Rozdział 17

688 30 7
                                    

Zbetowane przez KikX :-)

Sprawa mugolskiego sierocińca okazała się bardziej zawiła niż przypuszczał. Mała mieścina, bardzo nieprzychylnie nastawiona do obcych. Mimo używania magii, sprawdzenie wszystkich poszlak i wyjaśnienie niepewności zajęło młodszemu Potterowi kilkanaście dni. Co gorsze, wnioski nie były jednoznaczne. Ciał dzieci nigdy nie odnaleziono. Nie natrafił na żadnego mugola noszącego w sobie oznaki użycia magii. Dzieci przepadły bez śladu. Na domiar złego, szukanie sojuszników nie szło Eonowi i Syriuszowi zbyt dobrze. Elfy odmówiły jakiejkolwiek współpracy, kotołaki standardowo były wiecznie niezdecydowane. Na razie tylko krasnoludzie wydawali się skorzy do pomocy. Najwyraźniej król był dla nich autorytetem nawet po swojej śmierci. Black stwierdził, że gdyby się nie powołali na zażyłe stosunki z królem (nieważne, że takowe nastąpiły dopiero w Arkadii), to krasnoludzie nawet by nie rozważyli udzielenia pomocy. Każde wsparcie cieszyło Pottera, ale najbardziej zależało mu na gigantach – istotach potężnych tak od strony magicznej, jak i fizycznej. Niestety ciężej było je odszukać niż Elfy Świetliste, a czas nieubłaganie uciekał. Minął prawie miesiąc zanim znów się spotkali razem w Hogwarcie.

***

– Nie wiem, czy to dobry pomysł, Harry. – Lupin wciąż nie był przekonany i nawet nie starał się ukryć paniki w oczach. – Jakoś niewyraźnie się czuję...

– Remusie, przestań. Nie obrażaj honoru domu, Gryfonem jesteś! Idziemy. – Harry próbował go motywować. – Dwaj Srebrni pójdą z nami. Nic nikomu nie grozi...

– Ale po co? Może przy następnej pełni spróbujemy? Może jest za wcześnie? – Drżący głos Remusa ocierał się o paniczny ton. Z jednej strony zżerała go ciekawość, ale z drugiej paraliżująco się bał. Zaciskał dłonie na podłokietnikach fotela, jakby to miało go zatrzymać w miejscu. Siedzieli w celi bez okien, z drzwiami zamykanymi od zewnątrz. Wilkołak bał się działań ubocznych eliksiru i zastosował skrajną prewencję. Praktycznie nie wychodził z klitki w podziemiach, do której drzwi kazał mieć na stałe zaryglowane. Harry wstał. W tym samym momencie otworzyły się drzwi do ich ciemnej komnaty. Weszło dwóch Srebrnowłosych.

– Remusie, już czas – stwierdził Harry stanowczo, nie pozostawiając miejsca na dyskusję. Wiedział, że to nie jest konieczne, nie musieli nigdzie wychodzić, ale chciał, by Lunatyk sam się przekonał. Inaczej gotów był do końca życia tkwić w tym miejscu. Lupin spojrzał na nich, jakby mieli go ciągnąć na szafot. Z pełnym niechęci westchnieniem podniósł się z fotela. Wszyscy razem wyszli na korytarz. W ciszy doszli do wyjścia z zamku.

– Gotowy? – Harry zapytał wesołym tonem. Blady jak ściana Lupin tylko pokręcił przecząco głową. Potter parsknął śmiechem. – Otwórzcie wrota – rozkazał.

Hogwarckie błonia tonęły w czerni nocy. Gęste chmury całkowicie spowiły nieboskłon, nie dając się ukazać ani gwiazdom, ani pięknej pełni księżyca. Chłodna mgła wisiała tuż nad trawą, spływając białą nieruchomą falą ze wzgórza.

Lupin odetchnął głęboko chłodnym powietrzem. Nabrał go w płuca możliwie dużo, jakby czekało go długie nurkowanie. Zrobił niepewny krok na przód. Kolejny już nieco śmielej. Uśmiechnął się do siebie z zaskoczeniem. Zaczął iść odważniej, spoglądając co chwila na własne dłonie. Obracał nimi nie wierząc. Były cały czas normalne – ludzkie! Nie zauważył, kiedy zaczął biec, ciesząc się jak dziecko. Po jakimś czasie padł na plecy tuż na skraju wzgórza.

Harry z Aniołami doszli do niego wolnym krokiem. Srebrni zachowali duży dystans, zatrzymując się pod drzewem. Potter usiadł obok skrajnie szczęśliwego przyjaciela. Niebo zaczęło się lekko przecierać. Młody Anioł spojrzał na zamyślonego Huncwota, który nawet nie starał się zetrzeć zdradzieckich, pojedynczych łez z policzków.

Harry Potter i Wojna AniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz