Rozdział 29

1.7K 116 2
                                    

Mijały kolejne, ciągnące się niemiłosiernie i wydawać się mogło, że w nieskończoność dni. Harry wynudził się jak mops, ale co zrobić. Pielęgniarka uparła się, że nie wypuści go wcześniej, aż będzie zdolny chodzić. Jakby był małym dzieckiem i nie mógłby leżeć we własnym pokoju. Czy tu, czy tam... Co za różnica? Chociaż z drugiej strony, tam pewnie byłby mały problem. Zwłaszcza, jeśli mowa o łazience i sprawach z nią związanymi... Ale nie wdawajmy się w szczegóły.

Obudził się nieco wcześniej w piątkowy ranek, słońce nadal dość nieśmiało zaglądało do okien Sali Szpitalnej. Przeciągnął się jak zawsze, ziewając przy tym szeroko i... swobodnie. I tu coś mu nie pasowało... Nagle zastygł w bezruchu, zmuszając jeszcze zaspane trybiki mózgu do przyśpieszenia obrotów... Po chwili zerwał się do pozycji siedzącej i odruchowo złapał ręką za gardło, chcąc się upewnić... Odetchnął z ulgą i uśmiechnął się do siebie. Ciasne bandaże w końcu zniknęły! Nie miał pojęcie, kiedy i kto je zdjął, ale w tym momencie to nie było istotne. Gdyby tylko mógł, zatańczyłby ze szczęścia. W końcu jakiś postęp i dobry początek dnia. Może wkrótce wyjdzie? Opadł na poduszki, przez cały czas szczerząc się jak głupek.

Niestety, szybko wrócił do rzeczywistości. Musiał oczywiście zażyć kolejną dawkę Blasku Tęczy. Z już mniej radosną miną sięgnął po omacku po leżącą na szafce obok fiolkę. Pech chciał, że złapał ją w najmniej odpowiednim miejscu i gładkie szkło, jak żywy wąż w mgnieniu oka wyślizgnęło mu się z pomiędzy palców... Harry tylko zacisnął kurczono powieki, nasłuchując głuchego brzdęku tłuczonego szkła... Ale, o dziwo, go nie usłyszał. Chłopak otworzył niepewnie jedno oko, potem drugie. Wychylił się i rozejrzał po podłodze zdziwionym wzrokiem. „Teraz to się popisałem sprytem i gracją... gumochłona!" - I zaklął pod nosem jak rzadko kiedy. Musiał go przecież wypić, a nie mógł nawet znaleźć. Wściekły na siebie nadal wypatrywał zguby. Nagle zobaczył kątem oka coś błyszczącego, nieco dalej od łóżka. „Tam się schowałeś..." - Odetchnął z ulgą. Na szczęście, buteleczka była faktycznie cała. Lecz tu się pojawił nowy problem, o którym wcześniej nie pomyślał... „Jak ją, do diabła, wziąć?!" - Zdenerwowany uderzył z całej siły zaciśniętą pięścią w poduszkę, wyrzucając sobie własną głupotę. Dopiero po chwili jakoś zdołał się opanować i zaczął trzeźwiej myśleć. Nie miał innego wyjścia, jak po prostu wstać i po nią pójść... Ale jak?! Jeszcze wczoraj wieczorem nie potrafił, więc co się mogło zmienić przez jedną, krótką noc...? Lecz musiał przecież jakoś wybrnąć z tej durnej sytuacji, którą sam sobie inteligentnie zafundował.

Nadal leżąc, odetchnął głębiej kilka razy. Na początek postanowił skupić się jak najbardziej potrafił na zgięciu samych kolan. Jednocześnie przypatrywał się im z wyczekiwaniem i nadzieją... Nagle z zaskoczeniem stwierdził, że potrafi to zrobić! Podekscytowany natychmiast usiadł i ostrożnie spuścił nogi na podłogę. „Może się uda?! Nie może, musi!" - skarcił się w myślach. Trzymając się asekuracyjnie poręczy łóżka, wstał dość niepewnie. Zrobił jeden krok, później już bez trzymania drugi...

- TAK! – krzyknął szczęśliwy i jednocześnie zaskoczony tak nagłym postępem. Jednak po chwili pożałował głośnej manifestacji zadowolenia. Gardło okazało się jeszcze nie do końca wyleczone, co poskutkowało bólem i atakiem suchego kaszlu. Oczywiście, gdyby i ono okazało się zdrowe, to chyba byłoby za dużo szczęścia na raz...

Lecz, mimo to, Harry i tak był wniebowzięty. Teraz na pewno będzie mógł w końcu stąd wyjść! Zadowolony, przedreptał kilka kroków i wziął z podłogi mieniący się kolorami tęczy eliksir. Spojrzał odruchowo na szafkę i po chwili uśmiechnął się, kręcąc głową. Leżała na niej spokojnie, tak jak ją zostawił wczoraj wieczorem... Różdżka. Mógł przecież bez żadnego wysiłku przywołać za jej pomocą bezcenną fiolkę. I pewnie dzięki temu spędziłby tu jeszcze kilka, jakże ekscytujących dni...

Harry Potter i Wojna AniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz