Harry odprowadził wzrokiem Snape'a, aż ten nie zniknął za zamkniętymi drzwiami. Wraz z kliknięciem zamka, zapadła głucha, dołująca cisza. A jeszcze chwilę temu chciał, by głos go wybudzający w końcu zamilkł. Pocieszał się, że Snape za chwilę wróci... Tak jak obiecał. Jednak każdej sekundzie towarzyszył nieustanny, nawet na moment nie dający wytchnienia ból. Próbując jakoś przetrwać i nie zwariować do powrotu Severusa, postanowił resztkami sił skupić myśli na czymś innym. A że całkowicie nie dawało się zapomnieć o dręczących dolegliwościach, zaczął dociekać dlaczego jest w takim stanie. Zakładając, że jest rano, to wczoraj wrócił do pokoju... prosto ze skrzydła szpitalnego. Tam użył na Tonks jednej z najsilniejszych tarcz, jaką zapamiętał z oprawionej w smoczą skórę księgi. A przy okazji, nadal nie wiedział, czy jej pomógł. Jednak zastanawianie się teraz nad tym nie miało większego sensu. Cofnął się zatem do poprzedniej, retrospekcyjnej myśli. Wrócił do pokoju całkowicie wykończony. Było mu strasznie gorąco, dlatego też założył tylko spodnie od piżamy i chcąc się choć trochę zregenerować... postanowił chwilę się przespać. I w tym momencie obraz zaczął się rozjaśniać, tworząc kompletne, choć niezwykle mało przyjemne wspomnienie. Wtedy, w miejscu zarezerwowanym na spokojną drzemkę, wkroczył dobrze mu znany koszmar, w którym znów stał się obiektem chorych zabaw gadzich sługusów. Jednak w tym koszmarze było coś dziwnego. Zamiast się skończyć w tym momencie co zawsze... dalej trwał. Dopiero po wielu kolejnych, brutalnych rundach jakimś cudem zdołał się obudzić. Teraz już znał powód swojego wyglądu i samopoczucia. Ale wciąż nie miał najmniejszego pojęcia, dlaczego tak się stało i czy to był tylko jednorazowy incydent... Czy tak już będzie za każdym razem? Czy ciąg dalszy koszmaru był prawdą, a może Voldemort specjalnie przedłużył wizję własną twórczością? Pamiętał jedno, podczas „snu" czuł się jeszcze bardziej bezbronny niż zwykle. Tak, jakby nie miał żadnej ochrony...
Nagle jego już dość zaawansowane w postępie rozważania zostały przerwane przez oślepiający, zielony błysk i równie donośny trzask dochodzący z... kominka. Harry nie miał siły, by zobaczyć, co się stało, lecz oczywiście domyślał się tego. „Na szczęście kwatera jest dźwiękoszczelna" – pocieszył się. Ale zastanowiła go inna myśl: do tej pory sądził, że kominki w uczniowskich dormitoriach nie są podłączone do żadnej sieci... Lecz to nie był czas na tego typu rozważania.
Zaraz nad nim pojawiła się zamyślona, blada twarz Mistrza Eliksirów. W ręku trzymał jakieś zawiniątko.
- Jakieś zmiany? - spytał, badawczo mu się przyglądając bezdennie czarnymi oczyma.
- Nie sądzę... - szepnął, jednocześnie mimo bólu z zaciekawieniem zerkając na dłoń nauczyciela. Snape milczał jeszcze przez chwilę, jakby zastanawiając się, czy dobrze robi. Nie chciał mu zaszkodzić. Później, nadal nic nie mówiąc, położył zawiniątko na bordowej kołdrze, jak na podręcznym stoliku. Harry, leżąc płasko na łóżku, nie mógł dostrzec, co konkretnie robi Snape. Jednak widząc skupienie i zamyślenie na twarzy profesora, postanowił mu nie przeszkadzać, a jednocześnie zżerająca go ciekawość trochę pozwalała zapomnieć o ogromnym bólu. Jak się okazało, to, co kombinował Snape nie trwało długo. Po chwili podszedł do niego z drugiej strony łóżka.
- Daj mi prawą rękę – powiedział dość poważnie, unosząc do góry i przygotowując strzykawkę. Harry wytrzeszczył w szoku oczy, z niedowierzaniem i wręcz przerażeniem patrząc to na Snape'a, to na strzykawkę i sączące się z końcówki igły drobne kropelki bezbarwnego płynu. Odruchowo przycisnął rękę bliżej siebie. Przez moment Severus zdawał się nie zwracać na chłopca większej uwagi, zastanawiając się, czy trafnie oszacował jego wagę i czy dobrze dobrał proporcje. Dopiero po chwili zauważył jego przerażony wzrok.
CZYTASZ
Harry Potter i Wojna Aniołów
FanfictionOd autorki: Przed Wami moja pierwsza, i do tego tak rozbudowana, opowieść. Ponad 500 stron A4 zamknięte w 2 tomy. Zaczęłam ją pisać wiele lat temu, skończyłam niedawno - po bardzo długiej (kilkuletniej!) przerwie. Wybaczcie toporność tekstu w pierws...