Rozdział 27

1.8K 110 9
                                    

- Cholera! – warknął, uderzając pięścią w blat stołu, aż kociołek się lekko zakołysał. Już od trzech dni próbował bezskutecznie rozgryźć ten durny eliksir. „Wszystkie testy prowadzą do sprzecznych wniosków... To przecież nie możliwe!" - Coraz bardziej się frustrował. Mieniący się barwami tęczy płyn stanowił dziwne i potencjalnie nierealne połączenie różnych specyfików i domieszkę bardzo ciężko dostępnych ingrediencji. „To absurd..." – sapnął, siadając za biurkiem. Oparł łokcie o pulpit i zaczął obracać palcami fiolkę z dziwną mieszanką w środku, jednocześnie przyglądając się jej z niedowierzaniem.

- Czym jesteś? - spytał zrezygnowanym głosem. Przekopał już wszystkie książki, zrobił testy, sprawdził najnowsze wynalezione eliksiry... I nawet nie trafił na cokolwiek podobnego, już nie mówiąc o identycznym. Jeszcze nigdy nie spotkał się z tak osobliwym połączeniem. Nigdy też nie zdarzyło mu się nie rozpracować jakiegoś specyfiku. To była totalna porażka i dyshonor dla Mistrza Eliksirów.

„Jak mam dać coś Harry'emu, nie wiedząc, co to jest?!"- Odłożył buteleczkę na bok, o mały włos nie przegrywając walki z ogromną chęcią rzucenia nią o kamienną ścianę lochu. Odruchowo spojrzał na stary, dębowy zegar stojący w rogu pokoju. Wskazówka minutnika leniwie przesunęła się, wybijając w ten sposób godzinę trzecią trzydzieści. W nocy.

Ostatnie kilka dni dało mu się we znaki, przez co był naprawdę zirytowany. Nie rozwiązał tajemnicy tęczowego eliksiru. Nie odwiedził też od tamtej pory Harry'ego. „Jak nie Wiem–To-Wszystko-Granger, to młoda Weasleyówna. Ciągle ślęczą przy nim..." - syknął zły. Nie mógł przecież od tak pojawić się u niego, nie wzbudzając podejrzeń. A same lakoniczne stwierdzenia Dumbledore'a o stanie chłopaka to było stanowczo za mało. „Może teraz... jest sam?" - kombinował. Chciał przynajmniej upewnić się, samemu zobaczyć, w jakim jest stanie. Lepszym? A może wręcz przeciwnie...

Musiał spróbować. Wyszedł z kwatery, cicho zamykając drzwi za sobą. Tą częścią nie musiał się przejmować. Często chodzi nocami po korytarzach, dlatego też nikogo nie zaskoczy swoim widokiem. Jednak problem może pojawić się później. Miał naiwną nadzieję, że tym razem pielęgniarka wygoni wszystkich zdrowych ze skrzydła szpitalnego. Przeczuwał, że mimo dość szybkiej pomocy, trucizna mogła poczynić jakieś spustoszenie w organizmie chłopca. Niepokoił się o niego... Jeszcze nie tak dawno na nikim mu nie zależało, w najśmielszych marzeniach czy koszmarach nie podejrzewał, że kiedykolwiek może się to zmienić. Tym bardziej, że mógłby szczerze martwić się o Pottera. Całkowita abstrakcja. Teraz, gdyby ktoś go spytał konkretnie, dlaczego Harry... To tak naprawdę ciężko byłoby sprecyzować argumenty. Liczył się on, a dlaczego, przestało być ważne. Za każdym razem, gdy tylko miał ku temu okazję, dyskretnie go obserwował. Zawsze wiedział, kiedy miał za sobą koszmarną noc i za każdym razem nie mógł sobie darować swej bezsilności w tej kwestii. Podobnie czuł się i w tej chwili. Ten czas niepewności, czekania aż się obudzi, był momentami naprawdę trudny do wytrzymania.

Tak rozmyślając przeszedł całą drogę od lochów do drzwi skrzydła szpitalnego. Starając się zrobić to jak najciszej, delikatnie nacisnął mosiężną klamkę. Czuł się głupio, właśnie skradał się jak jakiś uczniak. Ale czego się nie robi... Rozejrzał się bystro po sali. Było dość ciemno, ale bez problemu ją dostrzegł. „Oczywiście... Weasley" - pomyślał z kwaśną miną. Długie, płomieniste włosy były doskonale widoczne i nie do pomylenia. Siedziała przy łóżku, z głową położoną na pościeli. Swą obecnością wszystko psuła, lecz Snape nie chciał się po raz kolejny wycofywać. Przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Było już późno w nocy, dlatego też dziewczyna prawdopodobnie dość głęboko śpi. Jednak wolał mieć pewność, że przez jakiś czas się nie obudzi, stawiając go w ten sposób w dość mało zręcznej sytuacji. Podszedł bezszelestnie do Ginny, w międzyczasie wyjmując z jednej ze swych przepastnych kieszeni fiolkę z niebieskawym płynem. Będąc już wystarczająco blisko, odkorkował buteleczkę i ostrożnie podsunął ją dziewczynie tuż pod nos. „Eliksir słodkiego snu... Bezwonne opary uśpią ją przynajmniej na godzinę" - pomyślał zadowolony z siebie, jednocześnie plując sobie w brodę, że wcześniej na to nie wpadł. Rudowłosa nawet nie drgnęła.

Harry Potter i Wojna AniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz