dni nie było w stanie zmienić jego nastawienia. Harry był przekonany, że to tylko chwilowa zmiana, prawdopodobnie pod naciskiem dyrektora.

Po kolacji, na której zjadł trochę sałatki, wrócił do biblioteki. Za oknem panował półmrok, a kłębiące się chmury w oddali zwiastowały deszcz. Rozglądał się po półkach, szukając czegoś ciekawego. Doszedł do dalszych regałów, gdzie było wiele starych, zniszczonych ksiąg. Wziął jedną z nich i wrócił do ulubionego fotela. Stary, zakurzony tom, oprawiony w ciemnozieloną smoczą skórę. Zdmuchnął wieloletni nalot, po czym resztę wytarł ostrożnie ręką. Spojrzał uważnie na przód księgi. Na okładce odciśnięty był wzór, jakby herb, średniowieczny rycerski miecz, opleciony krzewem róży, na tle serca. Harry nigdy wcześniej takiego nie widział i o takim nie słyszał. Wzruszył ramionami i otworzył na jednej z pierwszych stron. Pożółkłe strony zapisane były pochyłym pismem, zielonym atramentem. Nie znał tego języka, ale po formie zapisu i rycinach domyślił się, że chodzi o eliksiry. Bardzo był ciekawy, na jakie specyfiki są to przepisy. Przeglądał kartka po kartce, nic nie rozumiał, nie wiedział czemu, ale mimo dziwnego języka bardzo go to zaciekawiło.

Wpatrywał się w pochyłe skrupulatne pismo, myśląc, jak może by mógł komuś pomóc, gdyby odkrył tu jakąś starą, zapomnianą recepturę, Lupinowi, rodzicom Nevillea i innym. W tym momencie zaczęło się coś nie zwykłego, ze środka książki zaczęło wydobywać się jasnozłote światło, tak mocne, że w pomieszczeniu zrobiło się widniej.

Harry patrzył jak zahipnotyzowany w tekst. Poszczególne litery żarzyły się na zielono i w przedziwny sposób zmieniały położenie, niemal w głębi trójwymiarowo się przesuwając. Po około dwóch minutach proces transformacji ustał, znikło światło. Harry nadal patrzył oniemiały. Gdy uświadomił sobie, że już po wszystkim, przełknął głośno ślinę i głęboko odetchnął.

Czegoś takiego jeszcze nie widział. Nie wiedział też, co spowodowało zmianę. Dopiero po chwili uderzył go fakt, że potrafi odczytać zapiski — były teraz zwyczajnie w języku angielskim. Z tłukącym się jak oszalałe sercem, otworzył księgę na pierwszej stronie. Tytuł brzmiał „Eliksiry świata dla zaawansowanych", pod spodem był ten sam herb, co na okładce, tylko że serce równomiernie tętniło, a różany krzew magicznie się wił wokół miecza. Niżej napisane złotym atramentem „dla walczących sercem".

Zafascynowany odkryciem, czytał kolejne przepisy i instrukcje, drżącymi palcami przekładając kolejne pożółkłe strony. Poznał kilka nowych ciekawych mikstur, na przykład na niegojące się rany, na wyjątkowo jadowite ukąszenia i różne inne. Po kilkunastu stronach doszedł do kilku ważnych wniosków.

Wiele wywarów było naprawdę trudnych, do większości składniki były bardzo rzadko spotykane lub nawet nielegalne (zapewne w tamtych czasach było inaczej). Część nazw eliksirów znał, również ich zastosowanie, jednak sposób ich przyrządzenia był dalece różny od wcześniej poznanego, ale za to niejednokrotnie o wiele szybszy lub skuteczniejszy w działaniu. Praktycznie wszystkie miały charakter leczniczy. Ostatni wniosek był najbardziej zaskakujący, mianowicie warzyciel specyfiku musiał mieć czyste zamiary, co do osoby, dla której go wykonywał oraz dodatkowo darzyć ją pozytywnym uczuciem (nie mógł być to wróg). W przeciwnym wypadku im obojgu groziły bardzo niemiłe konsekwencje.

Harry dopiero po chwili zrozumiał, dlaczego w każdym przepisie jest warunek o czystości zamiarów. Przecież podtytuł o tym mówił, do kogo są one skierowane: „dla walczących sercem", więc to był zbiór specjalnie dobrany pod tym kątem.

Ostatni warunek sprawiał również, że eliksir nie był uniwersalny. Musiał być zrobiony dla konkretnej osoby, lecz nie dla siebie, nie dało się również uwarzyć go w większej ilości i przykładowo oddać do szpitala dla leczenia przypadkowych osób. To chyba była ich największa wada.

Poczuł się bardzo zmęczony. Nic w tym dziwnego, było już po jedenastej wieczorem. Wziął księgę ze sobą i poszedł do pokoju. Dopiero w sypialni zauważył, że na dworze leje jak z cebra i mocno wieje. Przymknął okno, w oddali niebo co chwilę rozświetlały błyskawice. Położył najnowszy naukowy nabytek na szafce nocnej. Umył się, przebrał i położył do łóżka.

Mimo zmęczenia, nie mógł usnąć. Kręcił się z boku na bok. To, o czym myślał i próbował stłumić przez ostatnie dni, uderzyło w niego z całym impetem. Syriusz, już nie jego śmierć, lecz wcześniejsze „przygody", Ginny, rodzice, Ron, Hermiona, Dumbledore, a nawet Snape i jego dziwne zachowanie. Po około półtora godzinnej walce z samym sobą, zapadł w niespokojny, jak pogoda tej nocy, sen.

Harry Potter i Wojna AniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz