Rozdział 36

1.5K 75 3
                                    

Szedł szybkim krokiem, w trakcie poprawiając dość niedbale zarzuconą szkolną szatę. Za dziesięć minut kończy się śniadanie, a musiał na nie zdążyć. Bynajmniej nie był głodny... Właściwie, rzadko kiedy był. Przyczyna pośpiechu była może zgoła niepozorna, ale lepiej się zbytnio nie narażać rozwścieczonej Hermionie. Ona wraz z Ginny, postanowiły, że będą go skrupulatnie pilnowały, by zjawiał się na wszystkich posiłkach. Całkiem, jakby od pani Weasley dostały misję specjalną pod kryptonimem „utuczyć chudego Pottera". A co gorsza, wypełniały ją, niemal stawiając to sobie za punkt honoru. Oczywiście, że był świadomy swojej wręcz chorobliwej chudości... Ale co mógł na to poradzić? Nic. I miał już dosyć ich komentarzy i suszenia głowy, więc tym razem chciał się pojawić, chociaż na końcówce posiłku.

Za wysmukłymi, wąskimi oknami wiekowego zamczyska budził się do życia nowy dzień. Nieśmiało wstające słońce oświetlało pierwszymi promieniami bezchmurne niebo, a obficie napadały śnieg pięknie lśnił na hogwarckich błoniach i wierzchołkach drzew Zakazanego Lasu. Szyby strzelistych okien pokrył finezyjny szron, dobitnie uświadamiając niedowiarkom, że oficjalnie i nieodwołalnie nadeszła zima. Lecz dzień mimo wszystko zapowiadał się pogodnie i całkiem ładnie. Aż szkoda było siedzieć godzinami w szkolnych ławach.

Lekko zdyszany wpadł do Wielkiej Sali i zajął wolne miejsce obok Rona. Siedząca naprzeciwko Hermiona obrzuciła go krytycznym spojrzeniem i z wyraźnym trudem powstrzymała się od komentarza. Znając życie, było to chwilowe przemilczenie.

- Cześć – mruknął Ron, z pełnymi owsianki ustami.

- Cześć – sapnął, z nadal lekko przyśpieszonym oddechem. Machinalnie zażył mlecznobiały eliksir i sięgnął po apetycznie wyglądające naleśniki z polewą orzechową.

- Odkąd mieszkasz sam, notorycznie spóźniasz się na śniadania... - wytknęła mu Hremiona, nie umiejąc przemilczeć krytyki. Odstawiła na stół srebrny pucharek po skończonym deserze. Oczywiście, że i tym razem miała rację, choć o przyczynach mogła mieć tylko mgliste pojęcie. Oprócz tych całkiem logicznych czynników, jak brak okien w pokoju (przez co ani blask słońca, ani żadne odgłosy natury do niego nie docierały) czy zegar, którego marne próby zakłócania tak rzadko błogiego snu dawało się łatwo udaremnić, to istniały jeszcze koszmary, prześladujące go o wiele częściej, niż przyjaciele mieli tego świadomość. Ale, niech tak zostanie.

- Coś w tym jest... - Zbył ją, nie chcąc ciągnąć tematu, który już kilka razy kończył się sprzeczkami.

W ciszy kończyli (bądź dopiero zaczynali) śniadanie. Po chwili padł na Harry'ego czyjś cień, a Hermiona podniosła na przybysza pytający wzrok.

- Panie Potter – powiedziała oschle nauczycielka, wyciągając ku niemu zwoje pergaminów. Harry odwrócił się i spojrzał na nią lekko zdziwiony, ale nie zdążył o nic zapytać. – Nastąpiła w tym tygodniu mała zmiana planów zajęć. Rozdaj to tylko szóstemu i siódmemu rocznikowi.

- Oczywiście – bąknął nieco zaskoczony i niezgrabnie wziął od opiekunki ich domu nowe plany.

- Macie. - Podał rolki gryfońskim prefektom, a ci szybko rozdali reszcie.

Harry rozwinął swój i omiótł go szybko wzrokiem.

- Ciekawe, dlaczego zmienili... - zaczął Weasley.

- O rzesz... - jęknął pod nosem, resztę inteligentnej wypowiedzi zmiąwszy w myślach.

- Co jest? – zaciekawił się Ron. - O, ja mam teraz wolne dwie godziny! – wyszczerzył się, zerkając mu przez ramię.

- To się ciesz... Ja mam eliksiry zamiast transmutacji... - jęknął Harry. Hermiona spojrzała na niego podejrzanie, niebezpiecznie mrużąc powieki.

Harry Potter i Wojna AniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz