W niedzielne popołudnie szkolne korytarze były niemal całkowicie wyludnione. Do kolacji pozostało jeszcze kilka godzin, więc większość uczniów wolała spędzić końcówkę weekendu albo na dworze, bawiąc się w półmroku lepkim śniegiem, bądź w ciepłych dormitoriach, grając w różne zabawy lub pośpiesznie nadrabiając zaległe prace domowe. Na tym ostatnim najciężej było się skupić, gdyż lada moment, a ściślej mówiąc w przyszłą sobotę, zaczynały się bożonarodzeniowe ferie i praktycznie każdy myślami był już w zapewne pachnącym świętami domu. Choinka, prezenty, wolne od nauki i obowiązków, przepyszne potrawy, apetyczne ciasta... Wizja świątecznej atmosfery swym pięknem coraz bardziej przyćmiewała wszystkie inne troski i smutki. Tym bardziej nikt nawet nie przypuszczał, jak wielka tragedia się wydarzyła i jaka rozpacz zapanowała wśród tych, którzy o dramacie już wiedzieli.
Mimo nie tak późnego popołudnia, zimowe wieczory szybko zastępowały miejsce nawet słonecznego dnia. W wesoło tańczącym świetle pochodni na ścianach korytarzu majaczyły trzy cienie szybko idących postaci, choć kroki tylko jednej z nich niosły się nikłym echem w głąb wiekowego zamczyska. Albus Dumbledore szedł środkiem, dwóch idących po jego bokach Aniołów kroczyło jak zwykle majestatycznie i bezszelestnie, z dłońmi schowanymi w śnieżnobiałych, szerokich rękawach długich do samej ziemi płaszczy. Ich blade, kamienne twarze pozostawały niewzruszone, a fioletowe oczy zimne jak arktyczny lód. Na ogół opanowany i spokojny dyrektor w tej chwili był ich całkowitym przeciwieństwem, tak niepodobnym do siebie. Wyraźnie zdenerwowany, z zaciętą miną i podejrzanie lśniącymi oczami, w których niedowierzanie mieszało się z bólem i trwogą. Jego długa szata unoszona pędem powietrza podrywała się co chwila z marmurowej posadzki. Serce biło mu tak mocno, jak rzadko kiedy, a zaciskane w pięści dłonie nieznacznie drżały. Albus miał wyjątkowy mętlik w głowie. Dosłownie przed chwilą do jego gabinetu przeniósł się kominkiem biały jak pergamin, roztrzęsiony Artur Weasley, i jąkając się ledwo wydukał, że Severus jest na skraju wycieńczenia a Harry chyba nie żyje... Z Grimmauld Place przeniesiono ich oboje bezpośrednio do skrzydła szpitalnego, dokąd właśnie teraz zmierzała cała trójka. Wstrząśnięty Artur za usilną namową Albusa został w dyrektorskim gabinecie.
Droga z gabinetu do sali szpitalnej zajęła im wyjątkowo mało czasu. Albus, nie zwlekając ani sekundy, prawie w biegu otworzył drzwi i, nie do końca będąc pewnym czego się spodziewać, weszli do środka. Wewnątrz krzątało się pośpiesznie kilka osób, głównie wokół jednego łóżka. Drugie, częściowo oddzielone białym parawanem, również było zajęte, ale pacjentem nikt się nie zajmował. Dyrektor w dwóch krokach znalazł się przy nich. Srebrni stali tuż za nim. Wszyscy, na których spojrzał mieli zapłakane, przekrwione oczy. Sagitta z Poppy i Lupinem opatrywali w nieprzytomnego Snape'a. Zapłakana Molly Weasley siedziała przy drugim łóżku, niewidzącym wzrokiem wpatrując się w nieruchomo leżącego, przykrytego po szyję białym prześcieradłem Harry'ego.
- Poppy, jaki jest ich stan? – spytał orientacyjnie dyrektor, tylko na pozór spokojnym głosem. Wszyscy troje przy Severusie niemal podskoczyli zaskoczeni, dopiero teraz uświadamiając sobie ich przybycie. Oderwali się na chwilę od pracy i spojrzeli na nich załamani. Poppy znów mało kulturalnie pociągnęła nosem i wytarła z policzka stróżkę łez.
- Severusa chyba damy radę uratować... Ale... Harry Potter... - Znów pociągnęła nosem i spojrzała w kierunku drugiego łóżka. – Próbowaliśmy go reanimować... Oni wcześniej też próbowali... Albusie, on nie żyje... - Ręce się jej zatrzęsły, a Lupin ukrył zbolałą twarz w zabrudzonych krwią Snape'a dłoniach. Wszyscy nadal byli w prawdziwym szoku. Nikt nie chciał uwierzyć, że to naprawdę się stało. Tym bardziej Albus, który znał całą przepowiednię. Natychmiast podszedł do drugiego łóżka za niewielkim parawanem. Srebrni oczywiście podążyli za nim.
CZYTASZ
Harry Potter i Wojna Aniołów
FanficOd autorki: Przed Wami moja pierwsza, i do tego tak rozbudowana, opowieść. Ponad 500 stron A4 zamknięte w 2 tomy. Zaczęłam ją pisać wiele lat temu, skończyłam niedawno - po bardzo długiej (kilkuletniej!) przerwie. Wybaczcie toporność tekstu w pierws...