Uporczywe pukanie do drzwi nie cichło. Leżący w łóżku Harry, nie widząc innego wyjścia, sięgnął po różdżkę i odetchnąwszy głębiej jednym machnięciem uchylił wejście. Oczywiście domyślał się, kto może się dobijać do jego pokoju... I oczywiście się nie pomylił, jak zawsze w sytuacjach, gdy czegoś mniej lub bardziej nie chciał. Natychmiast przez szparę zajrzała niepewnie Hermiona, a tuż za nią czaił się Ron.
- Wejdźcie – zachęcił ich Harry, siląc się na uśmiech, choć tak naprawdę wolałby uciec jak najdalej. Wiedział, co go czeka. Zaproszeni Gryfoni weszli, rozglądając się na boki, chcąc się upewnić, że nie ma już Snape'a. Hermiona przyniosła na talerzu śniadaniowy omlet z pomidorami, a Ron sok do picia. W ciszy postawili wszystko na szafce obok i usiedli na własnoręcznie przysuniętych do łóżka fotelach.
- Dzięki za śniadanie... Ale nie musicie przynosić mi jedzenia... - powiedział półgłosem i jak na umówiony znak, w tej samej chwili z cichym pyknięciem pojawił się szkolny skrzat, w małych łapkach trzymający tacę wyładowaną wieloma talerzami z przeróżną zawartością. Hermiona zmarszczyła brwi, Ron otworzył w zdziwieniu usta, a Harry spojrzał na skrzata, kręcąc głową. „Chyba wszystkie skrzaty nie mają w swym słowniku słów trochę i lekkie" – pomyślał, wywracając oczami, przypominając sobie podobne zachowanie Mroczka w Snape Manor. Stworzonko postawiło tacę obok talerza od Hermiony i spojrzało pytająco na Harry'ego.
- Dziękuję, Myszku, nic więcej nie potrzebuję. – Skrzat, dłużej nie czekając, bez słowa skłonił się i dyskretnie deportował.
- Nie wiedziałem, że masz osobistego skrzata... - zaczął Ron, nie mogąc powstrzymać się od komentarza, przerywając tym samym dość napiętą ciszę. Harry spojrzał na niego jak na kretyna, chociaż właściwie mógł się tego po nim spodziewać. Ron zawsze najpierw mówi, później myśli... I tego chyba nic już nie zmieni. Na szczęście to nie jest cecha rodzinna...
- Bo nie mam - zaczął tłumaczyć lekko poirytowanym głosem. - Dyrektor polecił Myszkowi, by przynosił mi jedzenie, skoro do końca tygodnie mam nie opuszczać łóżka.
- Przecież my możemy ci przynosić... - obruszyła się Hermiona.
- Ale po co? – wtrącił nie dając dziewczynie dokończyć wywodu. - To tak jak w skrzydle szpitalnym, a że tam nie ma miejsca, to...
- Dobrze. – Dała za wygraną. - Nie ważne, Harry. Nie ma sprawy. Lepiej powiedz, jak się czujesz? - zagadnęła już weselej, nie chcąc wdawać się w głupią i bezsensowną w tej sytuacji dyskusję. Obiektywnie patrząc, jego pokój w pewien sposób pełnił rolę osobistej sali szpitalnej. – Widzę, że już wróciłeś do rzeczywistości... - uśmiechnęła się, zakrywając dłonią usta, by choć trochę stłumić swą reakcję na samo wspomnienie o jego zachowaniu. Ron mniej kulturalnie zaczął głupkowato chichotać.
- O co wam chodzi?! - żachnął się, nie rozumiejąc.
- Żartujesz? Nie pamiętasz własnych słów? - zadziwił się Ron, ledwo już opanowując śmiech.
- Pamiętasz cokolwiek z poprzedniej doby? - dociekała Hermi. Jak Harry pokręcił przecząco głową, Weasley o mało nie spadł z fotela, kurczowo trzymając się za brzuch.
- Może razem się pośmiejemy?! - warknął już rozdrażniony sytuacją. Domyślał się, że mógł na przykład majaczyć. Pamiętał, że morfina w dużych dawkach może mieć takie działanie. Miał tylko nadzieję, że nie powiedział nic, co by zdradziło rzeczy, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. Przez kolejną godzinę Hermiona na zmianę z Ronem opowiadali mu jego własne, co ciekawsze wypowiedzi i mniej lub bardziej karkołomne zapędy. Faktycznie, nie było co się dziwić ich reakcji na samą myśl o tym. Już po chwili śmiał się razem z nimi, momentami zapominając, dlaczego podano mu ten specyfik.
CZYTASZ
Harry Potter i Wojna Aniołów
FanficOd autorki: Przed Wami moja pierwsza, i do tego tak rozbudowana, opowieść. Ponad 500 stron A4 zamknięte w 2 tomy. Zaczęłam ją pisać wiele lat temu, skończyłam niedawno - po bardzo długiej (kilkuletniej!) przerwie. Wybaczcie toporność tekstu w pierws...